Najście policji na obóz ekologów w puszczy białowieskiej, to budujący przykład poważnego i rzetelnego traktowania przez ta policję swoich obowiązków. Tak w tym wypadku budujący, że aż wywołujący zdziwienie.
Wedle rzecznika policji w Białymstoku sprawy miały się tak:
„Akcja została przeprowadzona po zgłoszeniu, jakie otrzymała Komenda Powiatowa Policji w Hajnówce. Anonimowa osoba twierdziła, że na terenie obozu są narkotyki. Jesteśmy zobowiązani do sprawdzenia każdego takiego sygnału”.
Tak więc w trybie alarmowym wysłano uzbrojonych po zęby i odzianych w kominiarki dwudziestu kilku łapsów, którzy przez kilka godzin przetrząsali obozowisko szukając owych rzekomych narkotyków.
Niestety, zero sukcesu, bo niczego nie znaleziono, co może świadczyć o tym, że policjanci po prostu byli nieprzygotowani. Dalej bowiem obowiązuje stara policyjna, a w zasadzie jeszcze milicyjna zasada, że jak chcesz coś koniecznie u kogoś znaleźć, to miej to coś ze sobą!
Można też domniemywać, że ów najazd na obóz, to tylko kolejne ostrzeżenie. Dziś jeszcze nic nie znaleźliśmy, ale jutro to znajdziemy u was takie rzeczy o których wam się nawet nie śniło. I miejscówki w pierdlu będziecie mieli gwarantowane.
Inną kwestia jest ów „anonimowy informator”, który zaszczycił telefonem komisariat w Hajnówce (tam nawet żona komendanta dzwoni najwyżej co dwa dni a co dopiero informatorzy). Pewnie taki telefon był, acz złośliwi i dobrze zorientowani mówią, że ów policjant który to zgłoszenie od „informatora” przyjmował, jeszcze dziś na baczność przed biurkiem stoi. Więc pewnie jakiś strasznie ważny musiał być ten „informator” i niekoniecznie miejscowy, że od ponad 30 godzin policjant ów tkwi w miejscu całkowicie sparaliżowany.
Teraz zaś jeszcze słów kilka o tym co mnie zadziwia.
Otóż zadziwia mnie nie to, że policjanci w te pędy zlustrowali obóz ekologów (panie Szyszka rób pan to wszystko bardziej subtelnie), tylko to, że w innych okolicznościach przyrody zachowują się nadzwyczaj niemrawo i pasywnie.
Otóż mimo licznych donosów, informacji i nalegań, policja – to oczywiście moje zdanie i obserwacja – jakoś nie może poradzić sobie i nie kwapi się za bardzo do interwencji, kiedy to stadionowe kibolstwo, wręcz na legalu i bez żadnych przeszkód, rzekłbym nawet, że na oczach ochraniających imprezę policjantów, handluje przed stadionami narkotykami na całkiem dużą skalę. Tu jakoś nie zaobserwowałem nadaktywności stróżów prawa, co z kolei wcale nie musi oznaczać, że pan Szyszka, czy pan Błaszczak z Zielińskim, są zagorzałymi kibicami takiej choćby Legii Warszawa. Może chodzi po prostu o to, że patriotów u nas, mimo postępów „dobrej zmiany”, nadal jest niedostatek, a tych nielicznych i prawdziwych których mamy, należy chronić ze wszystkich sił.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo