Oficjalna niemiecka nacjonalistyczna polityka zatrzymywania dzieci obcokrajowców w Niemczech przez Jugendamt w celu germanizacji - w ramach wyrównania deficytów demograficznych nie koliduje wcale z anty nacjonalistyczną, więcej, antypolską polityką obecnego polskiego rządu dozwalającego Niemcom na zakazy języka polskiego Polakom w Niemczech i kooperację konsulatów w wychowaniu w Niemczech nieletnich polskich obywateli na Polaków nie potrafiących mówić, czytać i pisać po polsku, nie znających własnej polskiej ojczyzny.
Obecnie już zupełnie "legalnie na sposób niemiecki" odbiera się dzieci polskim rodzicom należącym do naszego stowarzyszenia pod zarzutem szkodliwości języka polskiego dla "niemieckiego dobra dziecka" oraz podejrzenia o przygotowaniach do "ucieczki dziecka z Niemiec". Ażeby ucieczkę (Republikflucht) uniemożliwić Jugendamt przejmuje również prawa rodzicielskie.
Do tego oczywiście zajmuje komorniczo dochody, które przeznacza się na pensje dla Jugendamtowcow i funkcjonariuszy z partyjnych, komercyjnych rodzin zastępczych. Tym sposobem niemieckie państwo redukuje dodatkowo liczbę bezrobotnych. Krytycy tego systemu i pokrzywdzeni rodzice określają to jako niemiecki handel dziećmi.
Takimi zarzutami jak łamanie prawa do swobodnego podróżowania w UE/osiedlania się w dowolnym kraju i prawa do używania własnego języka nikt się nie przejmuje, szczególnie pani minister von der Leyen kierująca się nadrzędnym narodowym dobrem Niemiec: "Rzut okiem na rozwój demografii uwidacznia jak bardzo potrzebujemy tych dzieci: Za 20, 30 lat oczekujemy od tych dzieci, że będą nosiły ten kraj innowacyjnie i odpowiedzialnie."(*)
Przymusowa emigracja polityczna i ekonomiczna polskich obywateli i wyludnienie Polski to specjalność polskich rządów, nie tylko obecnego, ale ukoronowaniem tej polityki jest ostatnia wypowiedz premiera Tuska. Niecałe dwa lata później po wypowiedzi niemieckiej minister - na pytanie w sprawie demografii w Polsce odpowiada pan premier Tusk w sposób rubaszny, wymijający:
"Donald Tusk: Bomby demograficznej nie rozbroi nikt, poza nami samymi. My możemy napisać 150 ustaw, zbudować 65 systemów emerytalnych, a bomba demograficzna po polsku nazywa się: za mało dzieci. A skoro za mało dzieci, to nie trzeba pisać ustaw, tylko wziąć się do zupełnie innej roboty. Redaktor pyta, jakiej konkretnie? No odsyłam do... do czego?Rzecznik rządu Paweł Graś: Wyjaśnimy po konferencji panu redaktorowi. (śmiech)
Donald Tusk: Do czegoś, do kogoś..."
Komentarze
Pokaż komentarze (2)