Mirosław Naleziński Mirosław Naleziński
31
BLOG

Karnuszko*

Mirosław Naleziński Mirosław Naleziński Społeczeństwo Obserwuj notkę 0
Niełatwo być sędzią. To trudna i odpowiedzialna funkcja. Zwykle osądzani nie godzą się z wyrokami, zaś postronne osoby uważają, że sądy skazują wyłącznie winnych.

    Prezydent bodaj najsłynniejszego nadmorskiego kurortu w Polsce, miał ponad trzydzieści prokuratorskich zarzutów i wydawać by się mogło, że jego polityczna kariera zostanie ogrylowana stalowymi prętami w najbliższej celi. Nic z tego - z aż tylu zarzutów ostało się jedynie kilka i choć wystarczyłby tylko jeden (byle solidny, jak owe pręty), aby wip miał kłopoty, to teraz okazuje się, że dowody są coraz słabsze, sprzęt podsłuchowy trudny do zlokalizowania, obywatel składający doniesienie jakiś taki mniej pewny...

    PO, która stawiała wysokie moralne wymagania, poluzowała swoje pierwotnie głoszone żelazne zasady i podczas najbliższych prezydenckich wyborów jednak poprze kandydata z zarzutami.

    Mamy dwie aksjomatyczne (ale wykluczające się) reguły - "polityk z zarzutami nie powinien uczestniczyć w życiu politycznym" oraz "polityk bez udowodnionych zarzutów (bez wyroku) ma prawo do uczestnictwa w życiu politycznym".

    Większość mieszkańców kurortu skłoniła się ku drugiej zasadzie. Taka jest wola ludu - prezydent z zarzutami, który nie chciał kandydować w najbliższych wyborach, zmienił zdanie i wystartuje. Premier, który wcześniej był wzorcowo kategoryczny, jednak zmiękł - to prawda, czas jest najlepszym zmiękczaczem... stanowczych poglądów.

    Co będzie, jeśli zarzuty się potwierdzą? A co byłoby, gdyby zrezygnował, zaś zarzuty nie potwierdziły się? A co, jeśli potwierdzenie ich lub niepotwierdzenie zależy od polityki i niezupełnie od niezawisłości sadowej? Czy można sobie wyobrazić dwa całkiem odmienne wyroki? Hipotetycznie - jeden skład sędziowski uniewinnia oskarżonego od wszystkich zarzutów, zaś inny - skazuje go, uznając winnym popełnienia wszystkich niegodnych zarzucanych czynów (albo przynajmniej jednego poważnego)? Historia sądownictwa (nie tylko polskiego) dostarcza wielu dowodów na to, że oba skrajne rozstrzygnięcia są możliwe... Ileż to wyroków skazujących było zmienianych w kolejnych instancjach i odwrotnie...

    Jeśli chodzi o wyroki, to większość obywateli uznaje, że skoro sąd kogoś uznał za winnego (albo go uniewinnił), to taka jest prawda obiektywna, natomiast obiektywny jest jedynie fakt wydania wyroku, bowiem jeśli ktoś nie popełnił przestępstwa, ale sąd go skazał (albo popełnił, ale go uniewinniono), to on wie, że sąd się pomylił, jednak trudno przekonać kogokolwiek o swej niewinności (lub winie) - jakże to? przecież wyrok zapadł w niezawisłym sądzie i uprawomocnił się!

    Czy w Polsce można skazać obywatela na podstawie rewelacyjnego odkrycia będącego konfabulacją? Można! Pewna trójmiejska pisarka zauważyła, że ktoś ją okrutnie obraża na znanym portalu. Jest wręcz przekonana, że ten ktoś miał drugie konto i choć niektórzy ją przestrzegali, że to nieprawda, to jednak dała porwać się ona swojej wybujałej wyobraźni (zapewne jej pisarskim niedościgłym wzorem jest Agatha Christie) a dodatkowo dała wiarę portalowym "fachowcom" od psychologii i internetu, zatem uznała, że jedna osoba ma dwa konta. Pomówiła tego gościa na portalach (i czyni to do dzisiaj w sądach), sfałszowała dane w komentarzu i wytoczyła dwa procesy. Zażyczyła sobie 20 tys. zł zadośćuczynienia, przeproszenia i skasowania szeregu artykułów, których większość ów facet napisał w ramach riposty i samoobrony przed bezczelnymi żądaniami oraz jako wyraz walki z chorą wyobraźnią pisarki.

    Sąd (jedna niezawisła osoba!) miał zeznania pisarki (że pozwany miał dwa konta) i oświadczenie tego faceta (że miał tylko jedno). Nie mogą być prawdziwe dwa odmienne opisy rzeczywistości. Sędzia przyjął za prawdziwy wariant konfabulantki. Po prostu w głowie mu się nie mieściło, że owa osoba mogła kogoś pomówić i sfałszować dane w formularzu komentarza, bowiem w takim przypadku musiałby na sądowej scenie zamienić rolami pozwanego z powódką. Ponadto niezawisły sąd (czyli ten jeden sędzia) skandalicznie oceniał słowo pisane, np. zdanie "pani pisała przaśne teksty pośród wulgarnych" uznał za zarzut ujęty przez pisarkę jako "pani pisała wulgarne teksty" i wyrokowanie oparł na tym drugim, nieprawdziwym, zdaniu - takich logicznych a językowych błędów popełniono kilka.

    Oba przykłady wskazują, że sprawiedliwość w Polsce na pstrym koniu jeździ, choć widać, iż znanej osobie licznik schodzi z kilkudziesięciu zarzutów ku zeru, zaś zwykły obywatel, pomówiony przez nawiedzoną pisarkę, przegrywa proces, o czym dowiedział się po jego... uprawomocnieniu**.

    Media informują, że niejaki Adam Geissler, który przez kilkanaście lat prowadził restaurację w centrum stolicy, zalega z płatnością ponad 20 milionów złotych. Pomijając oburzający fakt - kto dopuścił do tak wielkiego zadłużenia i jego nieegzekwowania (z rencistami potrafimy się rozprawiać błyskawicznie - gdzie konstytucyjna równość?), podano wspomniane dane osobowe, zaś pisarka uważa, że nie tylko nie wolno jej danych publikować, ale nie można podawać nawet jej inicjałów i dziedziny pisarstwa, bowiem nazwisko ma rzadkie, zaś branża jej twórczości jest na tyle wąska, zatem łatwo można byłoby ja zidentyfikować w internecie. Nie wolno krytykować również jej niegodnego zachowania (kłamstwo, pomówienie, fałszerstwo, kpin z przysięgi studenckiej, współuczestniczenie w wulgarnych żartach i tolerowanie menelskiego zachowania jej internetowych przyjaciół). A dlaczego? Ponieważ uważa, że nie kłamie, nie sfałszowała, nie kpiła, nie pisała pośród wulgariów i nie tolerowała inteligenckich gawroszy. Brawa dla sądów, brawa dla Państwa! Gołym okiem widać, że Polska nie jest dzikim krajem!

    PS Ocena co jest prawdą a co fałszem, często nie jest łatwe - oto jedna strona twierdzi, że oficerowie BOR byli 10 kwietnia 2010 na lotnisku w Smoleńsku podczas katastrofy naszego samolotu, jednak inni uważają, że ich tam nie było. I jaka jest prawda? Przecie obie wersje nie mogą być prawdziwe! Jeśli byli podczas katastrofy, to polska strona znałaby od początku prawdziwą godzinę dramatu, bowiem każdy świadek (a zwłaszcza pracownik BOR) dramatu musiał spojrzeć na zegarek.

    * - tytuł to połączenie pierwszej części i drugiej obu nazwisk (prezydenta i pisarki - oboje z Trójmiasta)

    ** - proces trwał krótko, pozwany był pół roku na zwolnieniu i nie wiedział, że się toczy, sędzia zawyrokował na korzyść pisarki; ponadto sąd w swojej mądrości nie poinformował, kiedy wyrok zapadnie i że zapadł, także nie przekazał pocztą treści wyroku, bo przecież nie jest do tego zobligowany; doszło do paranoidalnej sytuacji - gdyby nie początek kolejnego procesu, to facet w ogóle nie wiedziałby, że zapadł wyrok w jego sprawie! (po 4 miesiącach dowiedział się o wyroku z poprzedniego procesu w pierwszym dniu procesu drugiego, ponadto pismo oskarżyciela otrzymał w kwietniu z datą styczniową, czyli z... trzymiesięcznym opóźnieniem, również na tym inauguracyjnym spotkaniu z Temidą); apelację oczywiście odrzucono, bowiem dozwolone terminy zostały przekroczone...


Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo