moraine moraine
442
BLOG

To kryzys socjaldemokracji

moraine moraine Polityka Obserwuj notkę 0

Zadziwia mnie krótkowzroczność wielu autorów, a w szczególności takich osobistości jak Ernest Skalski i Krzysztof Kłopotowski którzy zdają się nie dostrzegać prawdziwych przyczyn obecnego kryzysu. W swoich notkach nieśmiało chwalą wystąpienie Sikorskiego, straszą wojną oraz starają przekonać nas jakoby rozwiązaniem obecnych problemów była centralizacja władzy w Unii. Warto wyjaśnić, że nie jest to kryzys Unii Europejskiej, ani strefy euro lecz kryzys socjaldemokracji której zadaniem było zastąpienie ideologii komunistycznej. Przez ostatnie lata socjaldemokraci odrzucając przecież komunizm nadal odnosili się do marksistowskiej ideologii. Związek Sowiecki zbankrutował ponieważ system nakreślony przez Karola Marksa obiecujący równość wszystkim okazał się niemożliwy do zrealizowania. Aby państwo stało się komunistyczne należało stworzyć nowego człowieka. Oznaczało to zmianę mentalności człowieka który z natury zawsze grabi do siebie. Komuniści nie osiągnęli tego celu pokazując tym samym, że nie można wprowadzać systemów które są sprzeczne z naturą człowieka. Gorące głowy które dziś postulują większą integrację europejską powinny przypomnieć sobie RWPG. Czy jeszcze większa centralizacja wraz z oddaniem wszelkich decyzji Moskwie uratowałyby realny socjalizm? 

Unia Europejska nie ma racji bytu gdyż nie można budować państwa które np. dopłaca do produkcji żywności. Jest to sprzeczne z zasadami wolnego rynku. Te zasady nie powstały w gabinetach politycznych dygnitarzy lecz są po prostu naturalnym ludzkim zachowaniem. One zostały tylko przez ekonomistów takich jak Milton Friedman opisane. Dlatego wolny rynek zawsze zwycięży z narzucaną z góry unijną biurokracją. Lata oszukiwania samych siebie i życia na kredyt w Grecji oraz innych krajach UE przynoszą obecnie rezultaty. Tym rezultatem jest kryzys i nieuchronnie zbliżające się bankructwo. Jeśli Unia Europejska nie powróci do swoich korzeni, czyli nie stanie się ponownie tylko i wyłącznie gwarantem wolnego handlu w Europie oraz nie wprowadzi zmian których rezultatem będzie powrót do wolnego rynku to po prostu przestanie istnieć. Straszenie wojną nic tutaj nie da. 

"Zjednoczeni w różnorodności" to piękne motto UE, jednak nie oznacza ono tylko współpracy ludzi różnych kultur pod wspólnym parasolem, lecz również wolną konkurencje. Państwa, grupy państw, lub regiony muszą ze sobą konkurować zarówno wprowadzając różne systemy podatkowe, prawne, ale także dopuszczając do obiegu różne waluty. Mrzonki o budowie superpaństwa w którym wszystkie stany będą równe, a zarazem zarządzane z Brukseli jest równie naiwne jak reformy w bloku państw realnego socjalizmu. Oddanie suwerenności centralnej władzy unijnej będzie wiązało się z podniesieniem podatków lub inkasowaniem znacznej części już obowiązujących danin. Opowieści o pozostawieniu kwestii podatkowej poszczególnym unijnym stanom należy włożyć między bajki. Mowa jest bowiem tylko o podatku dochodowym który wnosi do budżetu mniej niż podatek VAT, a właśnie na podatek VAT rodząca się federacja ma największy apetyt. Obecnie w Europie płacimy największy podatek VAT na świecie i to właśnie dzięki Unii Europejskiej. Większa integracja nie tylko nie  pomniejszy, ale zwiększy nasze zobowiązania w stosunku do Brukseli.

Zanim nadszedł poważny kryzys pewien bardzo nielubiany polityk Vaclav Klaus przemówił w Parlamencie Europejskim. Stało się to 19 lutego 2009 roku. Klaus próbował rozpocząć debatę o przyszłości Unii Europejskiej. Warto zwrócić uwagę, że Parlament Europejski powinien być przecież miejscem w którym ścierają się różne poglądy, a wszyscy uczestnicy debaty zasługują na szacunek. Niestety zamiast argumentów oraz merytorycznej debaty prawie wszyscy europosłowie już podczas przemówienia prezydenta Klausa zaczęli wychodzić z sali. To był znak, że ludzie którzy budują Unię Europejską żyją we własnym świecie gardząc odmiennym zdaniem podobnie jak parlamenty państw za czasów realnego socjalizmu. Oni jeszcze nie zdawali sobie sprawy z tego, że za niespełna trzy lata zapłacą za swoją ignorancję ogromną cenę. Gdyby zamiast wyjść posłuchaliby pana prezydenta Klausa to być może nie stalibyśmy dziś nad przepaścią. Oto fragmenty wystąpienia prezydenta Klausa:

 

"Przez ponad pół wieku, UE próbowała uczynić lepszym podejmowanie decyzji w Europie przez przenoszenie znacznej części decyzji z poszczególnych państw do instytucji europejskich. (...) Obywatele Republiki Czeskiej uważają, że integracja europejska ma ważną i potrzebną misję i zadania. Można to streścić w następujący sposób:

- usunięcie zbędnych - i sprzeciwiających się ludzkiej wolności i dobrobytowi - barier w swobodnym przepływie osób, towarów, usług, idei, myśli politycznych, światopoglądów, wzorców kulturowych i modeli zachowań, które z różnych powodów ukształtowały się na przestrzeni wieków wśród poszczególnych państw europejskich;

- wspólna troska o dobra publiczne, istniejąca na szczeblu kontynentalnym, co oznacza projekty, które nie mogą być skutecznie zrealizowane w drodze dwustronnych negocjacji dwóch (lub więcej) sąsiednich krajów europejskich.

Wysiłki zmierzające do realizacji tych dwóch celów - usuwania barier i racjonalnego wyboru zagadnień, które powinny być rozwiązywane na szczeblu kontynentalnym - nie są i nigdy nie będą zakończone. Różne bariery i przeszkody nadal pozostają i oczywiście o wiele więcej jest decyzji podejmowanych na poziomie Brukseli, niż byłoby to optymalne. Oczywiście jest ich o wiele więcej niż życzą sobie tego ludzie w poszczególnych państwach członkowskich. Państwo, Posłowie w Parlamencie Europejskim, doskonale zdają sobie z tego sprawę. Pytanie, jakie chcę Państwu zadać, jest zatem czysto teoretyczne: czy są Państwo naprawdę przekonani, że za każdym razem, gdy Państwo głosują, wtedy decydują o czymś, o czym trzeba zadecydować tutaj w tej sali, a nie bliżej obywateli, tj. w obrębie poszczególnych państw europejskich?

W politycznie poprawnej retoryce, jaką wciąż teraz słychać, często słyszymy o innych możliwych skutkach integracji europejskiej, które jednak mają mniejsze i drugorzędne znaczenie. Napędzane są one ponadto przez ambicje zawodowe polityków i ludzi z nimi związanych, a nie w interesie zwykłych obywateli poszczególnych państw członkowskich.

Kiedy powiedziałem, że członkostwo w Unii Europejskiej nie miało i nie ma żadnej alternatywy, wspomniałem jedynie połowę z tego, co trzeba powiedzieć. Pozostałą - logicznie - połową mojego stwierdzenia jest to, że metody i formy integracji europejskiej mają, w przeciwieństwie, sporą ilość możliwych i uzasadnionych wariantów, jak właśnie dowiodły tego w ciągu ostatniego półwiecza. Nie ma żadnego końca historii. Twierdzenie, że status quo, obecna forma instytucjonalna UE, jest na zawsze nie podlegającym krytyce dogmatem, jest błędem, który - niestety - szybko się rozprzestrzenia, nawet jeśli stoi w bezpośredniej sprzeczności nie tylko z racjonalnym myśleniem, ale także z całą dwutysiącletnią historią cywilizacji europejskiej.Ten sam błąd odnosi się do postulowanego a priori, a zatem równie nie podlegającego krytyce, założenia, że istnieje tylko jedna możliwa i właściwa przyszłość integracji europejskiej, którą jest "najściślejsza Unia", tj. dążenia do głębszej i głębszej politycznej integracji państw członkowskich.

Ani obecne status quo, ani założenie, że stałe pogłębianie integracji jest błogosławieństwem, nie jest - czy nie powinno być – dogmatem dla jakiegokolwiek europejskiego demokraty. Egzekwowanie tych pojęć przez tych, którzy uważają siebie za – by użyć określenia słynnego czeskiego pisarz Milana Kundery - "właścicieli kluczy" do integracji europejskiej, jest niedopuszczalnym.

Ponadto, oczywistym jest samo przez się, że taki lub inny układ instytucjonalny Unii Europejskiej nie jest celem samym w sobie, ale narzędziem do osiągania realnych celów. A są nimi nie co innego, tylko ludzka wolność i taki system gospodarczy, który przyniesie dobrobyt.Tym systemem jest gospodarka rynkowa.

Taka z pewnością byłaby wola obywateli wszystkich krajów członkowskich. Jednak w ciągu dwudziestu lat od upadku komunizmu byłem wielokrotnie świadkiem, że uczucia i lęki są silniejsze wśród osób, które spędziły znaczną część XX wieku bez wolności i borykali się z dysfunkcyjną, centralnie planowaną i administrowaną przez państwo gospodarką. Nic dziwnego, że ludzie ci są bardziej wrażliwi i wyczuleni na wszelkie zjawiska i tendencje, prowadzące w kierunkach innych niż ku wolności i dobrobytowi. Obywatele Republiki Czeskiej są wśród tych, o których mówię.

Obecny system podejmowania decyzji w Unii Europejskiej jest inny, niż w klasycznej demokracji parlamentarnej, wypróbowanej i sprawdzonej przez historię. W normalnym systemie parlamentarnym, część członków parlamentu wspiera rząd, a część wspiera opozycję. W Parlamencie Europejskim brak tego rozwiązania.Tutaj promowana jest tylko jedna możliwość, a ci, którzy ośmielają się myśleć o odmiennej opcji są napiętnowani jako wrogowie integracji europejskiej. Nie tak dawno temu w naszej części Europy żyliśmy w systemie politycznym, który nie zezwalał na żadną alternatywę, a zatem i żadną opozycję parlamentarną. To przez takie doświadczenie otrzymaliśmy gorzką lekcję, że bez opozycji nie ma żadnej wolności. Oto dlaczego muszą istnieć polityczne alternatywy.

(...)

Ponieważ nie ma europejskiego demosu – ani żadnego Narodu Europejskiego – defekt ten nie może być żadną miarą naprawiony poprzez wzmocnienie roli Parlamentu Europejskiego. Przeciwnie, może ono problem pogorszyć i doprowadzić do jeszcze większej alienacji pomiędzy obywatelami krajów europejskich a instytucjami unijnymi. Rozwiązaniem nie będzie ani dodawanie paliwa pod ten "tygiel" obecnego typu integracji europejskiej, ani też pomijanie roli państw członkowskich w imię nowego wielokulturowego i wielonarodowego europejskiego społeczeństwa obywatelskiego. Takie próby za każdym razem w przeszłości zawodziły, ponieważ nie odzwierciedlają spontanicznego rozwoju historycznego.

Obawiam się, że starania o przyspieszenie i pogłębienie integracji i przeniesienie decyzji dotyczących życia obywateli krajów członkowskich na szczebel europejski, mogą mieć skutki, które zagrożą wszystkim pozytywnym rzeczom osiągniętym w Europie podczas ostatniego półwiecza. Nie niedoceniajmy obaw obywateli wielu państw członkowskich, którzy boją się tego, że ich problemy znów rozstrzygane są gdzieś indziej i bez nich, i że ich możliwość wpływu na te rozstrzygnięcia są bardzo ograniczone.Do tej pory Unia Europejska okazała się sukcesem, częściowo dzięki temu, że głosu każdego państwa członkowskiego miał taką samą wagę, a tym samym nie mógł być zignorowany.Nie pozwólmy na sytuację, w której obywatele państw członkowskich będą przeżywali swoje życie w poczuciu rezygnacji, że oto projekt UE nie jest ich własnym; że rozwija się inaczej niż by pragnęli, że oni są jedynie przymuszani do zaakceptowania go. Bardzo łatwo i bardzo szybko ześlizgnęlibyśmy się na powrót do czasów, co do których mieliśmy nadzieję, że należą do historii.

Jest to ściśle związane z kwestią dobrobytu. Musimy otwarcie powiedzieć, że obecny system gospodarczy UE jest systemem eliminującym rynek, systemem stałego wzmacniania gospodarki kontrolowanej centralnie. Mimo, że historia bardziej niż wyraźnie udowodniła, że to ślepy zaułek, odnajdujemy siebie kroczących znów tą samą drogą.Efektem tego jest stały wzrost zarówno poszerzania nadzoru administracyjnego, jak i ograniczania spontaniczności procesów rynkowych. W ostatnich miesiącach ta tendencja została znacznie wzmocniona przez błędną interpretację przyczyn obecnego kryzysu gospodarczego i finansowego, że spowodowany był rzekomo przez wolny rynek, podczas gdy w rzeczywistości jest właśnie przeciwnie – spowodowany jest przez polityczne manipulacje rynkiem.Koniecznym jest ponowne zwrócenie uwagi na historyczne doświadczenie naszej części Europy i na lekcje, jakie ono nam dało.

Wielu z Państwa z pewnością znane jest nazwisko francuskiego ekonomisty Fryderyka Bastiata i jego słynnej Petycji Candlemakers*), która stała się znanym i kanonicznym tekstem, ilustrującym absurdalność politycznych interwencji w gospodarce. 14 listopada 2008 Komisja Europejska zatwierdziła faktyczną, a nie fikcyjną Bastiatowską Petycję Candlemakers bowiem nałożyła 66% taryfę na świece importowane z Chin. Nie do wiary, że jakiś 160-letni esej może stać się rzeczywistością, jednak tak się stało. Nieuniknionym skutkiem szerokiego wdrażania takich środków w Europie jest spowolnienie gospodarcze, jeśli nie całkowity zastój we wzroście gospodarczym. Jedynym rozwiązaniem jest liberalizacja i deregulacja gospodarki europejskiej.

Mówię to wszystko dlatego, że czuję wielką odpowiedzialność za demokratyczną i zamożną przyszłość Europy. Starałem się przypomnieć Państwu podstawowe zasady, na których opierała się cywilizacja europejska przez stulecia czy nawet tysiąclecia; zasady, których ważność nie ma podlega wpływowi czasu, zasady, które są uniwersalne i dlatego powinny być przestrzegane nawet w obecnej Unii Europejskiej. Jestem przekonany, że obywatele poszczególnych państw członkowskich pragną wolności, demokracji i dobrobytu gospodarczego.

W obecnych czasach, najważniejszym zadaniem jest uczynienie pewnością, że wolna dyskusja na te tematy nie jest wyciszana jako atak na samą ideę integracji europejskiej. Wierzyliśmy zawsze, że przyzwolenie na dyskusję o tak poważnych problemach, bycie wysłuchanym, obrona prawa każdej osoby do przedstawienia innej niż "jedynie poprawna opinia" - bez względu na to, jak dalece z nią się zgadzamy – to najistotniejsza zasada demokracji, jakiej odmawiano nam przez ponad cztery dekady. My, którzy przeszliśmy przez wymuszone doświadczenie, które nauczyło nas, że swobodna wymiana opinii i idei jest podstawowym warunkiem zdrowej demokracji, mamy nadzieję, że ten warunek zostanie spełniony i będzie przestrzegany również w przyszłości. Jest to jedyna szansa i metoda uczynienia Unii Europejskiej bardziej wolną, bardziej demokratyczną i bardziej zamożną."

Całe wystąpienie:

 

moraine
O mnie moraine

kontakt: liberty.moraine@gmail.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka