Witold Jurasz Witold Jurasz
534
BLOG

O Syrii - na serio, ale i z przymrużeniem oka.

Witold Jurasz Witold Jurasz Polityka Obserwuj notkę 1

Polecam tekst z The New Yorker nt. ew. bombardowania Syrii.
 
 
Tekst jest napisany w formie dialogu dwóch inteligentów (no w końcu pochodzi z The New Yorker) - najbardziej mi się podoba końcówka:
"Gdy już nic nie robisz, to czy mógłbyś źle się z tym czuć"
"Źle się z tym czuję"

Może to jest jakiś pomysł.

Tak zupełnie na serio zaś - trzeba, w mojej ocenie, brać pod uwagę:

- skutki ataku, który skoro ma być przeprowadzony w ograniczonej skali (a taki ma być) niczego nie załatwi (jak już to trzeba iść na prawdziwą wojnę);

- implikacje wewnątrzsyryjskie - bombardowania prowadzić będzie to jeszcze większego zaangażowania Iranu i Hezbollahu po stronie Assada, co oznacza, że wojna się wcale nie skończy (ani bowiem Iran, ani tym bardziej Hezbollah nie mogą sobie pozwolić na upadek reżimu w Damaszku);

- implikacje regionalne - zaangażowanie Hezbollahu już teraz skutkuje coraz częstszymi zamachami w Libanie, który zawsze był jak beczka prochu - niewykluczone, że może dojść do rozlania się konfliktu i na ten kraj;

- groźbę proliferacji broni chemicznej - co by nie powiedzieć teraz chociaż wiadomo gdzie ona się znajduje (a brak zdecydowania ze strony Zachodu spowodował, że wśród syryjskich powstańców coraz więcej jest dżihadystów i Al-Kaidy a coraz mniej zbuntowanych oficerów armii rządowej - proszę zwrócić uwagę, że obecnie nie słyszy się już o dezercjach generałów czy też wyższych rangą oficerów, co jest m.in. tego właśnie efektem) - otóż jeśli radykalni islamiści nagle wygraliby wojnę to konieczne byłoby zapewnienie bezpieczeńśtwa składów amunicji z gazami bojowymi (a do tego trzeba być na miejscu).

Z punktu widzenia Polski - najbardziej obawiałbym się dwóch rzeczy: dalszych podziałów w NATO oraz interwencji ze strony USA i sojuszników bez autoryzacji Rady Bezpieczeństwa ONZ (przypominam, że Rosja w czasie wojny z Gruzji powoływała się na to, że USA też używały siły bez zgody RB). Gdyby NATO było tym, czym było gdy do niego wstępowaliśmy nie przejmowałbym się może tym ostatnim elementem, ale gdy co i rusz czytam analizy nt. tego, co tak właściwie oznacza art 5 to jakoś bardziej niż dotąd zaczynam lubić ONZ.

A zatem - wracając do tekstu z New Yorkera - czujmy sie źle.

Tytułem P.S.: jakby ktoś mi chciał zarzucać pisanie o tym wszystkim bez emocji i bez współczucia dla ofiar użycia broni chemicznej to wyjaśniam, że piszę o polityce zagranicznej bez emocji (i się nawet tym szczycę), a ofiar jest mi żal.

Polecam również krótki filmik (scenkę z legendarnego serialu BBC "Yes Prime Minister"), który chyba dobrze oddaje politykę części naszych sojuszników:
 

Zwolennik realpolitik, rozumianego nie jako kapitulanctwo, a jako coś pomiędzy romantyzmem nieliczącym się z realiami, a cynizmem ubierającym się w szaty pozytywizmu. W blogu będę pisał głównie, aczkolwiek nie wyłącznie, o polityce zagranicznej. Z przyjemnością powitam ew. komentarze, również te krytyczne, ale będę zobowiązany za merytoryczną dyskusję - choćby i zażartą, byleby w granicach dobrego smaku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka