Moni Moni
2557
BLOG

Spotkanie z o. Bashoborą- relacja i refleksje

Moni Moni Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 38

Przyznam, że poszłam na spotkanie ze znanym kaznodzieją przypadkowo. Osoba mająca pewne problemy poprosiła mnie, żebym z nią poszła i wsparła ją w modlitwie o rozwiązanie tychże. Uznałam, że nie można odmówić, poza tym pomyślałam, że skoro tak, to przynajmniej na własne oczy przekonam się, co się na tych spotkaniach dzieje i wyrobię sobie własne zdanie w oparciu o osobiste doświadczenie. Przyznam, że pewną rolę odegrała także środowiska typu GW, bo ich wredne ataki na o. Johna spowodowały, że pomyślałam sobie, że coś w tym musi być skoro tak się wściekają. O ciekawości nawet nie wspomnę…

 

Od razu zaznaczam, że moja relacja jest oparta wyłącznie na pamięci. Niczego nie notowałam, niczego nie nagrywałam. Brałam udział w prawie wszystkich modlitwach (niestety, dwa razy musiałam wyjść w ich trakcie z powodu złego samopoczucia), i starałam się skupić przede wszystkim na tym oraz na słuchaniu tego, co mówił o. John a także biskupi oraz prowadzący. W sumie całe spotkanie trwało 12 godzin, więc zapamiętałam zapewne niewielką część. Tak więc moja relacja jest bardzo subiektywna i niepełna. Proszę o tym pamiętać czytając.

 

O czym mówił Kaznodzieja

Zapamiętałam kilka wątków. Głoszenie Słowa Bożego jako podstawowy obowiązek katolika, uzdrowienie we wszystkich wymiarach, miłość Boga. To przede wszystkim zwróciło moją uwagę. O. John poświęcił sporo czasu na uświadomienie jak istotną kwestią jest głoszenie Ewangelii. Sam odwoływał się rzetelnie do konkretnych fragmentów z Pisma Świętego i komentował je, moim zdaniem, bardzo przystępnie. Sporo miejsca poświęcił kwestii uzdrowienia. Przede wszytki przypomniał i poświęcił na to dużo miejsca, że Jezus uzdrawia przede wszystkim naszą duszę i dlatego pierwszym i najważniejszym elementem jest spowiedź a w czasie niej szczere wyznanie grzechów. Wiąże się z odnową (ładne powiązanie ze zdejmowaniem butów przez Mojżesza podczas rozmowy z Bogiem- buty jako symbol czegoś co nas ogranicza, w czym tkwimy a co przeszkadza nam w relacji z Bogiem). Bardzo dużo mówił o uzdrawianiu relacji- z Bogiem, z drugim człowiekiem i z samym sobą. To, co budzi taka sensację, czyli uzdrawianie z chorób ciała było mocno obecne ale moim zdaniem nie dominowało. To ważna część, jak podkreślał o. Bashobora, nie nalezuy myśleć ,że to on uzdrawia, silnie to podkreślał. Zaznaczył, że jest kaznodzieją i głosi Słowo Boże, uzdrawiam Chrystus. Jeżeli ktoś przyszedł, żeby zobaczyć spektakularny cud to się mocno zawiódł- po pierwsze niczego takiego nie było widać, po drugie sam o. John wyła takim na głowę kubeł zimnej wodyJ Na marginesie- już organizatorzy ostrzegli, że mogą się zdarzyć manifestacje demoniczne i rzeczywiste się zdarzyły (choć część to zapewne reakcje emocjonalne lub chorobowe- osobami, które to spotkało opiekował się sztab psychologów, lekarzy i egzorcystów)- zarówno zgromadzeni, jak i o. John przeszli nad tym do porządku- zajmowano się modlitwą i słuchaniem a nie robieniem sensacji, tak jak to czynią co poniektóre media. Temat miłości jej pełnym wymiarze zajął również bardzo dużo miejsca. Miłość Boga do człowieka to oś znacznej części wypowiedzi o. Bashobory. Słowa pouczenia tu szczególnie często przechodziły w modlitwę.

To tylko kilka z poruszonych kwestii. W sumie Kaznodzieja mówił około 6 godzin, trudno było wszystko zapamiętać. Jednak ja osobiście znalazłam coś dla siebie i chyba każdy mógł znaleźć. Nie chodzi przecież oto, żeby zapamiętać wszystko, tylko, żeby czymś się przejąć, przyjąć to i rozważać a potem wypełniać.

Co mi się podobało

To będą uwagi za ogół całkowicie przyziemne. Przede wszystkim podobało mi się właściwe ustawienie hierarchii. Czuło się, że w centrum jest Jezus a nie o. John. On to zresztą bardzo podkreślał. Nie było śladu egzaltacji ani w zachowaniu Kaznodziei ani zebranych (oczywiście tu były wyjątki, niełatwo było jednak część tych przypadków odróżnić od charyzmatów albo manifestacji demonicznych- tym zresztą zajmowały się, jak już, wspomniałam, odpowiednie osoby). Sam ojciec zachowywał się niezwykle skromnie i naturalnie, po prostu wchodził, mówił co miał do powiedzenia i wychodził. Podkreślił, że należy odróżnić jego posługę od działania Łaski Bożej. On nie uzdrawia tylko głosi Słowo Boże. Mówił o tym kilka razy. Podobał mi się jego sposób głoszenia- konkretny i rzeczowy, wszystko co mówił było wprost osadzone w Ewangelii, odwoływała się do konkretnych fragmentów.

Podobał mi się porządek panujący na zgromadzeniu. Nie mam tu na myśli zachowania samych uczestników, choć nikt nie sprawiał większych kłopotów, ale planowanie. Konferencje przeplatane modlitwami i przerwami na odpoczynek, kulminacyjnym momentem była Msza Święta i adoracja co prawda niżej krytykuję samą metodę tejże ale tu chodzi mi o umiejscowienie jej w czasie.

Podobało mi się zachęcanie do modlitwy oranta- z gestem uniesionych rąk, jest to powrót do tradycji pierwotnego Kościoła, uważam, że bardzo cenny a także to, że dzięki wyświetlanym tekstom pieśni wszyscy mogli się włączyć- no i że chcieli się włączyćJ Żeby tak w parafiach…

 

Co mi się nie podobało, co wzbudziło moje wątpliwości

Niektóre formy modlitwy mnie zaszokowały. Przede wszystkim forma adoracji Najświętszego Sakramentu- śpiewy z oklaskami i podskakiwaniami, dobre w tradycji afrykańskie czy południowoamerykańskiej w naszej jest elementem kompletnie obcym i sądzę, że szkodliwym gdyż wprowadza zamieszanie i brak odpowiedniej dyscypliny. U nas szacunek i cześć zwyczajnie oddaje się w inny sposób. Niektóre gesty i sformułowania o. Johns użyte podczas modlitwy też mi się źle skojarzyły. Podobnie oceniam styl zachowania księdza prowadzącego z jego pląsami koło ołtarza. Z powodu tych elementów niewątpliwie ucierpiała przedsoborowa część mojej pobożności. A piszę to zupełnie poważnie. Mam również zastrzeżenia co do zachowania części obecnych- na przykład kładzenie się na podłodze, swobodna pozycja podczas słuchania czy egzaltowane reakcje- skoro to rekolekcje to zachowujmy się jak na rekolekcjach. Trzeba jednak przyznać, że w czasie Mszy Świętej tych problemów, przynajmniej tam, gdzie sięgał mój wzrok, było znacznie lepiej, no ale nie rozglądałam sie zbytnio bo starałam sie skupić na modlitwie. Uważam jednak, że tego rodzaju zjawiska to efekt atmosfery wprowadzonej przez organizatorów. Uważam też, że na czas Mszy i modlitw można by zamknąć bufety, skoro był specjalny czas przeznaczony na jedzenie i odpoczynek. Jak jest pokusa to na pewno ktoś skorzysta. Niemiło mi było patrzeć też na śpiewających, niektóre dziewczęta naprawdę nie umiały usiąść z szacunkiem i skromnie a siedziały naprzeciwko ołtarza. Może to drobiazgi a ja się czepiam ale postanowiłam pisać całkiem szczerze.

***

Zdałam sobie sprawę, że w jednym tekście nie zdołam napisać wszystkiego co chciałam. Nie będę pisała żadnego podsumowania. Chętnie opowiem więcej, odpowiem też na pytania i podyskutuję. W oddzielnym tekście odniosę się do zarzutów stawianych o. Bashoborze i ataków na jego osobę.

 

Moni
O mnie Moni

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (38)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo