Witold Jurasz Witold Jurasz
2758
BLOG

O smutku na Kremlu czyli o cenach ropy

Witold Jurasz Witold Jurasz Energetyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 34

Polecam Państwa uwadze mój najnowszy tekst http://www.forbes.pl/witold-jurasz-ropa-bedzie-taniec,artyk…# opublikowany na stronie polskiej edycji miesięcznika Forbes www.forbes.pl

Od kilku tygodni coraz szybciej spadają ceny ropy naftowej. Ostatnie notowania są już poniżej 70 USD za baryłkę. Powyższe powoduje poważne kłopoty dla rosyjskiej gospodarki. W polskich mediach zaczęły się pojawiać tezy o tym, iż doszło do jakiegoś wymierzonego w Rosję porozumienia saudyjsko – amerykańskiego. W mojej ocenie nic takiego nie ma miejsca, a uderzenie w rosyjską gospodarkę jest w istocie tylko efektem ubocznym zachodzących procesów.

Podstawową przyczyną spadku cen ropy jest stan światowej gospodarki, w tym przede wszystkim recesja w Japonii, stagnacja w Unii Europejskiej oraz spowolnienie wzrostu chińskiej gospodarki. Cena ropy spada również z powodu wzrostu wydobycia ropy naftowej w USA oraz niechęci Arabii Saudyjskiej do ograniczenia wydobycia, czego efektem była niedawna decyzja OPEC o pozostawieniu bez zmian obowiązujących do tej pory kwot wydobycia.

Dla Stanów Zjednoczonych zwiększanie produkcji ropy naftowej pochodzącej z innych niż tradycyjne źródeł (w głównej mierze – z łupków), które skutkuje spadkiem cen ropy oznacza szansę na uniezależnienie się od importu ropy oraz szansę na pobudzenie światowej gospodarki. Próg do którego Waszyngton chciałby obniżyć ceny jest usytuowany rzecz jasna wyżej niż ten, który wyznaczył sobie Rijad – koszty wydobycia ropy naftowej z nietradycyjnych złóż są bowiem wyższe niż te, które ponosi Arabia Saudyjska. Zarówno jednak dla Waszyngtonu, jak i dla Rijadu optymalna cena jest duża niższa od tej, która odpowiada Moskwie. Budżet Rosji na 2015 kalkulowano wyjściowo dla ceny 104 USD za baryłkę, po korekcie założono cenę na poziomie 96 USD za baryłkę, czyli o ponad 20 USD powyżej obecnych cen rynkowych. Co gorsza dla Moskwy wysokie koszty wydobycia i korupcja towarzysząca handlowi surowcami energetycznymi powodują, że korytarz pomiędzy założeniami budżetowymi a samą opłacalnością produkcji jest bardzo wąski. Wg wiarygodnych źródeł każda cena poniżej 70 – 75 USD czyni produkcję nieopłacalną. Wiele tymczasem wskazuje, że można spodziewać się długotrwałego spadku cen ropy i to znacznie poniżej poziomu 70 USD.

Głównym celem Rijadu jest bowiem uczynienie nieopłacalnym wydobycia ropy naftowej z łupków w Stanach Zjednoczonych i tym samym zachowanie – tak długo jak to możliwe - dominującej pozycji na rynku. W ocenie ekspertów wydobycie ropy z łupków jest opłacalne przy cenie min. 50 – 60 USD za baryłkę (dla niektórych złóż – 70 USD). Tym samym należy spodziewać się dalszego obniżania cen. Wśród ekspertów z regionu Zatoki Perskiej coraz częściej mówi się o cenie lekko poniżej 50 USD jako optymalnej dla Rijadu, gdyż z jednej strony czyniłaby ona wydobycie surowca z łupków nieopłacalnym, a z drugiej nie sprowokowałaby Waszyngtonu do poluzowania ograniczeń ekologicznych, które na obecnym etapie uniemożliwiają wykorzystanie złóż, dla których próg opłacalności jest usytuowany na poziomie znacznie niższym niż wspomniane 50 – 60 USD.

Drugą przyczyną działań Arabii Saudyjskiej jest próba uderzenia w swego rywala w regionie, tj. w Iran. Dla gospodarki Teheranu, która po pierwsze nie dysponuje takimi rezerwami waluty jak Rijad oraz która musi zmagać się z wyższymi niż w przypadku Arabii Saudyjskiej kosztami wydobycia, obniżanie ceny ropy naftowej jest śmiertelnym zagrożeniem.

W tle toczy się dialog Waszyngtonu z Teheranem nt. irańskiego programu atomowego. Finał tych rozmów uzależniony jest od tego na ile USA i Iran zdołają skoordynować swoje działania w walce ze wspólnym wrogiem, którym stało się Państwo Islamskie oraz Front Al-Nusra. Porozumienie z Teheranem, jest dla Waszyngtonu – o czym skądinąd pisałem rok temu na swoim blogu –znacznie ważniejsze niż przebieg wojny w Syrii. Wbrew większości obserwatorów twierdziłem wówczas, że Waszyngton rezygnując z interwencji w Syrii nie popełnił błędu, gdyż atak na Damaszek oznaczałby pogrzebanie szans na porozumienie ze znajdującym się w sojuszu z reżimem Assada, rządem ajatollahów. Co prawda powstanie Państwa Islamskiego było pewnym zaskoczeniem dla amerykańskiej administracji to trzeba pamiętać, że już gdy rozważano atak na Syrię planowano równoczesne bombardowanie sił rządowych jak i Frontu An-Nusra. Zwycięstwo dżihadystów w Iraku, jakkolwiek niespodziewane, stworzyło tymczasem dodatkowy powód dla zbliżenia z Teheranem.

Dla Iranu porozumienie z USA i szerzej z Zachodem oznacza możliwość modernizacji swojego przemysłu naftowego i tym samym obniżenia (w tej chwili najwyższych na świecie) kosztów wydobycia. Warto pamiętać, że przez całe lata, aż do rewolucji islamskiej, to Teheran był najbliższym sojusznikiem USA w regionie. Reżim Szacha Iranu utrzymywał również bliskie relacje z Izraelem.
Dla Rijadu dialog irańsko – amerykański oraz perspektywa rewolucji łupkowej w USA i zastąpienia w perspektywie Stanów Zjednoczonych Chinami jako głównego importera ropy z regionu Zatoki Perskiej to największe wyzwanie geopolityczne od lat. Wiele wskazuje na to, że Moskwa nie zidentyfikowała tego i nie wykorzystała szansy. Dla Rijadu zarówno bowiem polityka Stanów Zjednoczonych w regionie (brak decyzji o bombardowaniu reżimu Assada oraz dialog z Iranem), jak i stanowisko jednoznacznie wspierającej Damaszek Rosji są identycznie niekorzystne. Rijad usiłował porozumieć się z Moskwą ws. polityki względem Damaszku (wizyty w Moskwie w 2013 r. składał m.in. wieloletni szef saudyjskiego wywiadu książę Bandar), ale decyzja Kremla o trwaniu przy Damaszku może – jak się okazuje – drogo Moskwę kosztować.

Ostatnim powodem działań Saudyjczyków jest próba poskromienia ambicji niektórych frakcji w rodzinie panującej. Król Arabii Saudyjskiej Abdullah ma już 90 lat i według mediów jest już bliski kresu swego życia. Następca tronu, książę Salman ma lat 79, ale według obserwatorów jego stan zdrowia jest również na tyle zły, że nie jest pewne czy nie zostanie wkrótce zastąpiony na stanowisku Następcy Tronu. Frakcje w rodzinie królewskiej używają tymczasem dochodów ze sprzedaży ropy w celu kupowania wpływów w królestwie. Ograniczenie tych dochodów, przy równoczesnej pełnej kontroli króla nad rezerwami finansowymi oznacza, iż może on zachować kontrolę nad procesem sukcesji.

Reasumując nic nie wskazuje więc na to, by obniżka cen ropy naftowej miała wynikać z jakiegokolwiek, wzorowanego na latach 80, sojuszu Rijadu z Waszyngtonem przeciw Moskwie. Warto jednak przeanalizować co oznacza ona dla Kremla.

Sukcesy Rosji w ostatnich latach były wynikiem wysokich cen ropy i gazu, doskonałej dyplomacji i umiejętnego zneutralizowania krytycznych wobec Rosji nastrojów w Europie. Najistotniejsze było jednak chyba to, że Władimirowi Putinowi zwyczajnie dopisywało szczęście. Wydaje się, że tym razem – w każdym razie w odniesieniu do cen surowców – włodarza Kremla opuściło szczęście.
Jedyną metodą zrównoważenia budżetu Rosji w sytuacji obniżki ceny ropy jest stopniowa dewaluacja rubla. Proces utraty wartości rosyjskiej waluty zaczął się jednak zanim jeszcze ceny ropy zaczęły szybować w dół. Co więcej Bank Rosji wydał ok. jednej piątej ocenianych na ok. 500 mld USD rezerw walutowych na obronę kursu rubla, miesiąc temu całkowicie rezygnując z interwencji na rynku, tylko po to, by do nich powrócić w ostatnich dniach w obliczu pierwszych oznak paniki na rynku. Fakt interwencji na rynku dowodzi, że dewaluacja rubla nie była zamierzonym działaniem. Plusem dewaluacji jest to, iż wartość rezerw – w rublowym ekwiwalencie – rośnie. Równocześnie jednak rośnie też tak liczone zadłużenie. Problemem może stać się wkrótce płynność systemu bankowego, tym bardziej zagrożona z racji tego, że Rosjanie pamiętają jeszcze bankructwa banków z 1998 r.

W komentarzu z 10 listopada napisałem, że "na logikę powyższe powinno oznaczać modyfikację polityki zagranicznej i próbę porozumienia z Zachodem. Tyle, że ten, kto tak pomyśli będzie analizował sytuację logicznie czyli "po zachodniemu" - tym samym błędnie. Dla Kremla kłopoty gospodarcze, rozbuchana kampania nacjonalizmu oraz fakt, że Rosja nie osiągnęła zakładanych celów na Ukrainie oznacza, że trzeba (na użytek wewnętrzny) odwrócić uwagę oraz (na użytek zewnętrzny) pobić stawkę, licząc, że tym razem Zachód się wystraszy. Innymi słowy tak sytuacja wewnętrzna, jak i polityka zagraniczna popycha Kreml do wznowienia działań zbrojnych w Donbasie". Równocześnie jednak coraz więcej sygnałów wskazuje na to, że doszło do jakiejś formy porozumienia na linii Berlin – Moskwa odnośnie przyszłości Ukrainy, co z kolei wydaje się perspektywę wojny oddalać.

Jeśli jednak rosyjska gospodarka (przypomnijmy, że 70% rosyjskiego eksportu to surowce energetyczne, a 50% wpływów do budżetu pochodzi właśnie z tego źródła) miałaby wpaść w turbulencje to znów wszystkie scenariusze mogą okazać się możliwe. Spadek kursu rubla o ponad już 50% w ciągu roku oznacza, że klasa średnia, która tradycyjnie konsumuje najwięcej produktów importowanych, zaczyna tracić siłę nabywczą. Dla Kremla zaś zagrożeniem nie jest bunt milionów i tak wiecznie spauperyzowanych Rosjan żyjących na prowincji, ale owej nowej klasy średniej, która każdego dnia przy okazji zakupów widzi o ile mniej może kupić. Obawa przed wybuchem tej grupy może niestety pogrzebać szanse na porozumienie ws. Ukrainy. Spodziewać się więc należy dalszego staczania się Rosji z miękkiego autorytaryzmu w kierunku twardej dyktatury. Dyktatura zaś często ucieka się do wojny, by rozładować napięcia wewnętrzne. Grunt, aby Zachód nie zareagował na taką perspektywę panicznym odruchem, każącym porozumieć się z Rosją, w imię tego, by rządów na Kremlu nie przejęli nacjonaliści. Rosją już bowiem rządzą nacjonaliści. Warto jednak pamiętać, że ich nacjonalizm wynika ze słabości, a nie siły i tym razem nie podawać im ręki, gdy zaczną wpadać w tarapaty.

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (34)

Inne tematy w dziale Gospodarka