Stowarzyszenie MONAR i jego metody leczenia osób uzależnionych od narkotyków stały się obiektem krytyki ze strony kilku osób, lansujących inny punkt widzenia na złożony, zdrowotny i społeczny problem, jakim jest narkomania. Czy naprawdę, tak jak chcieliby krytycy MONARU, da się ten problem rozwiązać za pomocą „cudownego leku”?
Ranga problemu, ale też efektowne hasła, którymi szermują przeciwnicy kompleksowego leczenia narkomanów, sprawiają, że temat odbił się echem w mediach, czego wyrazem jest m.in. tekst pt. „Narkomanom szkodzi Monar?” Macieja Jarkowca i Anny Szulc, opublikowany 15 lutego w „Przekroju”. Wśród cytowanych krytyków Monaru jest Jacek Charmast, w latach 2003-2005 sekretarz Zarządu organizacji, usunięty z jej szeregów decyzją Walnego Zjazdu Członków Stowarzyszenia MONAR. Prasowe publikacje, w których obecnie występuje przeciwko monarowskim metodom terapeutycznym oraz rozmaite pisma, rozsyłane przez niego do osób zaangażowanych w działalność antynarkotykową pozwalają przypuszczać, że dziś panu Charmastowi MONAR szczególnie przeszkadza. Z determinacją próbuje on bowiem podważyć założenia systemu, który stworzył Marek Kotański.
Obelgi zamiast argumentów
„Mubarak polskiego systemu leczenia osób uzależnionych”, „królestwo Monar zbrojne w pogardę dla nauki”, „barbarzyńskie podejście do pacjenta” - to cytaty najłagodniejszych wypowiedzi pana Charmasta. Epitety, które padają w listach rozsyłanych do pracowników i członków stowarzyszenia, nie nadają się nawet do cytowania. Nie jest łatwo w takiej atmosferze toczyć merytoryczny spór, stąd być może nieufność niektórych pracowników stowarzyszenia i niechęć do udzielania informacji przez telefon, o której wspominają autorzy tekstu w „Przekroju”. Na marginesie warto nadmienić, że zarówno merytoryczne, jak i finansowe sprawozdania z działalności MONARU są ogólnie dostępne (choćby na internetowej stronie naszego stowarzyszenia) i nic nie stoi na przeszkodzie, aby z nich korzystać i je cytować.
Zarząd Główny Stowarzyszenia MONAR długo stał na stanowisku, że na poziomie wyznaczanym wypowiedziami pana Charmasta nie należy dyskutować. Ponieważ jednak opinie pana Charmasta za pośrednictwem mediów docierają do szerokiego grona odbiorców i mogą spowodować wypaczenie obrazu działalności stowarzyszenia w oczach opinii publicznej, postanowiliśmy odnieść się do kwestii poruszonych w artykule z 15 lutego.
Co się stało w Krakowie
Pierwszą sprawą, której uwagę poświęcają autorzy tekstu, jest ubiegłoroczne rozwiązanie krakowskiego Centrum Terapii Narkomanów. Struktura ta, kierowana przez Marka Zygadłę, była rodzajem administracyjnej nadbudowy nad szeregiem placówek prowadzących działalność merytoryczną (m.in. poradnią, niepublicznym zoz-em zajmującym się odtruciami i ośrodkami stacjonarnymi). Na przestrzeni ostatniego roku Zarząd Główny odbierał od pracowników placówek liczne niepokojące sygnały, wskazujące na narastanie personalnych konfliktów wśród kadry oraz możliwość występowania nieprawidłowości w funkcjonowaniu krakowskich struktur MONARU. Sygnały te zostały zbadane podczas kontroli, przeprowadzonych przez Zarząd oraz przez Komisję Etyki stowarzyszenia. Kontrolujący, po zbadaniu sytuacji w CTN, sformułowali szereg zarzutów wobec Marka Zgadły, które dotyczyły m.in. niegospodarności, dopuszczenia do prowadzenia ksiąg rachunkowych niezgodnie z obowiązującymi przepisami oraz nadużywania stanowiska służbowego do realizacji celów konkurencyjnych wobec działań Stowarzyszenia MONAR. Kierownik CTN był jednocześnie prominentnym działaczem innej krakowskiej organizacji pozarządowej, a przejrzystość relacji między tymi dwoma podmiotami mogła budzić zastrzeżenia. Ponadto Komisja Etyki zarzuciła Markowi Zygadle m.in. że nie przestrzegał zasad współpracy zespołu terapeutycznego obowiązujących w pracy z osobami uzależnionymi, a także w sposób niezgodny z zasadami kształtowania profesjonalnych relacji z pacjentami i podopiecznymi angażował ich w konflikty między sobą, a innymi terapeutami.
Sytuacja w Krakowie, w opinii Zarządu Głównego, wymagała zmiany formuły organizacyjnej lokalnych struktur stowarzyszenia. Stąd decyzja o rozwiązaniu CTN. Decyzja podjęta po głębokim rozważeniu sprawy, decyzja będąca - jak przyznaje cytowany przez „Przekrój” Piotr Jabłoński, dyrektor Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii - wewnętrzną sprawą stowarzyszenia, wreszcie decyzja, która wbrew alarmującym opinię publiczną doniesieniom nie wpływa na warunki niesienia pomocy osobom uzależnionym. Placówki prowadzące działalność merytoryczną pracują bowiem nadal.
Ten sam raport, różne wnioski
Kolejnym obszarem zagadnień, poruszonym w omawianym tekście, były wnioski płynące z raportu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która w 2009 r. (a nie pod koniec zeszłego roku, jak podano w artykule) badała dostęp do stacjonarnego leczenia uzależnień od narkotyków i przestrzeganie praw pacjentów w ośrodkach. Zarówno tytuł artykułu „Narkomanom szkodzi MONAR?” jak i fakt, że nasze stowarzyszenie jest jedyną organizacją, której nazwę przywołuje się w kontekście raportu, mogą prowadzić do mylnego wniosku, że opracowanie HFPC, opisane w nim przykłady oraz budowane na ich podstawie uogólnienia i hipotezy, dotyczą głównie placówek MONARU. Tymczasem w raporcie czytamy, że został on sporządzony na podstawie danych z 18 ośrodków (na ogólną liczbę 87, przywoływaną za KBPN), w tym tylko siedmiu monarowskich oraz pogłębionych wywiadów z ...siedmioma pacjentami i to nie leczącymi się obecnie, lecz byłymi. Do tych statystyk warto dodać zastrzeżenie, poczynione przez autorów raportu:
„Uznaliśmy, iż nie będziemy identyfikować danych z poszczególnych ośrodków. Naszym celem nie jest bowiem pokazanie każdego z nich z osobna, a raczej pokazanie stanu przestrzegania praw pacjentów i działania systemu stacjonarnego leczenia uzależnień od narkotyków w Polsce.”
Czy powyższy cytat, w połączeniu z przytoczonymi liczbami, usprawiedliwia przedstawianie raportu w sposób sugerujący, że dokument ten dotyczy głównie sytuacji w MONARZE?
Wyjaśnienia wymagają też, naszym zdaniem, inne konstrukcyjne zabiegi autorów artykułu w „Przekroju”, którzy zgrabnie łącząc sam raport HFPC z komentarzem do niego, przywołują porównanie ośrodków (w domyśle MONARU, bo o innych nie ma mowy) do więzień. Zdają się przy tym zapominać o podstawowym fakcie, który nie umknął uwadze autorów samego raportu – pobyt w ośrodkach jest dobrowolny.
Wewnętrzne regulacje dotyczące dyscypliny w ośrodkach mogą wydawać się trudne do zrozumienia osobom, które nie miały do czynienia z problemem narkomanii. Autorzy artykułu eksponują pojedyncze przykłady takich regulacji, w oderwaniu od kontekstu, nie podjąwszy próby wyjaśnienia ich genezy ani celu, jakiemu służą. Przeciętny czytelnik, dowiedziawszy się, że narkomanom każe się biegać wokół budynku i robić pompki, pewnie w najlepszym przypadku popuka się w głowę. Bardziej wrażliwy może napisać nawet skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich. Gdyby te przykłady przedstawić na tle całego systemu wychowawczo-terapeutycznego, opatrzyć wypowiedziami specjalistów ale również pacjentów, którzy w tym systemie funkcjonują, bądź wyszli dzięki niemu z nałogu, efekt byłby zapewne mniej wstrząsający. Sprowadzanie terapii do czyszczenia fug szczoteczkami, co sugeruje podpis pod zdjęciem, nosi znamiona absurdu. Ośrodki zatrudniają psychologów, psychiatrów, pedagogów i oferują przeróżne metody terapeutyczne. Nie ma wśród nich czyszczenia fug szczoteczkami, są za to terapia indywidualna, grupowa, arteterapia, hipoterapia, terapia metodą dramy i inne – wynikające ze specyfiki danego ośrodka i potrzeb pacjentów.
Mówiąc o prawach pacjenta warto też pamiętać, że to MONAR jako pierwszy wprowadził oficjalnie kodeks praw członka społeczności terapeutycznej, a Jolanta Łazuga-Koczurowska, obecna przewodnicząca Zarządu Głównego, była inicjatorką prac nad kodeksem etycznym. Specjaliści MONARU pracowali nad standardami, certyfikacją zawodową, kodeksem, zasiadając we wszystkich ważniejszych gremiach zajmujących się tymi zagadnieniami.
Nie jest prawdą, że do MONARU może skierować „nawet pedagog szkolny”; konieczne jest skierowanie lekarskie z rozpoznaniem medycznym. Niezrozumiałe jest czynienie MONAROWI zarzutu z faktu że pacjent w ośrodku ma zorganizowany cały dzień, bo przecież czas ten jest przeznaczony na terapię, sport, pracę. Czy lepiej byłoby, aby pacjenci przez cały dzień leżeli i spali? Kolejna informacja wymagająca sprostowania dotyczy „zgody na pobyt”, którą zdaniem autorów artykułu podpisują pacjenci ośrodków. Nie ma żadnej „zgody na pobyt”, jest standardowo stosowana w lecznictwie psychiatrycznym zgoda na leczenie.
Cudowne lekarstwo nie istnieje
Kwestią, która przewija się w artykule „Przekroju”, ale też w innych pojawiających się w ostatnim czasie publikacjach na temat leczenia narkomanii w Polsce, jest opozycja między leczeniem stacjonarnym, a ambulatoryjnym. Opozycja, co trzeba z całą stanowczością podkreślić, wykreowana sztucznie i absolutnie bezzasadna. Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, czy poddawać narkomanów wielomiesięcznej terapii w ośrodkach stacjonarnych czy podawać im metadon w ambulatoriach.
Niewtajemniczonym należy się tutaj krótkie wyjaśnienie: terapia substytucyjna, zalecana w pewnych przypadkach osobom uzależnionym od opiatów, polega na podawaniu narkomanowi metadonu – zastępczej substancji eliminującej objawy uzależnienia narkotykowego. Często wystarczy metadon odstawić i osoba funkcjonująca dzięki niemu w miarę poprawnie w relacjach społecznych, staje się na powrót wrakiem człowieka, wymagającym natychmiastowej pomocy. Metoda ta nie leczy więc przyczyny, tylko skutek. Poza tym ma ona zastosowanie jedynie wobec osób uzależnionych od niektórych rodzajów narkotyków – wspomnianych opiatów (głównie heroiny) i to też nie wszystkich. A przecież gros narkomanów w Polsce to osoby uzależnione od substancji innych, niż opioidy – w ogóle nie kwalifikują się do udziału w terapii metadonowej.
Należy też pamiętać, że metadon jest silnym narkotykiem o mocnych właściwościach uzależniających, że z założenia jego podawanie planowane jest na wiele lat, a nawet dożywotnio. W niektórych przypadkach jest to uzasadnione, co doskonale rozumieją specjaliści z MONARU pracujący z osobami uzależnionymi. Jednak tworzenie całej ideologii, według której metadon jawi się jako złoty środek na rozwiązanie problemu narkotykowego, prowadzi do zaciemnienia obrazu złożonego zjawiska, jakim jest narkomania.
W odróżnieniu od terapii metadonowej metoda leczenia stosowana m.in. w ośrodkach MONARU obejmuje proces kompleksowego przywracania osoby uzależnionej społeczeństwu: od odbudowania zniszczonego organizmu, przez wyzwolenie i umacnianie motywacji do leczenia, pracę nad psychiką, po readaptację społeczną.
Autorzy artykułu w „Przekroju” cytują anonimowego rozmówcę, który twierdzi, że skuteczność metody stosowanej przez MONAR oscyluje w niektórych ośrodkach ok. 1 proc. W jakim celu Narodowy Fundusz Zdrowia miałby wydawać publiczne pieniądze na utrzymywanie ośrodka, w którym udaje się wyleczyć jednego na 100 pacjentów? Nie działamy przecież w prawnej i społecznej próżni, a NFZ nie słynie z działalności charytatywnej, polegającej na rozdawaniu pieniędzy podmiotom, które nie leczą. Czy podobne argumenty można w ogóle poważnie traktować?
Być może kluczem do zrozumienia intencji, jakie przyświecają krytykom MONARU i jego metod pracy, są opinie podobne do tej przytaczanej w artykule, a przypisywanej Światowej Organizacji Zdrowia: „celem leczenia narkomana ma być głównie poprawa jakości jego życia”. Przyjęcie płynącego stąd założenia oznacza wycofanie się z działań służących wyleczeniu osoby uzależnionej z nałogu i przygotowaniu jej do trzeźwego życia, z jego wszystkimi blaskami i cieniami.
A więc zamiast walki o każdego człowieka – cudowne lekarstwo na codzienność i zapewnienie komfortu jego brania. Całe zastępy wrażliwych, nieprzystosowanych społecznie, potrzebujących pomocy, najczęściej młodych ludzi, którzy sięgnęli po narkotyki nie potrafiąc poradzić sobie z własnymi problemami, mogą żyć na nieustannym wspomaganiu, finansowanym z kieszeni podatnika. Tak, przyznajemy – to wizja sprzeczna z filozofią MONARU, z naszą wiarą w człowieka, z wieloletnim doświadczeniem codziennej pracy z osobami uzależnionymi.
O skuteczności monarowskiego systemu leczenia i potrzebie jego istnienia w obecnym kształcie świadczą rzesze pacjentów i ich rodzin szukających pomocy w placówkach MONARU – organizacji, której metody pracy nie są tajemnicą, a poznać je można m.in. dzięki dostępnym publikacjom. Blisko 14,5 tys. narkomanów wyleczonych w naszych ośrodkach to żywy dowód na sens działania MONARU.
Nie ma cudownego lekarstwa na chorobę człowieka i społeczeństwa, jaką jest narkomania. Pozostaje rzetelna praca, w oparciu o sprawdzone i opisane naukowo metody. Do tych metod należy metoda społeczności terapeutycznej. Znana, ceniona i stosowana na całym świecie. Zainteresowanym nią polecamy dostępne w Polsce publikacje George'a De Leona („Społeczność terapeutyczna. Teoria, Model, Metoda.”) i Martiena Kooymana („Społeczność terapeutyczna dla uzależnionych”), wydane przez Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii.
Wierni hasłu, głoszonemu przez Marka Kotańskiego, według którego każdy człowiek zasługuje na szansę, mamy nadzieję, że publicznej debacie o leczeniu narkomanii w Polsce uda się nadać ton rzeczowej dyskusji, w której nie będzie miejsca na złośliwości i personalne ataki. Opinia publiczna, a więc podatnicy finansujący leczenie narkomanów z własnej kieszeni, zasługują na rzetelną informację w tym zakresie.
Przemysław Bogusz
Każdy zasługuje na szansę, nikt nie jest stracony na zawsze - to filozofia MONARU.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości