L.Enin L.Enin
124
BLOG

Odleciany

L.Enin L.Enin Społeczeństwo Obserwuj notkę 4

Tak więc my wszyscy jezuso-sceptyczni, jakoś znów przetrwaliśmy ten nieco przedłużony weekend, czekając z nadzieją na ten następny wydłużony (pomijając ten najbliższy, spieprzony urojeniami klęczydupy z Pałacu), widoczny już wyraźnie na horyzoncie, nie skażony na szczęście żadnym wydumanym i domniemanym zmartwychwstaniem, choć naznaczony częściowo wrogim dla niektórych pojęciem konstytucja. Konstytucję jednak na razie zostawmy, bowiem przez ostatnie godziny, wielu zapewne zaprzątało sobie głowę próbą rozwiązania nierozwiązanej dotąd zagadki tego zmartwychwstania. To znaczy gość jakoby zmartwychwstał i natychmiast zniknął, co jest dość tajemnicze. O co chodzi, gdzie się podział, gdzie (i po czym) odleciał? Oczywiście dla podtrzymania dyskusji przyjmujemy tu, że ten Jezus, sprawca owego zamieszania, w ogóle istniał, co jest oczywiście mniej więcej tak samo pewne, jak to, że na Bliskim Wschodzi są bardzo śnieżne i mroźne zimy, trwające minimum pół roku.  No więc fakty są takie, że Chrystus zmartwychwstał, jednak natychmiast gdzieś się ulotnił i nikt nigdy go już potem nie widział. Czy to nie dziwne? Rozumiem, że biorąc pod uwagę jego na poły kryminalną przeszłość, chłopina nie miał wyjścia, musiał dać dyla, musiał się ukrywać, bo wiadomo, że Żydzi zawsze mieli długie ręce i nigdy nie przebaczali, więc ówczesny ich Mossad czy jak tam to się nazywało, zapewne węszył i Jezusa szukał i być może nawet znalazł, skoro ślad i słuch po nim zaginął.

Wbrew powszechnie przyjętej teorii, on wcale nie umarł na tym krzyżu, został po paru godzinach zdjęty, jakoby już nie żyw, jednak żyw, a udało się to, bo rodzina na czas, z niewielką pomocą przyjaciół, przekupiła strażników, a przecież wiadomo jacy byli i jacy są Włosi, wówczas dla niepoznaki zwani Rzymianami. Brali i nadal biorą łapówki na całego, uważając to za coś normalnego. Więc rodzina dała ile trzeba, komu trzeba, a potem dla niepoznaki zamknęła wykupionego w owej grocie po to, żeby trochę facet odpoczął, nabrał sił, i żeby ta cała wrzawa wokół niego nieco ucichła. Następnie pod osłoną nocy wszyscy dali nogę, to znaczy Jezus, prawdopodobnie panna Magdalena a niewykluczone, że i sama pani Maryja, źródła co do składu wycieczki nie są zgodne. Bojąc się polujących na nich agentów, przez kolejne lata przemieszczali się z miejsca na miejsce, nigdzie na dłużej się nie zatrzymując. Dotarli nawet do Indii, gdzie to Jezus popadł w silne uzależnienie od marihuany,  w międzyczasie zmarła też Maria (lub Magdalena), zaś jego fiksacja się pogłębiała.  Przez kolejne lata indoktrynował miejscowych, zarażał ich swoimi urojeniami, a zmarł jako mocno już leciwy człowiek, wypalony i wykończony przez nałogi, i pochowano go ponoć w tym samym grobie co matkę (lub kochankę), acz do dziś nie wiadomo gdzie. Ta wersja najprawdopodobniejsza, oczywiście z przyczyn komercyjnych głównie, ignorowana a nawet zwalczana przez kościół. 

No i tak to wygląda, a od ponad dwóch tysięcy lat jesteśmy karmieni pierdołami i legendami, rzec można robieni jesteśmy , drodzy katole jesteście w jajo, jako łatwowierne i bezmyślne barany, stąd może też to jajko i ten baranek jest symbolem owego świętowania, acz ni kuta nie mogę pojąć skąd tu się wziął w tej histerii ten nieszczęsny zając. 

L.Enin
O mnie L.Enin

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo