Witold Jurasz Witold Jurasz
1119
BLOG

O profesjonalizmie w dyplomacji

Witold Jurasz Witold Jurasz Polityka Obserwuj notkę 5

 

Napisał do mnie maila zaprzyjaźniony amerykański dyplomata, który za rok (sic!) jedzie na zastępcę ambasadora do jednego, skądinąd poważnego kraju, którego języka nie zna. Podjął więc naukę i jak wszyscy amerykańcy dyplomaci będzie za 12 miesięcy mówił pewnie z silnym akcentem, ale tym niemniej płynnie. Powyższe zaś będzie wynikiem tego, że w USA istnieje SYSTEM i mój kolega na rok przed wyjazdem wie, gdzie pojedzie i, o ile nie stanie się coś zupełnie nieprzewidywalnego, nikt "po uznaniu" owego wyjazdu nie odwoła, zamiast niego nie zostanie wysłany jakiś pociotek, ambasador nie wystraszy się, że będzie miał zbyt dobrego zastępcę (i nie zacznie wszelkimi siłami zwalczać jego kandydatury).

Przypomina mi się wypowiedź Jana Himilsbacha, którego namawiano do nauki angielskiego, co miało dać mu możliwość zagrania w pewnym planowanym wówczas amerykańskim filmie. Himilsbach długo się opierał, aż w końcu stwierdził: "Jeszcze się okażę, że jednak nie będę im pasował do tego filmu i zostanę z tym angielskim jak chuj."

Ów e-mail od mojego kolegi przypomniał mi wiadomość, która pojawiła się ca. dwa miesiące temu, o tym, że  prezydent Obama podjął decyzję o mianowaniu córki JFK ambasadorem USA w Japonii, co wywołało krytykę części amerykańskich komentatorów, ktorzy podkreślali, że nowa pani ambasador nie ma żadnego doświadczenia w dyplomacji. No i znów wracamy do faktu, że w USA istnieje SYSTEM.  Nie ma więc dwóch zdań, że Dep. Stanu zadba o to, by pani ambasador Kennedy miała profesjonalnego zastępcę, profesjonalnego szefa political - external i political - internal (i całą resztę staffu też). I nikt jej nie pozwoli wymienić połowy ambasady "po uznaniu" ani zablokować przyjazdu zastępcy, który będzie zawodowym dyplomatą (a za to, że będzie de facto kierował ambasadą za cztery lata zostanie ambasadorem). Odnośnie zaś pani ambasador - fakt posiadania dojścia do samego prezydenta w połączeniu z urokiem osobistym (to w pracy ambasadora atut - trzeba być lubianym) spowoduje, że ta kombinacja zadziała. Nominacje polityczne są otóż OK gdy istnieje SYSTEM i gdy osoba nominowana rozumie swoją siłę, ale też jest świadoma swoich BRAKÓW. I dlatego nominacje polityczne w USA ( i innych dojrzałych państwach) niczemu nie szkodzą. W III Świecie natomiast należy ich unikać.
W dojrzałych państwach bowiem i tak na końcu jest "ambassador", a w III Świecie wychodzi "ambasadoll".
 
P.S. pisząc o III Świecie mialem oczywiście na myśli P...apuę

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka