NIE MOŻNA BADAĆ, DLACZEGO SAMOLOT SPADŁ, JEŻELI NIE WIE SIĘ, DLACZEGO LATA. W podkomisji Macierewicza zostali już wyłącznie tacy, którzy mimo prawie ośmiu latach zainteresowania tematem, skutecznie oparli się tej wiedzy. Skoro nie wiedzą dlaczego samolot lata, to każda przyczyna upadku jest zgodna z ich wiedzą.
Po wypowiedzi Kornela Morawieckiego padł na nich blady strach, że być może jego syn zechce skierować pracę podkomisji na tory obowiązujące w cywilizowanych krajach. To dla naszych kolegów blogerów KaNo, Marka Dąbrowskiego, fotoamatora, geoala i Martynki oznaczałoby czas skonfrontowania swoich dzieł z nauką, techniką i metodologią badawczą obowiązującą w tych krajach – mówiąc prosto - koniec ich kasy i sławy oraz cywilna śmierć ich mocodawcy. Do beneficjentów alternatywnej fizyki nie zdąży chyba już dołączyć bloger CC ze swoim akceleratorem sprężynowym bez sprężyn.
Nowym czytelnikom przypomnę, iż czytają tekst jednego z „trzech amerykańskich uczonych”, obok architekta spod Wrocławia i blogera KaNo wymienionych przez Macierewicza jako ekspertów jego zespołu parlamentarnego. To ja znalazłem „dwa wstrząsy”, o których KaNo w wywiadach kłamał, ze „ukazły się jego oczom”, a które potem stały się wybuchami i mnożyły w zależności od potrzeb ale już bez mojego udziału.
Żeby było jeszcze zabawniej - to ja wybiłem z głowy autorce tych słów ''Wielokrotnie nagabywano mnie o ustosunkowanie się do bieżących ustaleń w sprawie katastrofy. Do znanych nam już od lat wyników badań wykluczających, jako przyczynę katastrofy (kolizję) Tu 154 M z brzozą i ustaleń o rozpadzie samolotu w powietrzu doszły nowe poszlaki. Takie jak odnotowany nagły wzrost temperatury" konszachty z FYMem. A szkoda, bo powinna robić i pewnie robiłaby dziś to, na czym się zna, czyli w sensie dosłownym kręciła lody zamiast sprzedawać trefny koks zamachowy. Od wielu lat znana jest wiedza o oszustwach popełnionych przez Biniendę a z podkomisji odeszli parówkowi [1] profesorowie bo i dla nich oszustwa ich kolegów były nie do przełknięcia.
Zupełnie komicznie brzmi zarzut obecnego eksperta podkomisji "przemieszczone przez Rosjan części i przekopane miejsce zdarzenia" umieszczony w sąsiedztwie licznych wypowiedzi "o przeżyciu katastrofy przez trzy osoby". Pewnie potencjalnych żywych Rosjanie powinni zostawić pod samolotowym złomem do czasu, aż przybędzie podkomisja Berczyńskiego zaproszona przez Anodinę. Ale przecież skądinąd wiadomo, że Ewa Kopacz kłamała o przekopywaniu.
Ekspert fotoamator udzielił się szerzej"W jaki sposób można nazwać kogoś oszustem, zanim nie pozna się całości prac, o których najwięksi krzykacze nie maja pojęcia.
...
To postępowanie toczy się w warunkach skrajnej nienawiści niektórych środowisk i ludzi z nimi związanych do członków podkomisji a wcześniej anonimowych, lub nie, blogerów, badaczy. Przez ponad 7 lat jesteśmy opluwani, odsądzani od czci i wiary, nazywani oszustami, złodziejami, oszołomami. Teraz zarzucają również złodziejstwo publicznych pieniędzy. A czy ktoś pamięta konferencje smoleńskie, organizowane za własne pieniądze."
Odpowiadam - nikt nie został nazwany oszustem bez szczegółowego uzasadnienia merytorycznego. W szczególności odnosi się to do W.Biniendy, K,Nowaczyka i M.Dąbrowskiego. Każdy z wymienionych ma możliwość dochodzenia swoich praw przed polskimi sądami. Każdy ma możliwość udowodnienia fałszywości osądów na drodze naukowej dyskusji [2]. Tymczasem ci panowie uciekli przed taką okazją powodując odwołanie konferencji w WAT zapowiedzianej na maj ub. roku i przełożonej na wieczny nigdy [3]. Z drugiej strony trudno przypuszczać, iż w całościowym opracowaniu zostanie napisane, że dźwigar o grubości 2-3 mm zostanie zniszczony przez brzozę, jej kikut uszkodzi dolną powłokę skrzydła skutkiem czego skrzydło się ułamie i ukręci, co przy smoleńskich kątach natarcia musi doprowadzić do niekontrolowanego przechyłu i w rezultacie upadku samolotu, który, wytracając prędkość, zostanie rozkawałkowany przez drzewa oraz spiętrzające się w błotnistym terenie inne fragmenty. To nie byłoby oszustwem ale byłoby zaprzeczeniem wszystkiego, co powiedziano do tej pory.
"Czy ktoś płacił za czas poświęcany na badania, kosztem życia domowego i zawodowego, oraz własnego zdrowia ? Robiliśmy to nie dla zaszczytów i pieniędzy tylko dla prawdy."
Dobrze, że "robiliśmy" jest w czasie przeszłym. Matek Dąbrowski to nawet latał po internecie z rezygnacją z honorarium za książkę, które pewnie nie sięgnęłoby kwoty jego miesięcznego wynagrodzenia jako podkomisjanta.
"Dlatego też, jak czytam wypowiedzi tych różnych kaczych zup, manków, astrofizyków, których bracia wyciągnęli z prokuratury pieniądze za nic nie warte opinie i innych, także tutaj piszących cyników i zawodowych prowokatorów, trolli i hejterów, to nie mam złudzeń co do ich intencji. Na pewno nie jest to chęć poznania prawdy."
Zapewne chodzi o ekspertyzę A.Artymowicza, czyli sporządzenie porządnej kopii CVR, o którą prosił inny ekspert prokuratury G. Demenko. Nic nie wiadomo, aby nowa prokuratura zamierzała zamawiać kolejną ,bo niby po co, skoro ta A. Artymowicza nie zmienia wiedzy pochodzącej z innych stenogramów a tylko ją precyzuje. W szczególności można uważać, iż w kokpicie przebywała osoba spoza załogi, ale posiadająca znajomość tablicy przyrządów o głosie podobnym do generała. Jeżeli jednak nie zostanie udowodnione, że w kokpicie był generał Benediktow, nie zwiększy to udziału Rosjan we współodpowiedzialności.
Jeżeli chodzi o blogera kaczązupę czyli mnie, to przystałem na współpracę z Markieem Dąbrowskim i KaNo zakładając, że będzie to uczciwe i rzetelne analizowanie dostępnych informacji. Dodatkowo tworzono wrażenie, że są jeszcze jakieś inne osoby potrafiące zweryfikować nasze przypuszczenia. Myślałem, że jedną z takich osób jest M. Czachor ale potem okazało się, że to był Misiewicz oraz żony Nowaczyka i Biniendy, na których mężowie testowali omdlewającą straszność zamachu przed przedstawieniem jej smoleńskim wdowom oraz gospodyniom domowym licznie gromadzącym się na naukowych imprezach organizowanych przez kluby GaPola.
Bardzo wcześnie, bo w listopadzie 2011 podjąłem próbę wciągnięcia do dyskusji M.Laska po jego wywiadzie dla Falkowskiego [4]. Nowaczyk uwalił ją już po akceptacji Macierewicza. Być może wskazuje to, że we wczesnej fazie Macierewicz zachowywał wiarę w rzetelność swoich ludzi a Nowaczyk od początku cynicznie go okłamywał ale na dalsze wydarzenie nie ma to wpływu bo u Macierewicza zawsze nasycenie zamachowością wygrywało z rzetelnością. Kolejną próbę otwarcia dyskusji na głosy ekspertów podjęliśmy z żoną w połowie 2013 roku forum konferencji smoleńskich [5].
Mimo, iż mój udział w pracach "zespołu ekspertów ZP" był jednostronny - nie byłem wciągany w decyzje a jedynie albo coś tam sobie liczyłem albo zgłaszałem wątpliwości, to po tym co wychodziło na zewnątrz mogę dosyć dokładnie odtworzyć sobie sposób działania tej machiny. Podstawą była propaganda w internecie i hejt oraz trolling internetowy. W trollingu byłem całkiem niezły więc byłem powiadamiany o każdej notce adwersarzy ZP. Na ogół udawało mi się albo odwrócić kota ogonem albo przynajmniej sprowokować adwersarza. Robiłem tak dopóki miałem nadzieję, że za prezentacjami ekspertów stoją rzeczywiste badania. Z dzisiejszego punktu widzenia nawet o wiele dłużej, bo ocknąłem się dopiero w okiolicach "debaty" w UKSW w lutym 2013. Wtedy to najpierw Nowaczyk, mimo już rozesłanego programu, chciał zmusić mnie do wyrugowania z grona prelegentów M. Czachora. Już w czasie trwania imprezy okazało się, że Nowaczyk wziął zostawiony przeze mnie Macierewiczowi konspekt mojego wystąpienia i sam go wygłosił, dodatkowo dokonując przekłamań czyniących go bardziej sensacyjnym [6[ . Był też przezabawny dialog Biniendy z Róndą "spadnie - poleci dalej". To obudziłoby nawet nieboszczyka więc zamiast na teksty YKW&CO, publicznie skierowałem swoją uwagę na dzieła swoich byłych kolegów.
O hejcie - najpierw pobiciem groził mi poprzednik Nowaczyka w ZP bloger Rexturbo - oczywiście za to, że go wyrugowałem. Potem współpracujący z ZP jako główny hejter Mariusz Molik oraz obecny ekspert fotoamator. O współpracę z SB, mimo przekazania przeze mnie informacji o czystym koncie w IPN, pomawiali mnie niemal wszyscy sympatyzujący z ZP.
Każdy ma prawo do oceny wartości dzieł innych twórców. Chyba się nie mylę, że fotoamator tworzy unikalny w dziejach badania katastrof papierowy model samolotu na podstawie zdjęć. Niewątpliwie jest to zajęcie bardzo pracochłonne. Taki model w wielkim finale badań katastrofy przez podkomisję może zostać wybuchnięty przez dmuchnięcie słomką wetkniętą w ogon, co odda straszną zbrodniczość zamachu wykonanego przez Rosjan. Nic dziwnego, że K. Morawiecki nie ma najlepszego zdania o dziełach podkomisji.
_______________________________
[1] Warto wyjaśnić, że użyte przez noblistów precelki służyły do objaśnienia właściwości topologicznych obiektów (topologia to taka dziedzina matematyki, która wyjaśnia, dlaczego spódnicę można włożyć przez głowę a spodni nie można), natomiast parówka, nawet przypominając kadłub nie modeluje jego właściwości mechanicznych, gdyż jej skórka nie składa się z wielu nitowanych ze sobą elementów. Spożywanie nitowanych parówek zagrażałoby bowiem konsekwencjami w postaci zastrzelenia kota.
[2]
[3] Nieskromnie sądzę, iż powodem odwołania konferencji była zapowiedź obecności na niej G.Kowaleczki, M.Laska oraz mojej a przesądziło zadane przeze mnie przed konferencją drogą mailową pytanie, jak wyniki WATowców mają się do wyników G. Kowaleczki i G. Jorgensena. W obawie, że nie docisnę się ze swoimi pytaniami wysłałem je do prelegentów. Odpowiedź, sądząc po skutkach, była oczywista - że G. Jorgensen posiada kompetencje do badania katastrof latających baranów, które jak wieść gminna niesie, ekologicznie hoduje. A potem nastąpiły inne ciekawe wydarzenia.
[4] "Komentarz do wywiadu z doktorem Laskiem
Pan dr.inż. Maciej Lasek omawiając ruch samolotu w ostatnich sekundach nie oddzielił dwóch problemów - pełnego modelu symulacyjnego tworzonego od podstaw, czyli rozwiązania równań aerodynamicznych od rekonstrukcji trajektorii samolotu w oparciu o zarejestrowane parametry. Budowanie pełnego modelu to rzeczywiście problem bardzo złożony i czasochłonny. Trzeba jednak zauważyć, że gdyby tak model został stworzony, to w trakcie prowadzonej na jego podstawie symulacji numerycznej pojawiły by się jako pośrednie wyniki, przeciążenia i inne parametry symulowanego lotu stanowiące dane wejściowe do symulacji ruchu całego obiektu. Nawet jeżeli w konkretnym algorytmie nie pojawią się jawnie, to na pewnym etapie pracy programu powinny być możliwe do uzyskania w postaci, w jakiej są rejestrowane w rejestratorach parametrycznych. W tej bowiem postaci byłyby na przykład użyte do kalibracji modelu symulacyjnego przy pomocy lotów identyfikacyjnych. Tylko, że ten etap początkowy, wymagający dużego nakładu pracy i mocy obliczeniowych jest niepotrzebny. Jeżeli zgodzić się z tym, że kluczowe wydarzenia rozegrały się gdzieś od momentu, kiedy samolot znajdował się na wysokości 100 m. to komisja dysponowała wieloma zapisami parametrów odejścia Tu-154 z tej wysokości, czyli dobrze skalibrowaną zależnością wysokości samolotu od innych zarejestrowanych parametrów - ściślej mówiąc - przeciążenia pionowego i kata pochylenia.
W tym momencie wystarczyło te parametry poddać prostej obróbce numerycznej i porównać z parametrami lotu z 10.04.2010 na krytycznym odcinku.
W ten sposób została potwierdzona trajektoria pionowa zaprezentowana Zespołowi Parlamentarnemu, chociaż z konieczności kalibracja była ograniczona tylko do opublikowanych parametrów z jednego lotu z 06.04.2010. Analiza danych z wielu odejść z pewnością doprowadziłaby do dalszego uwiarygodnienia trajektorii rekonstruowanej przy użyciu parametrów z rejestratorów MSRP, ATM QAR oraz KBŁ. Osoby współpracujące z Zespołem Parlamentarnym są gotowe do dyskusji nad rzetelnością rekonstrukcji trajektorii pionowej wykonanej przez komisje oraz tej zaprezentowanej Zespołowi. Jest to bardzo ważne, ponieważ rozstrzygnięcie w tym zakresie prowadzi do niesłychanie ważnych dalszych konsekwencji, o których Pan Redaktor Falkowski wspomniał na końcu wywiadu - znacznie wyższego lotu na krytycznym odcinku bez dramatycznego zejścia w wąwóz oraz przelotu ponad brzozą.
Autor komentarza pracował przy rekonstrukcji trajektorii pionowej zaprezentowanej zespołowi smoleńskiemu."
[5] "Nienajlepsze dla nurtu niezależnych badań Katastrofy Smoleńskiej wydarzenia z ostatnich tygodni powinny nas skłonić do refleksji, czy samodzielnie jesteśmy w stanie rozstrzygać sprawy leżące na ogół poza naszymi kompetencjami. Uważamy, że nasze grono powinno dążyć do dyskusji z osobami posiadającymi wiedzę fachową, w jej ramach formułować pytania i dopiero wyciagać wnioski. Dążąc we własnym gronie do wyciągnięcia wniosków możemy nimi wyrządzić krzywdę rodzinom ofiar i odbiorcom naszych opini, a siebie narazić na kompromitację.
....
Rozpoczęta przez Pana Grzegorza Januszko pytaniami do Zespołów dyskusja to bezcenna inicjatywa i powinna być kontynuowana w poszerzonej formie. Najlepszym sposobem byłoby zorganizowanie otwarego dla czytelnikow, ale ograniczonego do zamkniętego grona dyskutantow forum internetowego. Po zaproszeniu do grona dyskutantów ekspertów Zespołu dr Laska i Zespołu Parlamentarnego możliwe byłoby przełamanie schematu, że obie strony mówią wyłącznie do siebie, używajac skrótów myślowych i co tu dużo mówić - również propagandowych nieprawd.
Nasza pierwsza konferencja, mimo sukcesu organizacyjnego i merytorycznego nie znalazła praktycznie żadnego oddźwięku na zewnątrz. Podobnie ma się rzecz z wystąpieniami ZL i ZP - są, i to nader stronniczo, komentowane wyłącznie przez sprzyjające im media. W ten sposob budowane sa dwie zupełnie przeciwne, oparte na sympatiach politycznych a nie naukowych argumentach, świadomości na temat okoliczności katastrofy."
[6] Mój tekst traktował o "pół sekundy" dlatego nie zdziwiłem się, kiedy po latach w tej połowie sekundy Nowaczyk znalazł "skok temperatury". Po prostu sam nic nie jest w stanie wynmyslić - ani mądrego ani głupigo a to jak raz jest głupie.
Bardzo były fizyk teoretyk, do 1982 pracownik naukowy. Autor referatu na I Konferencji Smoleńskiej. Dzisiaj sam zdziwiony, skąd w tym temacie i miejscu się znalazł. Archiwalne notki: http://mjaworski50.blogspot.com/ Odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności ale też podejrzany o przynależność do niedorżniętej watahy współpracowników gestapo.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka