Zostałem poproszony na facebooku o komentarz czy realna jest realizacja projektu Międzymorza. Poniżej pozwalam sobie zacytować swoją odpowiedź, która być może Państwa zainteresuje. Uważam, że Międzymorze na obecnym etapie jest mrzonką. Jeśli miałoby być możliwe, to tylko w perspektywie kilku kadencji, bo taki projekt wymagałby determinacji wykraczającej ponad jedną. Ergo - wymagałby konsensusu. W mojej ocenie nasze elity nie są dostatecznie dojrzałe, by taki konsensus wypracować. Obawiałbym się też (nie wiem czego bardziej) kontrakcji Niemiec i Rosji oraz wściekłego ataku części naszych elit (tym razem nie mam na myśli elit politycznych), które wszelką politykę inną niż ta uzgodniona z Niemcami uważają za "obciach". Znaczna część obserwatorów krytykuje politykę Lech Kaczyńskiego (czyli politykę budowania siły Polski w oparciu o relacje regionalne, co jest podstawą do jakichkolwiek dalej idących projektów - np. Międzymorza) nie z powodu modus operandi czy też ewentualnych braków w zakresie PR, ale z racji samych podstaw ideowych - są to ludzie, którzy rozumują w taki prosty sposób, że polityka jagiellońska to tyle, co odwrócenie się od zachodu. A polityka wschodnia jest nieskuteczna, więc nie warto się nią zajmować i może nawet lepiej sobie ją darować (inna sprawa, że to absurdalny wniosek, bo jak coś nie działa to warto spróbować robić to lepiej, a nie się obrazić i zrezygnować z jednego z kierunków polityki zagranicznej).
Mam czasem wrażenie, że głównym problemem naszej polityki zagranicznej jest brak cierpliwości. Znaczna część naszych polityków zamiast grać o powodzenie kraju, gra o własny sukces PR'owy. Tym samym stają się niezdolni to jakiegokolwiek poważniejszego projektu geopolitycznego, bo ten nie przyniesie sukcesów tak szybko, jak by tego chcieli (im większy PR'owiec tym mniej się zajmuje polityką zagraniczną).
Inna sprawa, że elity konkurencyjne wobec tych, o których pisałem powyżej jakby "kupiły" projekt Międzymorza to pewnie zaczęłyby od deklaracji, że Polska "jako naturalny lider w regionie" itp itd. Do tego jeszcze dodać kilka awantur o pojmowanie historii (nie o fakty, a o interpretację historii) i zamiast Międzymorza mielibyśmy tylko kolejną awanturę. Innymi słowy projekt zostałby pogrzebany zanim by cokolwiek zrobiono.
Na dziś więc nie widzę żadnych perspektyw dla takiego projektu. Nie może go poza tym inicjować kraj, który ma marne relacje z Litwą, żadne z Białorusią, nie liczy się na Ukrainie, obojętnie spoglądał na to, jak Grupa Wyszehradzka balansuje pomiędzy śpiączką a śmiercią kliniczną i kłoci się sam ze sobą. Część elit jest zakompleksiona, a druga cześć, jakby miała pióra i konia to by stworzyła husarię. Taki projekt może zainicjować kraj, który wyrastała na lidera w regionie, a nie taki, który bez przerwy tylko mówi o tym, że jest liderem regionu.
Uważam, że szansę na skuteczne prowadzenie takiego projektu miał może Lech Kaczyński, bo z jednej strony różnił się od naszego mainstreamu (nie bał się iść własną drogą, nawet jeśli to było nie w smak Berlinowi czy Paryżowi), ale był też inny od własnego środowiska (nie miał w sobie tego typowego dla nas Polaków wielkopańskiego zadęcia, które powoduje, że na wschodzie mają nas serdecznie dość). Ale nawet jeśli okaże się, że mamy w Polsce polityka o formacie męża stanu to jeśli polskie piekiełko weźmie górę nad wszystkim to i tak nic z tego nie wyjdzie. Podsumowując - nie za bardzo w to wierzę. Niestety.
Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka