Dziś mijają 3 lata od spacyfikowania demontracji opozycji w Mińsku. Byłem, wraz z innymi ambasadorami i charge d'affaires UE, USA i Gruzji na placu i widziałem wszystko na własne oczy. To, co widziałem nie podobało mi się, bo widziałem z bliska jak bici są ludzie. Sam miałem immunitet i ochronę BOR, więc czułem się bezpiecznie wśród wystraszonego tłumu.
Żal mi tych ludzi. Żal mi kierujących się porywem serca młodych ludzi, którzy dostali się w młyny wielkiej polityki. Żal mi Białorusi, która od 3 lat jest w izolacji. Żal mi Polski, która 19 grudnia też przegrała, gdyż tego dnia zrealizował się moskiewski scenariusz w Mińsku - to, co się bowiem stało było na rękę wyłącznie Kremlowi.
Mam pretensje do wielu o to, co się wówczas stało i o tych pretensjach napiszę (na tyle, na ile mogę) w najbliższych dniach. Mam poczucie, że kilku osobom po 19 grudnia osobiście, realnie pomogłem, bo jak każdy, kto zajmuje się polityką czy też dyplomacją starałem się jakoś godzić racje rozumu i serca.
Tym niemniej... jako, że prowadzę blog o polityce, a nie o moralności to właśnie dzisiaj przypomniało mi się zdjęcie prezydenta Richarda Nixona witającego się z przewodniczącym Mao. To, do czego doprowadził Nixon normalizując relacje USA z ChRL było być może największym sukcesem amerykańskiej dyplomacji w historii. Nixon jako twardy antykomunista nie miał oczywiście złudzeń odnośnie Mao, ale rozumiał, że nie Pekin jest przeciwnikiem Waszyngtonu.
Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka