Witold Jurasz Witold Jurasz
1327
BLOG

Oligarchowie na Ukrainie nadal w siodle

Witold Jurasz Witold Jurasz Polityka Obserwuj notkę 2

Zapraszam do lektury mojego tekstu nt. ukraińskich oligarchów, który ukazał się w najnowszym numerze miesięcznika Forbes: http://www.forbes.pl/oligarchowie-ktorzy-rzadza-ukraina,artykuly,173804,1,1.html

Jeśli polityka to teatr, w którym aktorami są politycy, to na Ukrainie
reżyserami i suflerami od lat byli oligarchowie. W ostatnich
tygodniach stali się jednak, jeśli wziąć pod uwagę ich realne
znaczenie i możliwości, mało widoczni. Trudno nie zadać sobie pytania
- czy epoka oligarchów nad Dnieprem się kończy?

O poglądach politycznych ukraińskiej oligarchii wiadomo niewiele. O
ich postawie politycznej już tak, ale i tą zaczęli ostatnio skrzętniej
niż dotąd ukrywać. Podziały pomiędzy nimi przebiegały w tak niejasne i
nieprzejrzyste sposoby, że opis związków pomiędzy nimi to temat nie na
artykuł, a na całą książkę. Można jednak powiedzieć, że poza grupą
wyraźnie zorientowaną na Rosję, do której zaliczyć trzeba bazującego
swoje bogactwo na gazie Dmitrija Firtasza czy też znacznie bogatszego,
ale zarazem i bardziej chyba niezależnego od Moskwy Rinata Achmetowa
istnieje grupa bliższa Zachodowi, której czołowym przedstawicielem
jest np. ukraiński "król czekolady" Petro Poroszenko. Jego jednak
kariera, w ramach której zdołał już w życiu popierać Pomarańczową
Rewolucję, następnie być szefem Rady Bezpieczeństwa Narodowego za
czasów Julii Tymoszenko, by później pełnić funkcję ministra rozwoju
gospodarczego i handlu w rządzie Mykoły Azarowa (do niedawana premiera
Ukrainy za rządów Wiktora Janukowycza), a obecnie stać się znów jednym
z liderów Majdanu to klasyczny przykład, że afiliacje ukraińskich
oligarchów są mocno umowne.

W chwili zaostrzenia kryzysu na Ukrainie i wobec rosyjskiej
interwencji zbrojnej na Krymie znaczący był głos najbogatszego
Ukraińca Rinata Achmetowa, który wzywał do jedności Ukrainy. Co ważne
jednak w swym oświadczeniu Achmetow nie krytykował działań Rosji. Poza
Achmetowem zwróciła uwagę nominacja na gubernatorów obwodów
dniepropietrowskiego i donieckiego oligarchów Igora Kołomojskiego i
Siergieja Taruty. Większość jednak ukraińskich bogaczy w zasadzie nie
zabierała głosu ws. obecnych wydarzeń. Najbardziej zastanawiające jest
milczenie najbardziej chyba doświadczonego politycznie, choć dziś już
nie najbogatszego oligarchy Wiktora Pińczuka (prywatnie zięcia b.
prezydenta Wiktora Kuczmy). Kto wie, czy nie zabierając w ogóle głosu
nie mówi nam wiele, przy czym ów niemy przekaz brzmiałby "nie wiadomo
kto wygra".

Pewne jest to, że oligarchowie przeciwni są rozpadowi Ukrainy, gdyż
oznaczałby on niechybny podział ich imperiów, zerwanie więzi
kooperacyjnych, wreszcie - to skądinąd zapewne najważniejsze -
konieczność opłacania się politykom po obydwu stronach granicy. Co
gorsza mogłoby to oznaczać też konieczność wyraźnego opowiedzenia się
po jednej ze stron. Tymczasem mądrością oligarchów było przez lata
lawirowanie pomiędzy różnymi frakcjami i umiejętność układania się z
każdą ze stron. Poza sprzeciwem wobec podziału Ukrainy oligarchów
łączy niechęć do wzrostu znaczenia Rosji na Ukrainie. Skądinąd
niedawne wystąpienie Michaiła Chodorkowskiego na Majdanie było
swoistym memento, które zapewne przypomniało wszystkim co się może
stać, z najbogatszym nawet oligarchą, gdy postanowi on zająć się
polityką wbrew Władimirowi Putinowi. Rekapitulując wiemy, że
oligarchia nie chce rozpadu państwa i woli w Kijowie władze ukraińskie
(pod sobą) niźli rosyjskie (nad sobą). Wiadomo jednak jeszcze jedną
rzecz. Wszystko, co powyżej napisane podlega otóż negocjacjom.
Oligarchia na Ukrainie bowiem z zasady traktuje każdy sojusz i każde
zobowiązanie jako taktyczne i nigdy nie przywiązuje się do niczego i
nikogo. Poza jednym. Oligarchowie, nawet ci, którzy zarabiają
pieniądze dzięki Rosji lub w Rosji wydawać zarobione pieniądze wolą
już z dala od niej. Jeśli jest coś, co łączy całą ukraińską elitę bez
wyjątku to jest tym niezmienna chęć kijowskich (donieckich,
charkowskich etc.) elit, by móc prowadzić interesy w UE, odkładać
pieniądze na kontach w zachodnich bankach, kupować domy na południu
Francji i Hiszpanii wreszcie wysyłać dzieci do brytyjskich
uniwersytetów. Nie powoduje to jednak automatycznej przewagi Zachodu,
gdyż Rosja, dla której Ukraina ma o wiele większe znaczenie niż dla
większości czołowych graczy w Unii Europejskiej,  jest w stanie
zaoferować większości oligarchów z jednej strony lepsze i szybsze
możliwości bogacenia się, z drugiej zaś - to może nawet ważniejsze -
zaszkodzić czy też wręcz uniemożliwić prowadzenie interesów na
wschodzie. Tym samym każdy ukraiński oligarcha rozumie, że opowiadając
się za Zachodem ryzykuje ściągnięcie na siebie gniewu Moskwy.

Aresztowanie 13 marca br w Wiedniu na wniosek amerykańskiego FBI
Dmitrija Firtasza oznacza bardzo poważną zmianę. Oto bowiem Zachód,
który do tej pory wydawał się nie grać nigdy równie ostro jak Rosja
skierował uderzenie w oligarchę uważanego za bliskiego nie tylko
Rosji, ale wręcz - poprzez związki z Wiktorem Miedwiedczukiem - samemu
Władimirowi Putinowi. Wyeliminowanie z gry D. Firtasza samo  w sobie
nie zmienia może zasadniczo układu sił nad Dnieprem, ale stanowi
wyraźny sygnał, że Zachód nie będzie dalej tolerował równoczesnego
korzystania z bezpieczeństwa oferowanego przez jego system polityczny
i prawny, a równocześnie wspierania sił wrogich UE i Stanom
Zjednoczonym.

Pokolenie ukraińskich oligarchów zaczyna dobiegać już wieku, w którym
zapewne nie tyle już dalsze pomnażanie majątków, ale raczej troska o
przyszłość dzieci i wnuków, tudzież o bezpieczeństwo własnego
"funduszu emerytalnego" staje się myślą jeśli nie przewodnią, to na
pewno coraz bardziej aktualną. Zachód ma więc szanse w konkurencji z
Rosją, dysponując możliwością z jednej strony odwoływania się, jak to
miało miejsce w przypadku D. Firtasza, do narzędzi prawnych, a z
drugiej  oferując gwarancje bezpieczeństwa kapitału. Obserwując
działania Moskwy, której nie można odmówić przecież skuteczności,
należałoby zapewne skłaniać się do umiejętnego stosowania obydwu
narzędzi. Wydaje się, że za możliwość korzystania z dobrodziejstw
zachodniego systemu z jego solidnymi bankami i nieprzekupnymi sądami
(oraz wypoczywania w willach nad Morzem Śródziemnym bez obawy o
ważność wizy) UE może i powinna wystawiać rachunek w postaci działania
na rzecz zbliżenia z Europą (wspierania wolnych mediów, finansowania
NGO's, legalizacji sposobów działania również na Ukrainie). Tytuły
szlacheckie jako narzędzie polityki Zachodu niestety nie wchodzą w
grę, bo za większością oligarchów ciągną się smugi niewyjaśnionych
historii z lat 90 (za niektórymi - to niestety również - podejrzenia,
że po drodze do majątku życie tracili ich konkurenci). Z drugiej
strony gra, która toczy się dziś na Ukrainie idzie o tak poważną
stawkę, że bez umiejętności przymykania oczu na to, co było Zachód nie
będzie miał udziału w tym, co będzie.

Wybitna rosyjska politolog z moskiewskiego centrum Carnegie Lilia
Szewcowa, opisując kiedyś rosyjskie elity porównała je do elit
saudyjskich, stwierdzając, że płynnie łączą one antyzachodnie
resentymenty (poprzez tworzenie syndromu wroga zewnętrznego
 
kanalizuje się niezadowolenie społeczne i tym samym konserwuje system,
pozwalający na grabież majątku państwowego) z prowadzeniem interesów
na Zachodzie. W Rosji antyzachodnie miazmaty to co prawda głównie narzędzie,
 
ale możemy założyć, że jakaś część elity jednak wierzy w historyczną misję Rosji.
Na Ukrainie z ową psychologiczną barierą w ogóle nie mamy do czynienia.
Ukraińską oligarchię można więc przeciągnąć na naszą stronę, ale problem polega na tym,
by nie działo się to, jak to miało miejsce przez ostatnie ćwierćwiecze, wyłącznie na
jej warunkach (czyli w istocie - bez jakichkolwiek warunków ze strony
Zachodu).


Mówi się powszechnie o tym, że ukraińska oligarchia "ukradła"
Pomarańczową Rewolucję. I byłaby to prawda, gdyby nie to, że słowo
rewolucja winno również być w cudzysłowie. Jest bowiem tajemnicą
poliszynela, że kolejne zwroty akcji na Ukrainie przez ostatnie 20 lat
to tak naprawdę kolejne etapy podziału rynku, czy też jak mówi się na
wschodzie - nieco bardziej otwarcie - podziału majątku ("peredela
sobstwiennosti").  W tym sensie nic się nie zmieni, czego najlepszym
dowodem jest to, że już teraz nowe władze w Kijowie aby ustabilizować
sytuację na wschodnich rubieżach powierzyły dwóm spośród najbogatszych
Ukraińców stanowiska gubernatorów. Paradoksalnie licytację w tym więc
sensie zaczęła nie Moskwa, a ekipa prozachodnia, która przyszła do
władzy pod hasłami wydawałoby się dalekimi od oligarchicznych. Stan
państwa ukraińskiego jest jednak taki, że Kijów w istocie nie miał
innego wyjścia, jak tylko podzielić się władzą z "możnymi". I tak jak
królowie w średniowieczu tak dziś prezydent Ołeksandr Turczynow
rozumie, że nikt tak często nie zdradza jak właśnie "możni".

Cóż więc czeka oligarchów pod nowymi rządami (zakładając, że te się
utrzymają oczywiście)? Ci już istniejący zapewne staną się jeszcze
bogatsi, szczególnie,  że będzie wiele okazji do tanich zakupów -
jedne bowiem przedsiębiorstwa będą sprzedawane za bezcen, po to, by
ratować budżet, inne - gdyż ich właściciele z ekipy W. Janukowycza
będą woleli sprzedawać nawet ze stratą by uratować choć część majątku.
Skądinąd byłby już najwyższy czas, by i Polska nie zapominając o
wartościach, zadbała o to, by nasz biznes odniósł korzyści, które
wydają się naturalne, skoro to nasz kraj tak aktywnie wspierał Majdan.
Pomijając już aspekt stricte finansowy nie sposób nie zauważyć, że w
długiej perspektywie o przyszłości Ukrainy zadecyduje nie "kryterium
uliczne", a to kto będzie dominował w sferze gospodarczej. Trudno nie
mieć wrażenia, że ten aspekt rzeczywistości niezmiennie umyka władzom
RP, które nie dbają o perspektywy polskiego biznesu na wschodzie,
mimo, że tym samym dbałyby też o przyszłość Polski w szerszym, niż
tylko gospodarczym, aspekcie.

Majdan pokazał siłę narodu, a jednym z naczelnych haseł była walka z
korupcją. Jeśli hasła te nie zostaną szybko zapomniane, a zasady
prowadzenia biznesu nad Dnieprem zaczną się cywilizować, ukraińska
oligarchia zacznie nabierać patyny. I tym samym zachowa swe znaczenie,
choć będzie coraz bardziej w tle, a za to rzadziej na czołówkach
gazet. Będzie stawać się niezmiennie bogatsza, ale przyrost majątków
ulegnie pewnemu spowolnieniu. Jeśli natomiast wrócą stare porządki
oligarchowie będą się bogacić szybciej, ale i ryzyko będzie wówczas
większe. W dowolnym układzie oligarchia pozostanie jednym z głównych
graczy na Ukrainie. Jakby nie patrzeć - są oni dziećmi niezwykłej
epoki - czasu, w którym mała grupa osób sprywatyzowała Związek
Sowiecki, czyli drugą po Stanach Zjednoczonych potęgę XX wieku.

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka