Dionizos wśród piratów, albo dekonstrukcja mitu
Nie. Nie uciekł rabusiom na grzbiecie delfina. Wykastrowali go i sprzedali na targu. Można go widzieć, jak ciągnie wózek bandzie obiboków. Włóczą go z sobą od miasta do miasta. Wdzierają się na sceny; tam udają komastów. Rzygają, szczą i wrzeszczą. Kobiety pokazują cycki.
Motłoch się cieszy. To tańsze, jak noc w domu uciech. Wstęp tylko za obola i do wina nikt nic nie dosypie.
Wszystko byłoby w zgodzie z najnowszymi kanonami sztuki. Przepraszam; współczesnego teatru. Goła scena, punktowiec, pod punktowcem dwa fotele, zwrócone frontem do widowni. Szczątkowy tekst, przestrzeń akcji ograniczona wyłącznie do tych dwóch foteli. Szarpiący nerwy kontrast między powolną banalnością akcji a znanym widzowi dramatyzmem zakończenia.
W głównej roli męskiej jakiś filar polskiej sztuki aktorskiej, człowiek, który lat, kluczowych dla bohatera sztuki doświadczył na własnej skórze. Kondrat? Nie, lepiej Gajos. Krzysztof Globisz by przeszarżował.
W głównej roli żeńskiej jakaś topowa aktorka. Michalina Olszańska, może Anna Maria Sieklucka? Albo nie; najlepiej Joanna Kulig. Taka obsada dałaby reżyserowi do ręki całkiem nowe środki ekspresji.
Wszystko byłoby w zgodzie z najnowszymi kanonami współczesnego teatru. Nawet skandal.
Ale nic z tego. Każde środowisko, nawet najbardziej "wyzwolone", ma swoje nienaruszalne tabu.
Ma swoich świętych.
# dzicy
Każda opublikowana tu notka jest produktem kolekcjonerskim. Nie służy do czytania, ani też do zamieszczania w niej informacji bądź opinii. Uwaga: CACATOR CAVE MALUM!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura