Witold Jurasz Witold Jurasz
2097
BLOG

Turcja czyli o tym, jak buduje się potęgi

Witold Jurasz Witold Jurasz Polityka Obserwuj notkę 40

Abdullah Ocalan, skazany za terroryzm i uwięziony w Turcji przywódca Partii Pracujących Kurdystanu, wydał oświadczenie o tym, iż bliski jest koniec konfliktu turecko - kurdyjskiego. Gdyby tak się miało stać byłoby to wydarzenie absolutnie przełomowe i zarazem kolejny wielki sukces wybranego właśnie na prezydenta Turcji, premiera Recepa Tayyipa Erdogana. Od kilku dni chciałem napisać kilka słów o tym wybitnym polityku. Skądinąd pierwszy większy tekst, jaki kiedykolwiek - jeszcze w czasach liceum - napisałem był o Mustafie Kemalu Ataturku, którego zawsze podziwiałem jako wielkiego modernizatora. Wydawać się może, że nie może być nic bardziej sprzecznego jak podziw dla postaci z dwóch przeciwnych biegunów, gdyby nie to, że jestem zdania, że wielkość Erdogana to raczej reinterpretacja tradycjonalistycznego dyskursu i wpisanie go w ramy współczesności a nie walka z kemalizmem jako takim. Skądinąd to memento dla tych, którym się wydaje, że receptą na wynaturzenia współczesności jest całkowite jej odrzucanie. Nie tak buduje się potęgi.

Erdogan jest niewątpliwie mało popularny na bogatych przedmieściach, ale też jego polityka - wbrew pozorom - przyniosła owym przedmieściom jeszcze większy dobrobyt. Uderzenie państwa zaś, przy pewnych na pewno wynaturzeniach, skierowane było raczej w tzw. "derin devlet" ( "głębokie państwo"), czyli w nieformalny układ, który niejako paralelnie z fasadową przez lata demokracją, de facto rządził nad Bosforem. Tym się różni Erdogan od swoich poprzedników, że zdołał przeprowadzić zmiany może bez entuzjazmu elit, ale też nie alienując ich do takiego stopnia, by wsparły każdą inną opcję, byleby była przeciw Erdoganowi.

Co najważniejsze złamanie oporu kemalistycznej elity, nie stało się końcem snów o dobrobycie i sile Turcji, a raczej - przeciwnie - zaczynem wielkiego skoku Ankary. Gdy kilka dni temu pojawiły się informacje o zwycięstwie Erdogana w wyborach uderzyła mnie ledwie skrywana niechęć części naszych mediów, zazwyczaj zupełnie nie interesujących się Turcją, do tureckiego premiera. Zastanawiam się czy fakt, iż występował on w imieniu szerokich mas przeciw elitom, a przy tym nie tylko nie osłabił państwa, ale - przeciwnie - doprowadził do jego rozkwitu gospodarczego i zasadniczego wzrostu znaczenia politycznego nie był powodem owego krytycznego stosunku do zwycięzcy tureckich wyborów.

W polityce zagranicznej Erdogan doprowadził do budzącego niechęć części komentatorów nad Wisłą zbliżenia z Rosją. Tyle, że - podobnie jak w wypadku V. Orbana - Erdogan jest premierem swojego kraju, a nie Polski. My zaś - podobnie jak w wypadku Węgier - wydajemy się niezmienni zaskoczeni, że polska perspektywa patrzenia na Rosję nie jest uniwersalna. Rewolucja Erdogana to pożegnanie kompleksów prowincjonalizmu, który kazał Turcji np. prowadzić jednowektorową politykę zagraniczną, a zarazem uniknięcie pułapki leczenia kompleksów za pomocą nerwowego udowadniania wszem i wobec swojego znaczenia. Kompleksy naszych elit z jednej strony i prowincjonalizm, który każe nam dziwić się, że ani Orban, ani Erdogan nie patrzą na świat naszymi oczyma, każą zastanowić się ile jeszcze przyjdzie nam czekać na naszego Erdogana.

Przy okazji polecam, jak zwykle świetny tekst, autorstwa Krzysztofa Raka, który kilka tygodni temu napisał bardzo mądry artykuł o Turcji: http://www.rp.pl/artykul/1119611.html

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (40)

Inne tematy w dziale Polityka