Witold Jurasz Witold Jurasz
1864
BLOG

O tym, że Lenin miał rację. Kadry decydują o wszystkim.

Witold Jurasz Witold Jurasz Polityka Obserwuj notkę 11

W ostatnich dniach w mediach pojawiły się dwie, pozornie niezwiązane ze sobą informacje. Po pierwsze otóż mowa jest o tym, że minister Radosław Sikorski ma szanse objąć stanowisko Sekretarza Generalnego NATO lub też ew. zastąpić C. Ashton jako szef unijnej dyplomacji. Po drugie (vide link na dole) pojawiła się informacja o tym, że Komisja Europejska chce przeforsować niekorzystne dla nas zapisy dot. gazu łupkowego.

Odnośnie pierwszej sprawy media podzieliły się – tzw. „mainstreamowe” ekscytują się tym, jak to Polska „zyskuje na znaczeniu”, te, stojące po drugiej stronie załamywały ręce, mówiąc, że oto ten okropny Sikorski ma szanse na ewentualne objęcie, niewątpliwie prestiżowego, stanowiska.  I te i te wykazały się prowincjonalizmem godnym Pipidówkowa, a nie kraju o ponad 1000 letniej historii.

A propos tej drugiej – nazwijmy ją umownie „prawicowej” - narracji – otóż ja straciłem pracę w MSZ za wiedzą i akceptacją ministra Sikorskiego (a być może nawet w wyniku jego osobistej decyzji). Tym niemniej – czy się to komuś podoba czy nie, to jest on ministrem spraw zagranicznych RP, który zajmuje to stanowisko w wyniku wolnych wyborów. Ergo – jako obywatel RP kibicuję ew. kandydaturze ministra Sikorskiego (ew. „hater’ów” proszę o wyrozumiałość) i będę się cieszył jeśli obejmie którekolwiek z tych stanowisk. Na świecie bowiem mało kogo obchodzą nasze spory, niemal nikt nie wie, za co jedna strona sporu politycznego krytykuje czy też wręcz potępia MRS – dla większości ludzi na Zachodzie to po prostu szef polskiej dyplomacji i tyle.

Odnośnie natomiast tezy o wzroście znaczenia Polski, którego wyrazem miałoby być objęcie jednego z dwóch wymienionych stanowisk to wspomniany prowincjonalizm wyraża się w czymś nieco innym. Prezydent Litwy jest wymieniana jako bardzo poważny kandydat na stanowisko przewodniczącej Rady Europejskiej. Tym samym dla innych państw zostałoby już (spośród trzech najważniejszych stanowisk w UE i NATO) już tylko miejsce przewodniczącego Komisji Europejskiej . Powyższe oznaczałoby, że albo Niemcy, albo Francuzi nie mieliby żadnego z tych trzech najważniejszych stanowisk. Skoro objęcie przez Polaka jednego z nich miałobyś świadczyć o wzroście naszego znaczenia to czy analogicznie nieobjęcie żadnego stanowiska miałoby świadczyć o spadku znaczenia Niemiec czy też np. Francji? Czy objęcie stanowiska przez Hermana von Rompuya świadczyło o wzroście znaczenia Belgii a ew. wybór Dalii Grybauskaitė‎ będzie dowodem wzrostu znaczenia Litwy?

Nieustanne - z jednej strony przeglądanie się w oczach Zachodu i takie postkolonialne, kompradorskie, podniecanie się, że oto Polak  został awansowany – z drugiej - wyciąganie naszych polskich sporów na pozapolskie podwórko, to niestety miara tego prowincjonalizmu, o którym wspominałem.

Niestety ów prowincjonalizm ma jeszcze jedno oblicze. Najgorszym bowiem prowincjonalizmem jest brak fachowości. I w tym miejscu wrócę do tekstu o gazie łupkowym. Historia tego jak to KE „przepycha” niekorzystne dla nas zapisy doskonale tłumaczy czemu nie słyszymy o tym, iżby Niemcy czy też Francja nadmiernie aktywnie biły się o najwyższe unijne czy też NATO’wskie stanowiska. I w Berlinie i w Paryżu wiedzą bowiem, że kluczowe decyzje zapadają na szczeblu dyrektorskim, w korpusie urzędniczym, wśród naczelników, w podkomitetach, a nie na szczytach władzy. Na wstępnym etapie prac można nadać im taki kierunek, że w efekcie bezstronna niby Komisja rzadko podejmuje decyzje wbrew Berlinowi czy też Paryżowi. Dyplomaci pracujący w strukturach unijnych, ale też i urzędnicy unijni, którzy - teoretycznie bezstronni – zazwyczaj i tak pracują dla swojego kraju to takie AWACS’y – systemy wczesnego ostrzegania, których zadaniem jest wykrycie i zneutralizowanie zagrożenia, zanim stanie się ono realnym. Gdy więc słyszę, że nasza polska eurodeputowana „alarmuje” o niekorzystnych dla nas zapisach to rozumiem, że u nas ów system nie działa. Tyle i aż tyle.

Skądinąd ciekawe, czy Polacy pracujący w unijnej biurokracji czują, że – nawet wbrew regułom – powinni nadal pracować dla Polski. Bardzo często tak, ale sam też znam kilka przypadków, gdy Polacy obejmowali stanowiska wbrew stanowisku ich własnej Ojczyzny. Nic tak zaś nie boli, gdy jest się przyzwoiciej traktowanym przez kolegów z UE niż przez własny kraj. Doświadczyłem i tego w życiu, więc wiem o czym piszę. Również dlatego, mimo osobistych przeżyć, popieram kandydaturę R. Sikorskiego.

http://wyborcza.biz/biznes/1,100896,14671912,Europoslowie__Komisja_Europejska_szuka_haka_na_lupki.html#BoxBizTxt  

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka