Witold Jurasz Witold Jurasz
3090
BLOG

Franz Maurer o sytuacji na Ukrainie

Witold Jurasz Witold Jurasz Polityka Obserwuj notkę 23

Sytuacja na Ukrainie, przyznam szczerze, mocno mnie przygnębia, bo widzę jak przegrywamy już nie tylko Białoruś, ale i Ukrainę. Kilka krótkich uwag - naprzemiennie poważnych i trochę z przymrużeniem oka.

Za wszelką cenę należy uniknąć scenariusza siłowego (tj rozpędzenia Majdanu, masowych aresztów etc.) i przejścia Kijowa z systemu miękkiego autorytaryzmu (który jest jaki jest, ale przynajmniej daje Zachodowi jakieś narzędzia) do dyktatury. W tym celu należy po pierwsze naciskać na władze, dając im jasno do zrozumienia, że UE nie akceptuje używania siły (tak jak jestem zwolennikiem miękkiego języka w dialogu nawet z dyktaturami, to w tej sytuacji, gdy chodzi o to by reżim w Kijowie się dyktaturą nie stał, nadszedł czas na twarde komunikaty (inna sprawa, że niekoniecznie przekazywane w publiczny sposób). Równocześnie należy jasno postawić sprawę w stosunku do opozycji, dając wyraz temu, że nie do zaakceptowania jest rzucanie w milicję butelkami z benzyną. Zachowanie równowagi (choćby i pozornej, bo wiadomo komu kibicujemy) jest konieczne po to, aby nie doszło do sytuacji, w której to Rosja stanie się "pośrednikiem" (co tylko pozornie jest czystą abstrakcją, bo gdzie jak gdzie, ale w Kijowie "wyłuskać" kogoś z opozycji zawsze można). Wspomniana pozorna równowaga jest ważna, gdyż władza na wschodzie, która czerpie legitymizację nie z wyborów, a z „majestatu” jest czuła na prestiż. Tym samym nie będzie na wschodzie pośrednikiem ten, kto publicznie kogoś ruga.

Trzeba się pogodzić z tym, że opozycja de facto zaczyna przegrywać – im dłużej trwać będą zamieszki tym mniej będzie na Majdanie ludzi – ergo nasi politycy i komentatorzy muszą zrozumieć, że na Ukrainie nie dojdzie do żadnej rewolucji. Ugrajmy więc – póki to jeszcze możliwe – tyle, ile się da. Powrót do status quo ante, czyli sytuacji sprzed wprowadzenia drakońskich praw godzących w prawa polityczne Ukraińców. Ceną może być koniec Majdanu. Aberracją jest ledwie skrywane przez część naszej klasy politycznej kibicowanie zamieszkom (na zasadzie, że skoro są skierowane przeciwko władzom to są OK). Pomijając już fakt, że jestem przeciwny przemocy w polityce, to mogę zrozumieć sens używania siły, ale pod jednym, zasadniczym warunkiem. Trzeba mieć siłę. Przemoc jak się nie ma mocy jest zaś pozbawiona sensu.

Opozycja była skłócona przed, w trakcie i po pomarańczowej rewolucji. Dziś jest jeszcze słabsza i jeszcze bardziej skłócona. Tym samym zapewne przegra wybory w 2015 r. Inna sprawa, że władze na wszelki wypadek dosypią trochę głosów do urn (choćby po to, żeby nie wyjść z wprawy). Będzie znów Majdan, ale tym razem władza się przygotuje (w wieczór wyborczy puści „Kevin sam w domu” etc. – w końcu Ukrainą w Moskwie zajmuje się nie kto inny, a Władisław Surkow czyli naczelny reżyser spektaklu, którym stała się rosyjska polityka). Gdy więc słyszę „głosy rozsądku”, abyśmy sobie darowali Majdan 2014 i skupili się na tym, by „dopilnować” wolnych wyborów w 2015 r., to zastanawiam się po co? Żeby znów nie mieć pomysłu? Bo niby jaki pomysł na grę można mieć, grając znaczonymi (nie przez siebie) kartami?

Scenariusz sankcji ma sens przy założeniu, że UE zechciałaby uciec się do polityki kija i marchewki. Ja pracowałem nad sankcjami wobec Białorusi i wiem, że Bruksela zamiast kija grozi kijkiem, a zamiast marchewki daje mocno nadgniłą „marfefkę”. Sankcje mają sens, gdy są twarde i zdecydowane. Sankcje nijakie (a takie, jakby co, zostaną wprowadzone) to przepis na katastrofę. Skuteczność sankcji widać na przykładzie Białorusi.

Jeśli dojdzie do dalszego rozlewu krwi, to jakieś sankcje niechybnie zostaną wprowadzone. Moskwa się będzie cieszyć. My ogłosimy moralne zwycięstwo. Niemcy swoje i tak zarobią (Mercedesy sprzedają się ZAWSZE, a Rosja jakby chciała coś zbudować np. elektrownię atomową i tak kupi cały osprzęt u Siemensa albo BASF’a). Włochów to mało obchodzi, a Francuzi i tak po cichu uważają, że jest to „strefa wpływów” Rosji. Portugalczycy będą się dopytywać o co chodzi w tym afrykańskim kraju. Aleksander Łukaszenka zwolni więźniów przed Mistrzostwami Świata w Hokeju na Lodzie („dał nam przykład Putin kiedy zwalniać mamy”) i na tle Wiktora Janukowycza i Władimira Putina (który nawet jak zwolnił Pussy Riot i Chodorkowskiego, to nadal ma wojnę w Czeczenii na sumieniu) i okaże się największym demokratą za Bugiem.

Co więc robić na Ukrainie? Jerzy Giedroyc napisał kiedyś: „Rewolucję robiąrobotnicy, nikt inny. Arewolucjazwycięża, jeśli popiera ją inteligencja. To jest abecadło”. Na Majdanie tymczasem mamy 90% inteligencji i 10% zadymiarzy (w Mińsku było – w sensie rewolucyjnym – jeszcze gorzej, bo tam było 100% inteligencji, czyli łatwo było towarzystwo pogonić). Jeśli więc stawiamy na scenariusz rewolucyjny to nienakładajmy sankcji na oligarchów, a wiążmy ich z nami (wtedy może kiedyś kilku z nich podeśle na Majdan 300.000 robotników i będzie rewolucja, a nie zadyma). Dbajmy o inteligencję, ale ta, aby móc wypracować scenariusz, czy to rewolucyjny, czy też ewolucyjny (jak kto woli) musi nie stracić tego zakresu wolności, która już ma. Dawajmy więc stypendia opozycji. Ale dawajmy je też władzy. Pamiętajmy, że Amerykanie na stypendia Fulbrighta zapraszali również (przede wszystkim?), jak to się dziś mawia, „resortowe dzieci”. I jakby nie patrzeć osiągnęli po latach zakładany cel. No właśnie: po latach….

Miewam taki czarny sen – oto za 15 lat na Ukrainie jest sześć głównych kanałów telewizyjnych. Moskwa kontroluje 3: jeden należy do Gazpromu, drugi do Rosooboronoeksportu a trzeci do Łukoilu (czyli jeden do FSB, drugi do GRU, a trzeci po połowie do jednych i drugich). Janukowycz jest „elder statesman” i ma czwarty kanał. Jego synek ma kanał rozrywkowy („Kiev Shore”), a koledzy z Donbasu szósty „Stal TV”. Na Kremlu myślą sobie – po co nam te Majdany co chwila. Zakładają partię proeuropejską i robią uczciwe wybory. A ludzie oglądają telewizję i w wyniku wolnych wyborów prezydentem zostaje Vadim Titushko (który poślubia w międzyczasie kuzynkę Ramzana Kadyrowa). Zamiast więc rozdawać bigos na Majdanie, zadbajmy by mieć na Ukrainie polskie (zachodnie) restauracje, zachodnie banki i firmy, szybki Internet bez cenzury, zamiast jednego koncertu na Majdanie – ofensywę kulturalną, zamiast romantycznych zrywów raz w końcu porządny, pozytywistyczny program.

Jako, że nie wierzę byśmy byli do powyższego zdolni (bo nawet jak się znajdzie jakiś realista u władzy to zaraz i tak go zakrzyczą), jako że zakładam, że to, co się dziś dzieje na Ukrainie to po prostu „end-game”, końcowy akord gry, którą żeśmy zwyczajnie przegrali to na pytanie „co dalej?” odpowiadam załączonym filmem.

http://www.youtube.com/watch?v=Hyup9f6-7LQ

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (23)

Inne tematy w dziale Polityka