Jarosław Kaczyński przegrał kolejne wybory i to już jest definitywny koniec kariery tego polityka. Wbrew pozorom nie oznacza to jednak końca Prawa i Sprawiedliwości. Partia ta pod nowym przywództwem i odświeżonym programem stawiającym na wolność gospodarczą i osobistą wygrałaby bez problemu za cztery, a w razie przyspieszonych wyborów za dwa lata. Tak się jednak oczywiście nie stanie gdyż bardziej niż na Polsce panu prezesowi zależy na władzy dla samej władzy choćby była to władza tylko w partii. Skoro nie może rządzić krajem to przynajmniej chce swoją partią. W jaki fatalny sposób rządzona jest ta partia nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć - wystarczy spojrzeć na wyniki ostatnich sześciu wyborów. Porażka goni porażkę. Wyborcy to widzą i nie chcą, aby Polska była rządzona w taki sam sposób jak PiS. Oczywiście do tego dochodzi jeszcze - nie bójmy się użyć tego słowa - obrzydzenie znaczącej części Polaków do Kaczyńskiego. Po prostu nie ważne co on mówi lub nie mówi. Nie ma takiej siły, aby więcej niż 30% głosujących przetrawiło tego człowieka. Jakie są tego przyczyny nie ma w tej chwili żadnego znaczenia warto jednak dostrzec, że nikt tak jak Kaczyński nie potrafi zniechęcić do siebie ludzi. Wystarczy przytoczyć jeden z jego ostatnich wybryków na tydzień przed wyborami który ostatecznie pogrzebał szanse u wyborców niezdecydowanych.
Drugiego Budapesztu nie ma i nie będzie. Ani za dwa, ani za cztery lata. Z bardzo prostego powodu: PiS to nie Fidesz, a Kaczyński to nie Orban. W ostatnim sondażu Fidesz ma 59% poparcia. Nawet gdyby Polacy musieli dzięki Tuskowi jeść kit z okien to nie ma takiej siły, aby tak gremialnie zagłosowali na Kaczyńskiego. Nie zmienił tego kryzys, afery PO, podwyżki podatków, niedotrzymywanie obietnic, a nawet roztrzaskanie się samolotu z prezydentem. Kaczyński ma po prostu zbyt ogromny elektorat negatywny. Nawet gdyby uzyskał trochę więcej poparcia to i tak szybko je roztrwoni kolejną swoją nieodpowiedzialną wypowiedzią. Co więc nas czeka przez cztery lata? Platforma nie utrzyma tak wielkiego poparcia i ten elektorat gdzieś będzie musiał odpłynąć. Należy zrobić wszystko, aby nie wpadł w sidła lewicy która jak pokazują wyniki wyborów podnosi swój czerwony łeb. Porażka SLD nie powinna nikogo uspokajać. Zastąpił ich po prostu bardziej radykalny Palikot.
Palikot osiągnął ogromny sukces. To właśnie jemu udało się wprowadzić nowy byt do parlamentu czyli wykonał coś co nie udało się nikomu od lat. Od stowarzyszenia które miało w sondażach 0% - 1%, w ciągu kilku miesięcy zbudował trzecią siłę polityczną w kraju. Zwyciężył ponieważ wybrał najlepiej wpadające w ucho postulaty lewicy polewając je sosem zniechęcenia do Bandy Czworga. Na to zniechęcenie, na ten bunt młodych liczył Korwin-Mikke. Przeliczył się jak zawsze. Otrzymał 1%. Nie oznacza to jednak, że program wolnościowców nie trafia do ludzi. Raczej chodzi o to w jaki sposób jest przekazywany i kto to robi, ale to już historia na inną notkę.
Obecnie w sondażach na Węgrzech Fidesz ma 59%, a Jobbik 18%. Wiem, że sytuacja na Węgrzech zarówno w mediach oraz w polityce była dużo gorsza niż w Polsce. Prawica jednak zwyciężyła, ale dopiero po kompromitacji czerwonych elit. Powtarzam jednak: Nie ma takiej siły, aby Kaczyński zdobył ze swoją partia 59%, a JKM 18% nawet gdyby grom spadł z jasnego nieba... Skąd to wiem? Bo już spadł, a był to samolot z prezydentem. Z największej tragedii która mogła pogrzebać III RP ponieważ jak w pigułce przedstawiała jej nieudolność zrobiono szopkę. A przyczynił się do tego właśnie prezes PiS oraz wyznawcy którzy za nim poszli szerzyć oszołomstwo. Bo jak bardzo trzeba być nieudolnym politycznie liderem, aby specjalnie zrzucać winę na Rosjan i propagować teorie zamachowe jeśli jak na dłoni widać, że to wina nieudolności III RP. Kaczyński walcząc więc jak twierdzi o godne imię Polski chroni tym samym to państwo - III RP która przyczyniła się do wypadku. Ile dziur ma kolano Kaczyńskiego, bo chyba od tych strzałów musi wyglądać jak ser szwajcarski?
Nie ma jednak znaczenia czy panowie Kaczyński i JKM mają rację czy nie. Nie chodzi o ich program, ale ich charaktery oraz styl prowadzenia polityki. Pisowcy mają problem gdyż ich partia jest pokaźną, drugą siłą polityczną w Polsce. Reforma tak wielkiej partii jest trudna jeśli w polskich warunkach w ogóle możliwa do wykonalna. A zmiana jest konieczna jeśli grzanie ław opozycyjnych to nie jest ich szczyt marzeń. Największym balastem całego ruchu pisowskiego jest Kaczyński będący zarazem jego kołem zamachowym. To coś jak JKM dla wolnościowców. Razem z nim słabo i nie więcej niż 2,5% (prezydenckie 2010) lub 1% (parlamentarne 2011), ale bez niego 0.2% (UPR/Jurek). Z Kaczyńskim nie więcej niż 30%, bez Kaczyńskiego 2.2% (PJN). Bądź tu mądry i zrozum polski lud. Mimo wszystko jestem optymistą. Pisowcy mają trudniejsze zadanie, bo muszą się martwić jak nie stracić 30% poparcia no i co zrobić z prezesem. My wolnościowcy nie musimy się martwić, bo te 1% to właśnie my z rodzinami :-) Najwytrwalsi z najwytrwalszych. Teraz możemy tylko zyskiwać. Czy tak się będzie działo przez najbliższe cztery lata? Oczywiście, że nie. Nie tym stylem, nie tą drogą. My jednak możemy stworzyć coś nowego zupełnie od podstaw, z nowymi ludźmi i bardziej wpadającym w ucho programem, bo po prostu nie mamy nic do stracenia. Zależy to tylko od naszego zaangażowania i pomysłów na budowę prawdziwego ruchu wolnościowego. Pisowcy mają niezwykle zakrojone pole manewru.
Nie ma w Polsce miasta Budapeszt. Nie ma także stanu Teksas, nie ma Tea Party. Nie ma i nie będzie. Czas przestać patrzeć na innych i stworzyć coś własnego. Polacy wybrali swoich ulubieńców. Jak podobno stwierdził Goebbels w bunkrze podczas ostatnich dni wojny: My nie mamy sobie nic do zarzucenia. Macie, czego chcieliście, sami nas przecież wybraliście. Ci którzy wygrali wczoraj wybory też tak powiedzą, gdy nadejdzie prawdziwy kryzys. Warto o tym pamiętać.
Inne tematy w dziale Polityka