Mińsk II
Mińsk II
Witold Jurasz Witold Jurasz
2163
BLOG

Lepszy Łukaszenka niż Putin czyli o kompromisie Polska - Białoruś

Witold Jurasz Witold Jurasz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

KGB Białorusi przekazało Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego dokument dot. losu polskich jeńców, którzy trafili do sowieckiej niewoli po 17 września 1939 r., a zarazem zapowiedziało przekazanie kolejnych dokumentów. Powyższe oznacza zaproszenie do rozmów, a zważywszy na to, iż towarzyszy mu zapowiedź kwerendy archiwów to można mieć nadzieję, że przekazanie tych dokumentów to preludium do odnalezienia białoruskiej listy katyńskiej. Rozmowy na ten temat muszą mieć z natury charakter dyplomatyczny tj. dyskretny. Próba zastąpienia rozmowy presją i dyktatem nie dość, że nieskuteczna skazywałaby na porażkę rozmowy, które przekazanie listy zapowiada, ale które nie są wcale pewne.

Nie tylko historia

Przełom w zakresie historii pozornie tylko bowiem dotyczy spraw z przeszłości. Oznacza bowiem szansę na zmianę charakteru relacji Warszawa – Mińsk i nawiązania poważnego dialogu bilateralnego (na dziś de facto nieistniejącego) oraz – szerzej – rozmowy Zachodu z Białorusią.

Przekazanie białoruskiej listy katyńskiej (gdyby taka istniała) oznaczałoby możliwość dokonania przez Mińsk ostrożnego, ograniczonego, ale zarazem znaczącego kroku w pożądanym przez nas kierunku, przy czym warto pamiętać, iż na tą chwilę nie jest realne przeciągnięcie Białorusi na stronę Zachodu – sam jednak fakt, iż Mińsk odsyłałby możliwość manewru oznaczałby wzmocnienie jego możliwości przetargowych w rozmowach z Rosją – ergo byłby korzystny z punktu widzenia utrzymania białoruskiej suwerenności i tym samym korzystny z punktu widzenia interesów narodowych RP.

W zakresie historii przełom oznaczać będzie możliwość budowy ostatniego cmentarza katyńskiego, a przez to umożliwienie dzieciom ofiar (które same są już w wieku bardzo zaawansowanym) położenia kwiatów na grobach swych Ojców. Dla władz RP wszystko powyższe to szansa na osiągnięcie sukcesu w polityce zagranicznej oraz wykazania, że nowe władze RP, wbrew dorabianej im gombrowiczowskiej „gębie”, zdolne są do poprawy relacji z sąsiadami.

To wszystko jest możliwe pod warunkiem wszakże zrozumienia, iż dyplomacja nie polega – jak chcą jedni – na nie robieniu niczego i czekaniu na zmianę, ani – jak chcą drudzy – na „żądaniu”, „wyrażaniu oczekiwania” i „domaganiu się”. I jedni i drudzy – zapewne nieświadomie – działają na rzecz Rosji. Tylko bowiem Moskwie na rękę jest, by dialog z Mińskiem skończył się zanim się na dobre zaczął. W dialogu tym historia to bowiem tylko preludium do właściwej rozmowy.

Gdyby miało dojść do przełomu w relacjach należałoby za wszelką cenę unikać pokusy pakietowego rozwiązywania nabrzmiałych od lat problemów (pakietowe rozwiązania to preferowany sposób rozmowy ze strony każdej postsowieckiej dyplomacji, która uzyskuje wówczas naturalną przewagę wynikającą z jednej strony ze sprawności organizacyjnej oraz – z drugiej – z autorytarnego charakteru reżimu politycznego, któremu łatwiej niż demokracji jest żonglować opcjami). Zamiast rozwiązań pakietowych należałoby opracować mapę drogową i zacząć od spraw mniejszych i dopiero w miarę wzrostu zaufania przechodzić do spraw większych. Powyższe, krótko co prawda, ale było stosowane i przynosiło rezultaty.

Pole manewru

Polska znalazła się w sytuacji, w której zmuszona jest prowadzić de facto bezalternatywną politykę zagraniczną. Brak pola manewru oznacza, iż Polska musi przyjmować oferty polityczne płynące z Zachodu de facto nie mając wielkiego pola do negocjacji. Rewanżystowski i neoimperialny charakter tak reżimu w Moskwie, jak i w istocie samego państwa rosyjskiego powoduje, iż ani dziś ani jutro nie zdołamy stworzyć alternatywnego wektora naszej polityki zagranicznej. Tym ważniejsze jest zatem, by nasz kraj wypracowywał możliwie dobre relacje z sąsiadami, którzy nawet jeśli nie są idealni to jednak nie snują planów demontażu systemu bezpieczeństwa europejskiego, który jest podstawą nie tylko pokoju, ale też i naszej szansy na dogonienie Zachodu, od którego, w wyniku niekorzystnego splotu historii, nadal dość mocno odstajemy. Bezpieczeństwo ma dla Polski bowiem wymiar również cywilizacyjny – jego brak uniemożliwi nam nadrobienie dystansu, który nas oddziela od „starej Europy”.

Ewentualne porozumienie z Białorusią ma ten walor, iż jest to jedyny bodaj kraj za naszą wschodnią granicą , z którym nie mamy zasadniczych sporów historycznych. Problemem pozostaje oczywiście kwestia polskiej mniejszości narodowej na Białorusi. Tutaj kompromis musiałby oznaczać uznanie ze strony Mińska, iż działalność kulturalno – oświatowa mniejszości nie jest wymierzona ani w państwo, ani we władze. Z polskiej strony konieczne byłoby zdefiniowanie pojęcia „prześladowania mniejszości” i uznanie, iż nie jest nią sytuacja, w której członkowie mniejszości mają tyle samo praw co obywatele Białorusi, którzy członkami mniejszości nie są. W istocie skądinąd dla przyszłości naszej mniejszości kluczowe znaczenie ma edukacja i kultura, a nie prawa polityczne. Powyższa konstatacja musiałaby pociągać za sobą zmiany w zakresie środków finansowych kierowanych na wschód. Należałoby oddzielić działania stricte demokratyzacyjne od pomocy rozwojowej, przy czym działania demokratyzacyjne musiałyby mieć na celu raczej długofalowe wspieranie społeczeństwa obywatelskiego, niż walkę z reżimem. Zupełnie zasadnicze natomiast znaczenie miałoby całkowite oddzielenie strumieni finansowych kierowanych wobec naszej mniejszości od środków na promocję demokracji. Mniejszość polska nie może być ani upolityczniona, ani kojarzona w opozycją.

Zasadnicze znaczenie tak dla polsko – białoruskich relacji bilateralnych, jak i dla przyszłości Białorusi jako niezależnego państwa ma to, by rosyjski biznes nie zyskał dominującej pozycji na Białorusi. Jeśli bowiem wyobrazić sobie Białoruś za 25 lat z trzema dużymi koncernami medialnymi (jednym należącym np. do Gazprom-Media, drugim – do Łukoilu i trzecim – do Rosobornoeksportu) to należałoby uznać, iż to, a nie zakres swobód „tu i teraz” ma kluczowe znaczenie. Warunkiem normalizacji relacji musiałoby stać się więc otwarcie drzwi dla polskiego i szerzej – zachodniego – biznesu oraz zwiększenie gwarancji bezpieczeństwa kapitału. Jak zawsze w relacjach z państwami na wschodzie zasadnicze znaczenie miałoby to, by żadna gałąź naszego biznesu nie zależała od handlu z Białorusią, gdyż to z kolei otwierałoby pole dla lobbingu ze strony biznesu, który – w razie pogorszenia relacji – mógłby dążyć do zmiany polityki zgodnej z interesami biznesu. Rzecz jasna Polska – na zasadzie wzajemności – musiałyby szukać możliwości, by i białoruski biznes zyskał – z polską pomocą – drogi wejścia na europejskie rynki. Polska od lat głosi, iż jest pomostem pomiędzy Zachodem, a państwami b. Związku Sowieckiego. Powyższe od lat jest już tylko hasłem – czas, by było czymś więcej.

Z punktu widzenia bezpieczeństwa militarnego zasadnicze znaczenie miałoby, iżby Białoruś – gdyby zdecydowała się na próbę poważnego dialogu z Zachodem – nie dopuściła do dyslokacji na swoim terytorium baz rosyjskiego lotnictwa wojskowego, co skądinąd już obecnie jest, jak się wydaje, pozycją Mińska, który opiera się w tym zakresie presji ze strony Moskwy.

Architektura bezpieczeństwa europejskiego

Przełom w relacjach z Mińskiem mógłby stanowić punkt wyjścia dla takiego uregulowania relacji Zachodu z Moskwą, które z jednej strony potwierdzałoby nasze miejsce w euroatlantyckiej strukturze bezpieczeństwa, a z drugiej pozwalało Moskwie z twarzą wyjść z obecnej sytuacji. Na obecną chwilę wydaje się, iż Kreml w odniesieniu do Ukrainy nie osiągnął zakładanych celów. Mówienie o porażce Rosji jest zdecydowanie przedwczesne, ale ukraiński opór wobec rosyjskiej agresji w połączeniu ze spadającymi cenami surowców energetycznych pozwala zakładać, iż Moskwa może chcieć w jakiś sposób zakończyć wywołany przez siebie konflikt. W naszym interesie jest to, iżby Zachód rozumiał, iż w rozmowach z Rosją jest obiektywnie silniejszą stroną. To skądinąd największe być może wyzwanie. Nasi partnerzy jak się wydaje bowiem nie tylko zupełnie zarzucili jakiekolwiek ambicje mówiące o euroatlantyckiej perspektywie dla Ukrainy i Białorusi, ale w istocie negocjują z Moskwą nowy podział stref wpływów, w ramach którego i Mińsk i (w nieco odleglejszej perspektywie) również Kijów zostałyby oddane pod kuratelę Moskwy. Z naszego punktu widzenia lepszym scenariuszem jest namalowanie zamiast jednej linii podziału (na Bugu) – dwóch, przy czym o ile jedna wyznaczona byłaby Bugiem, to drugą wyznaczałyby wschodnie granice Białorusi i Ukrainy. I Mińsk i Kijów byłyby w takim układzie państwami neutralnymi, przy czym – za wspomniane 25 lat – społeczeństwa tych państwa zapewne i tak wybrałyby jednak Zachód. Białoruś (a nie – ze względów oczywistych – Ukraina) mogłaby stać się idealnym krajem dla przetestowania takiego układu. By tak się jednak stało Warszawa musi mieć odwagę intelektualną i w ślad za nią inicjatywę.

Prawa człowieka zamiast demokracji

Odwaga intelektualna oznaczać musiałby odwagę postawienia sobie pytań o kwestię demokracji. Polska w punkcie wyjścia po 1990 r. uznała, iż naszym celem w polityce wschodniej jest istnienie niepodległych Ukrainy i Białorusi. Metodą stała się demokracja. Z czasem metoda stała się celem samym w sobie. Rzecz jasna w perspektywie długoterminowej w interesie RP jest to, iżby na wschód od nas panowała demokracja. Obecnie na Białorusi – tak z racji na siłę władz, słabość opozycji, jak i z uwagi na to, iż społeczeństwo białoruskie po doświadczeniu ukraińskiego Majdanu i jego następstw nie wydaje się skłonne do walki o demokrację, powyższe jest wszakże iluzją. Polska musi jednak w jakiś sposób pogodzić interesy z wartościami. Propozycja porzucenia wartości, nawet jeśli nęcąca dla środowisk, dla których Realpolitik jest wzorcem godnym naśladowania, nie zyska akceptacji środowisk o przeciwnym spojrzeniu na sprawę. Mawia się, iż polska polityką rządzą dwie trumny (Piłsudskiego i Dmowskiego). W odniesieniu do polityki względem Białorusi bardziej zasadne jest chyba jednak poszukiwanie osi sporu na linii pomiędzy tradycją romantyczną i pozytywistyczną. Nie więc wspomniane dwie trumny, a te Słowackiego i Mickiewicza z jednej oraz Orzeszkowej i Prusa rządzą naszą polityką. Środowiska hołdujące obydwu tradycjom nie są w stanie zyskać trwałej przewagi – w efekcie udaj im się jedynie blokować się nawzajem.

W efekcie w stosunkach z reżimem A. Łukaszenki Polska od 20 lat naprzemiennie walczy z reżimem lub nieśmiało się z nim dogaduje. Naprzemiennie, zakładając, iż zwycięstwo opcji prozachodniej jest czymś przesądzonym i wynikającym z rzekomo już wiecznych wyroków historii nie robi nic, albo żąda od reżimu, by ten się zmienił. W istocie udaje, że walczy lub udaje, że rozmawia. Zamiast kija i marchewki ma złamany kijek i zupełnie nieapetyczną marchewkę, przez co jest całkowicie niewiarygodna wówczas, gdy relacje się pogarszają i całkowicie nieskuteczna, gdy się poprawiają. Zamiast polityki zagranicznej uprawia ersatz polityki zagranicznej. Czas na to, by Polska w stosunku do Białorusi zaczęła uprawiać tradycyjnie rozumianą dyplomację. Dyplomacja to zaś nic innego, jak rozmowa.

Rozmowa musi mieć miejsce również w naszym kraju. Warszawa musi wypracować solidne podstawy naszej polityki. Kompromisem mogłoby stać się postawienie akcentu na prawa człowieka, a nie demokrację. Oznaczałoby to złożenie Mińskowi oferty normalizacji relacji pod warunkiem przejścia Białorusi z systemu dyktatorskiego w kierunku miękkiego autorytaryzmu. Warunkiem normalizacji musiałby stać się taki system, w którym nie ma więźniów politycznych, a reżim ogranicza się do metod, które jakkolwiek nam obce, mogą zostać zaakceptowane. Powyższe oznaczałoby oczywiście kompromis moralny, ale jeśli alternatywą jest dryf Mińska w kierunku Moskwy, to niemoralnym jest tak naprawdę odrzucanie a priori takiego rozwiązania. Towarzyszyć temu musiałby wszakże poważnie i wiarygodnie sformułowana alternatywa i zapowiedź działań, gdyby Mińsk zechciał zejść z takiej drogi.

Dla Mińska taka oferta, nawet gdyby miała być obudowana również zapowiedzią zaostrzenia kursu byłaby, wbrew pozorom, bardziej wiarygodna niż oferta całkowitego zarzucenia przez nas wartości. Białoruskie władze rozumieją bowiem, że Warszawa de facto takiej oferty nigdy na poważnie złożyć nie zdoła.

----------------

zdjęcie: president.gov.by

Tekst pochodzi ze strony Ośrodka Analiz Strategicznych www.oaspl.org - zapraszam do lektory również innych tekstów OAS

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka