Co miesiąc prof. Adam Glapiński prowadzi godzinne pogadanki na temat ekonomii, wplatając w nie swoje osobiste wątki i obserwacje z lat ubiegłych.
Dzisiaj zapragnął wyjawić, że ongiś nie należał do krezusów finansjery polskiej, wręcz przeciwnie - żył jak większość ubogich Polaków.
„Ja pochodzę z niezamożnej rodziny. Mój ojciec był co prawda naczelnikiem w NBP, ale matka nie pracowała i naszym głównym posiłkiem byłą zupa jarzynowa. Jestem przyzwyczajony do bardzo skromnego poziomu życia, wiem co to jest. Problem było zadłużenie, pożyczaliśmy pieniądze od rodziny. Potem, już z żoną staraliśmy się nie pożyczać pieniędzy. Na kota wydawało się sporo, ale nie mieliśmy dzieci i żyliśmy bardzo skromnie. Teraz kieruje się filozofią, że to co się zarabia należy wydawać, korzystać z życia”.
Kilka zdań i wszystko jasne. Dorastał w ubogiej warszawskiej wieloosobowej, jak na dzisiejsze standardy, rodzinie. Na tyle ta bieda odcisnęła swe piętno, że od zarania nie uczestniczył w ogólnopolskiej pisowskiej prokreacyjnej polityce stawiającej za cel zagęszczenie zaludnienia naszej ojczyzny.
Za młodu, wraz z przyszłą żoną, jeździli do Szwecji, aby podreperować swe budżety.
Jest drugą ważną osobą w Państwie (po Prezesie), która otwarcie przyznaje się do posiadania kota. Mało tego - na kota wydawał na tyle sporo, że do dzisiaj mu to niejako wypomina.
Jest profesorem ekonomii i pewnie logika jest mu nieobca, jednak wspomnienie o kocie i braku dzieci nie trąca nadmiarem logiki. „Nie mieliśmy dzieci i żyliśmy bardzo skromnie” sugeruje, że gdyby miał dzieci, to dopiero byłaby całkowita nędza u p. Glapińskich - wszak ledwo przędli we trójkę, czyli profesor, żona i... kot. To co mają powiedzieć miliony rodzin, które mają koty a do tego jednak i dzieci? Całkowita ruina finansowa? Pewnie dlatego wspaniałomyślnie wpadli na pomysł rozdawania 500+ dzieciom poprzez rodziców, co i tak nie daje większych efektów.
Inne tematy w dziale Gospodarka