Nie znam się na polityce klimatycznej. Nie wiem czy kompromis przywieziony przez premier Kopacz jest gorszy czy lepszy niż ten, który wynegocjował Donald Tusk. Wiem natomiast, że szczyt klimatyczny UE podjął decyzje o dalszym ograniczaniu emisji i wiem, że to będzie kosztować. Wiem też, że ograniczanie emisji, w którym nie biorą udziału Stany Zjednoczone, Chiny, Indie, Rosja, Brazylia etc. planety nie zbawi. Jestem pewien, że przywódcy europejscy też to wiedzą - ergo podejmując takie zobowiązania kierują się chyba innymi racjami, bo w to, że aż tak leży im na sercu dobro planety nie wierzę. Byłbym gotów uznać, że Polska powinna po prostu na żadną politykę klimatyczną się nie zgodzić, wyniki szczytu zawetować i pogrzebać unijną politykę w tym zakresie.
Rozumiem jednak, że musimy pogodzić się z kosztami (o tym, że takie będą mówi sama pani premier) gdyż, jakby nie patrzeć, obowiązuje nas solidarność europejska. Dzięki tej właśnie solidarności europejskiej Zachód dał zdecydowany odpór Rosji, wprowadził silne i zdecydowane sankcje wobec Moskwy, zaprosił Polskę do współdecydowania o losach naszego regionu (niezmiennie bierzemy udział w rozmowach wspólnie z Niemcami, Francją, Ukrainą i Rosją). W czasie szczytu NATO zaś dzięki solidarności europejskiej nie doszło do podziału NATO na członków pierwszej i drugiej kategorii, gdyż - skądinąd zgodnie z postulatami ówczesnego szefa polskiej dyplomacji - podjęto decyzję o dyslokacji w Polsce sił NATO. Przywódcy Zachodu jasno powiedzieli Kremlowi, że nie jest prawdą, jakoby obiecywano, że w nowych państwach członkowskich takich sił nie będzie. Co prawda Portugalia zaraz po szczycie oświadczyła, że jej siły zbrojne nie mogą wykonywać zobowiązań sojuszniczych, ale na szczęście Niemcy potwierdziły swoją gotowość do obrony sojuszników.
Czy coś w tym, co napisałem nie jest prawdą?
Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.
Nowości od blogera