Jest coś dziwnie perwersyjnego w obserwowaniu opozycji, PO i N. To coś, jak oglądanie jugosłowiańskiego kryminału z lat siedemdziesiątych na Polsacie dwa – człowiek nie chce, ale ogląda. I dziwi się przy tym, że można aż tak.
Przy całej słabości PO, kto spodziewałby się jeszcze kilka miesięcy temu, że może ona się tak obnażyć – jako partia, ale też i ludzie, których przerósł rozmach przedsięwzięcia, na które się porwali.
Abstrahując od tego, czy był to pucz, czy tylko spontanicznie się rozwijający niespontaniczny protest, zakończony blokadą, jak się okazało o nic.
Jest coś perwersyjnego, że cieszę się, kiedy widzę, że drugi człowiek się ośmiesza. Powinienem współczuć im, powinienem być zły, ale śmiać się? Z tych, którzy jeszcze niedawno stanowili władzę i elitę „tamtenkraju”?
Bo to już nie jest „tamtenkraj”. Ani trzecia, ani czwarta – po prostu , RZECZPOSPOLITA. Polska. Ta, której ducha nie potrafią zrozumieć. I ta, wobec której protestują.
Bez wielkich słów, bo i temat jest „mały”. Trudno zachować powagę, kiedy toczy się najlepsza komedia.
Porównajmy strajk z 1980 roku ze „strajkiem opozycji” z przełomu roku 2016/2017. Wyobraźmy sobie, że ówcześni strajkujący, z Lechem Wałęsą na czele, stosuje dzisiejsze metody.
Ja, dla przykładu, ujrzałem taką oto scenkę:
Do stróżówki podchodzi Lech Wałęsa, za nim Henryka Krzywonos, ze zgrabną torebką. Strażnik zagaduje:
- Co tam, panie Leszku, koniec zmiany?
- Tak, panie strażnyku, ciężky chleb, walka.
- Rozumiem – strażnik uśmiecha się do panny Krzywonos – do domu?
- Nie, do „Madery”
Strażnik puszcza oczko, po czym rzuca za oddalającą się parą:
- Fajna knajpka. Walka!
Pamiętacie państwo, Rockiego trzy? Czarny mistrz mówił do Rockiego:
- Nie wygrasz, Rocky, Nie masz już „eye of the tiger” - co w tłumaczeniu na nasze znaczy: „straciłeś jaja”. W wersji dla delikatnych: „brak ci ikry”.
Platforma nie ma eye of the tiger, nie ma jaj, a ikrę zastąpiły podsycane niewiadomoczym i niewiadomoprzezkogo ataki pomysłowości, skutkujące jednym wielkim ciamajdanem,
Krew, pot, łzy i horror. Poświęcenie, walka o ideały i o wspólnotę – nie, nie znajdziesz tego w PO.
Znowu scena. Komunikat telewizyjny nadany nagle, po przerwaniu emisji popularnego programu:
- Proszę państwa – prezenter jest wyraźnie zdenerwowany – niepokojące wiadomości z protestu posłów w sali parlamentarnej. Po zbadaniu przez specjalnie wezwanego do sejmu lekarza, okazało się, że poseł Marcin Kierwiński, od początku protestu – tu prezenter na chwilę wstrzymuje głos – schudł siedemset gram. Lekarze obawiają się najgorszego. Koleżanki i koledzy posłowie namawiają Marcina Kierwińskiego do zaprzestania, albo przynajmniej wyhamowania, akcji protestacyjnej, ale wojownik nie poddaje się nigdy, a poseł wojownikiem jest i wypowiada tylko jedno słowo: „walka”. Prezenter przeciera łzę.
Wobec sytuacji, które poruszają świat, świat nie pozostaje obojętny. Zewsząd płyną dary, głównie jedzenie. Modna staje się akcja: „Głoduj z Marcinem”. Animuje ją pan Miszk.
Tymczasem w sejmie. Dwie skulone postacie. Okryte kocami, puszczają parę przy każdej oddechu. To wódz, Grzegorz Schetyna i poseł Kierwiński. Siedzą i rozmawiają – o kraju, który zbudują, kiedy „znowu będzie tak, jak wtedy”. Otulając się szczelnie kocem, trzęsącym się głosem, poseł Marcin zwraca się do wodza:
- Zzimmnno mi – wbija się głębiej w fotel i zadziera głowę do góry. Widzieliście Che Guevarrę na tym słynnym portrecie? To nic nie widzieliście. Bo czymże jest wizerunek gościa, który tylko wywołał rewolucję na Kubie. Nie na Kubę, nie na Aleppo, na Warszawę patrzcie. Tu jest człowiek, który walkę w oczach nosi.
Patrzy więc do góry, charyzmatyczne spojrzenie rozświetla mroki pomieszczenia. Cichy głos:
- Śświatło, widzę światło – poseł Kierwiński wolno podnosi wskazujący palec ku górze.
Grzegorz Schetyna patrzy do góry, po czym przenosi spojrzenie na kolegę.
- To lampa, Marcin.
Na koniec chciałbym zamieścić apel do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o pomoc w mediacji z posłami opozycji w celu natychmiastowego opuszczenia przez nich budynku sejmu. Ruch ten konieczny jest, aby zapobiec szerzeniu się epidemii chorób wynikających z nadmiernego śmiechu.
Apel mój wzmocnię załączonym filmikiem z wywiadem z członkami trupy „Monty Python”, którzy poskarżyli się, że od kiedy trwa „czamejdan”, w Polsce skecz z „najzabawniejszym kawałem świata” w ogóle już nie chwyta. #ciamajdan #Ciamajdan
Inne tematy w dziale Polityka