Przeczytałam dziś nareszcie ten wywiad z Pawłem Kukizem, mający być clou sezonu (tygodniowego) u Lisickiego.
Malutka dygresja dopiero wczoraj odsłuchałam słynny wywiad z Krystyną Jandą, tłumaczącą - dlaczego należy spacerować w jakimś proteście 8 Marca. Ludzie kochani, myślałam, że obie mówimy po polsku - ale nie zrozumiałam z tego nic. Dużo machania rękami, zgrywania się na emocjonalną Agnieszkę z "Człowieka z marmuru", ale cele tego latania po ulicach - nie do ogarnięcia. Dlaczego w takim razie ja się czasem domagam jakiejś szczypty rozumu u Joanki z Torunia...Bóg raczy wiedzieć. Chodziło chyba o jakąś, bliżej niesprecyzowaną wolność., ale do czego i od czego... nie wiem, choć siądź i płacz.
Z Kukizem inaczej: człowiek coś mówi, znacznie bardziej zrozumiale niż Janda, ale... może jednak lepiej, gdyby nie mówił. Mnie wszystko jedno, ale dla Kukiza - chyba lepiej.
Jest tak: ja się czuję nieco odpowiedzialna za wybór Kukiza. Nasze greenhorny, z zapałem obchodzące święta patriotyczne, pamiętające twardo o wywieszaniu flag, nie były pewne na kogo głosować. Jeszcze wisiała w powietrzu zatruta mgła opowieści o złowrogim PiS - a one chciały mieć pewność. Że się nie wygłupią, nie stracą pierwszego w życiu głosu na partię niewybieralną z samego założenia. Działo się to za sąsiedzkim płotem - i było mi ich żal. Powiedziałam, żeby głosowali na Kukiza. Nie byłam "groupies" zespołu, nawet w sensie czysto teoretycznym, oni zresztą też nie. Za płotem o wiele częściej słyszałam Dream Theater - słuchali metalu. Ale startował Kukiz...
Nie myślałam, broń Boże, że Kukiz zna się na administrowaniu państwem, nie mówiąc już o rządzeniu nim. Brałam pod uwagę sceniczne obycie, umiejętność "czarowania publisi": wiele rzeczy, składających się na "zauroczenie" i świetny wynik w wyborach prezydenckich. Natomiast wydawało mi się, że człowiek, dotykający "natury rzeczy" w nieustannych podróżach po Polsce, po prostu zna wszystkie możliwe prawdy o państwie i społeczeństwie, wie co ludzi boli, czego się boją, na co mają nadzieję. Wszak po to samo po kraju jeżdżą politycy!
Krotko mówiąc - Paweł Kukiz wydawał mi się zwyczajnie uczciwy. "Lepszy rydz, niż nic", to nic, które dotąd rządziło metodą "postawu czerwonego sukna".
Przeczytałam wywiad - i włos mi się zjeżył: ten facet nie rozumie niczego. Nie wie, czego chce. Gadania o "partiokracji" mam już po samą kokardę, to nic nie znacząca gadka - szmatka.
Przez czas spędzony w Sejmie Kukiz chyba już zrozumiał, że sztandarowy, zrealizowany pomysł JOW-ów wyrzuciłby go za burtę, przynajmniej w skali kraju, więc wrzucił go na samo dno szuflady. Nie wątpię, że w skali lokalnej Kukiz mógłby zostać wójtem: ostatecznie jestem świadkiem jak to robi mój własny wójt: trochę "kiełbasy wyborczej", kilka imprez dla "kochanych sąsiadów - wyborców"... na tyle to Kukiza stać, nawet bez partyjnych pieniędzy.
Ale zmieniać system, żeby Kukiz został wójtem...
Nie liczy się z możliwością wygrania z PiS-em, ale mógłby zawrzeć koalicję z samym Kaczyńskim. Bo z ludźmi PiS-u już nie, oni są podzieleni na frakcje ...itd.
Być może. Ludzie władzy nie są pozbawieni ambicji osobistych, zawsze i wszędzie. Zawsze też ( to już będzie truizm)- i prawie wszędzie - nowa władza zmienia administrację, może nie wymiatając do ostatniego urzędnika, ale tam, gdzie "sprawy się dzieją" - następują nieuchronne zmiany. Bo gdyby było wszystko w porządku - dotąd rządzący zostaliby przy władzy.
Powiedzmy to tak: cywilizacją jest umową społeczną - państwo, czyli rząd, zapewnia ochronę prawną, porządek społeczny, naukę, ochronę zdrowia, czyni starania o względny dostatek obywateli. Wyborcy po to mają możliwość wyboru, aby osądzili we własnym sumieniu, czy rządzący wywiązali się z zawartej umowy w stopniu wystarczającym - a bodaj możliwym w istniejących warunkach.
Jeśli nie - kolejna partia bierze to na swój garb, do następnych wyborów. To nie rząd, to społeczeństwo mówi "won", a wybrani mają to wyłącznie zrealizować.
Według Kukiza to nie partia miałaby głos decydujący przy obsadzie stanowisk. Powinno to być jakieś dziwne gremium, zwane komisją: związki zawodowe, eksperci, etc, etc.
Hmm... czy tego już nie było w czasach "rządów robotniczo chłopskich"? Przynajmniej w założeniu?
Anegdotka a~propos: pisarz i reportażysta Wacław Korabiewicz, nazywany "Kilometrem" z racji wzrostu, wybrał się był do- w zasadzie niedostępnych- Chin. Wiele nie zobaczył, ale odkrył coś niesamowitego: w domu towarowym był punkt krawiecki, szyjący ubrania "na dziś", natychmiast. Jakaż była radość: materiał na spodnie i krawiec w tym samym miejscu! W przaśnej PRL trudno było nabyć coś "na długość" pisarza, więc natychmiast skorzystał z okazji - i zamówił usługę. "Sztuka" miała być do odebrania następnego dnia.
Niestety, następnego dnia portek nie było. Dlaczego? - "Komisja uchwaliła, że człowiek nie może mieć tak długich nóg" - przekazano amatorowi chińszczyzny.
Z innej komisyjnej beczki: Lee Iacocca, genialny menedżer z Forda, wybrał się ratować będącego na skraju upadku Chryslera. Od razu zeznaję: uratował firmę, ale ...kiedy przejrzał kwity na starcie, powiedział: "To wszystko wygląda tak, jakby sprawy prowadził jakiś komitet".
Skąd pomysł, że przy obsadzie kluczowych stanowisk ma decydować ciało zbiorowe? Na pewno zadziałają w świętej zgodzie menedżerowie, związki zawodowe i Bóg wie, kto jeszcze?
Kukiz ma wyższe cele, niż "załatwienie posady cioci Helence", chciałby zmian systemowych, zmiany prawa, a nie wyłącznie - wymiany ludzi na "synekurach". Bardzo pięknie brzmi, tylko już sama nie wiem - Kukiz jest naiwny, czy gada "beleco"? Wszystkie proponowane reformy wymagałyby zmiany Konstytucji, na co nie ma szans, o czym od dawna i nieodmiennie wiadomo.
No, to niech będzie wiążące referendum, z niskim 30%-towym progiem... Będzie rządzenie przez referendum.
Ile tych referendów ma być? Nie wiem, jak wytrzymaliby taki styl rządów ludzie w krajach starej demokracji, ale w Polsce ludzie poszliby na to całe dwa razy: nie po to nareszcie mają prawo wyboru, żeby im zawracać głowę rządzeniem. Pominąwszy już całe zamieszanie i koszty.
Jednak najbardziej ubawił mnie pomysł współrządzenia Kukiza z Jarosławem Kaczyńskim - jako, że w taką koalicję Kukiz by wszedł. Zwłaszcza z pominięciem pisowskich kadr, "które tworzą frakcje i się żrą".
Chyba już coś takiego było: "Baćka" Łukaszenka dał się wrobić w Wspólnotę Niezależnych Państw, bo liczył na współrządzenie z Jelcynem, a także - jak mniemają niektórzy - na schedę po zapijaczonym już do cna prezydencie Rosji. Ale Jelcyn, zapijaczony czy nie, nie liczył na mądrość "Baćki"...
To mniej - więcej taka sama proporcja doświadczenia: ciekawe, co mógłby wnieść Kukiz do takiego tandemu: doświadczenie polityczne? Opisane wyżej nieziszczalne pomysły referendalne? Życiową mądrość?
Gdyby przypadkiem przeczytał to ktoś od Kukiza - słowo harcerza: nikt mi nie płaci za hejtowanie lidera "Kukiz 15". Uważam, że w tej partii jest trochę przyzwoitych ludzi, ale stanowczo brak im doświadczenia politycznego, a często - tej iskry bożej, zwanej "politycznym rozumem". Miotanie się od ściany do ściany i podlewanie tego nic nie znaczącym sosem "partiokracji" powoduje zjazd w dół, bo wyborcy nie rozumieją - o co kaman.
Jednak podstawowym błędem jest powtarzanie obowiązujących, a już wytartych formułek, co dotyczy także pana Jakubiaka, chyba jednak najmądrzejszego człowieka w tym interesie.
Inne tematy w dziale Polityka