"Zaproponujemy ustawę, która utrudni dużym sklepom sprzedaż produktów pod ich własną marką" - zadeklarował premier Morawiecki. Słowa te padły podczas rzeszowskiej debaty tak zwanego Europejskiego Forum Rolniczego, gdzie zastanawiano się jak można zwiększyć udział polskiego rolnictwa w sprzedaży produktów w sklepach.
Biorąc pod uwagę okoliczności, szczególnie tym paplaniem premiera bym się jednak nie przejmował, bo gościu pojechał w gości i najzwyczajniej w świecie mówił po prostu to, co gospodarze chcieli usłyszeć. Kto jak kto, ale akurat Morawiecki w takim mydleniu oczu jest dobry.
Jednak w dalszej części "dyskusji" pojawił się w pewnym momencie wątek z pozoru niby oczywisty, ale w istocie niebezpieczny. Morawiecki powiedział bowiem, że „niezwykle ważne jest także łączenie się rolników, m.in. w spółdzielnie, zwiększenie siły negocjacyjnej względem odbiorców”.Czuję tu niestety, ten zatęchły mocno i wydawało się że już miniony klimat realnego socjalizmu. Czuję i widzę nawet te "spółdzielnie zwiększające siłę negocjacyjną", które za moment przeistoczą się pewnie w kołochozy lub PGRy "zwiększające siłę produkcyjną". Mnie to brzmi znajomo. A do tego, żeby obraz był pełny, obowiązkowo polski handel, polskie media, polska oświata i tylko polskie decyzje oraz Prawdziwi Polacy zarządzający polskością. Czy nie szykuje nam się aby jakaś nowa kumosza dyktatura?
Utrzymując dalej ten nieco rolniczy klimat, pozwolę sobie na obserwację taką, że może ten polski handel a zwłaszcza polscy rolnicy, w wyniku wszelkich możliwych nawałnic, nieszczęść i spisków cienko przędą, ale całkiem dobrze za to powodzi się tym, którzy teoretycznie przynajmniej dbają o ich, rolników rolników.
O tę wielotysięczną armię wybitnych specjalistów i oddanych sprawie urzędników, troszczy się bardzo minister Ardanowski.Wedle plotek na nagrody wydał właśnie aż 264 miliony złotych. Minister mówi, że to kłamstwo. Bo po pierwsze nie wydał 264 milionów tylko 263,5, a to przecież robi istotną różnicę, a po drugie to on nic nie dawał, on tylko rozdawał i nie nagrody tylko świadczenia wynikające z przepisów prawa, czyli w żaden sposób niezależne od jego woli.Następnie złożył - tu ulubione słowo narodowo-prawicowej publicystyki - "mocne" oświadczenie:
"Nie pozwolę na przypisywanie mi złych intencji i opluwanie uczciwie pracujących urzędników, bez których nie byłoby wykorzystywania środków unijnych, edukacji, doradztwa, badań i transferu wiedzy, a także innych działań na rzecz polskiego rolnictwa".
Niestety, znając autorytet jakim niewątpliwie cieszy się pan minister Ardanowski, niewielu raczej jest takich, którzy tym oświadczeniem się przestraszą. No i co pan w tej sytuacji zrobi pan, panie ministrze? Proponuje stary, sprawdzony numer na Caritas. Skoro pana urzędnicy są rzeczywiście tacy uczciwi i propaństwowi, zrozumieją powagę sytuacji i zapewne chętnie swoje nagrody przekażą bardziej potrzebującym. (R/LE)
Inne tematy w dziale Gospodarka