Francesco Schettino, kapitan statku ms „Costa Concordia”, który zatonął u brzegów italskiej wyspy, domaga się zaprzestania drwin z niego w mediach. W rozpaczliwym oświadczeniu, adwokat kapitana zaapelował - „Dosyć tych kalumnii!”.
Italska prokuratura zarzuca kpt. Schettinowi doprowadzenie do wypadku wycieczkowca i nieumyślne spowodowanie śmierci 32 osób oraz... ucieczkę z pokładu podczas ewakuacji. Grozi mu 15 lat odosobnienia w ciepłym kraju i więzieniu. Kapitan odpiera wszystkie zarzuty i twierdzi, że zapobiegł większej tragedii dzięki zarządzonemu manewrowi, dzięki któremu statek dopłynął do wyspy, a pasażerowie mogli się tam jakoś uratować.
Ten dzielny (jak sam zresztą mniema) marynarz, od dawna jest obiektem medialnych żartów, w których zarzucane jest mu tchórzostwo, bowiem uciekł z pokładu przewracającego się statku, zanim opuścili go pasażerowie.
Pewien komik, w italskiej telestacji La 7, przebrany za Schettina, zaśpiewał piosenkę o nim jako o kapitanie znanego z amerykańskiego serialu „Statek miłości”, w którym to utworze nieelegancko poszydził sobie ze (śródziemno)morskiego wilka – „wiecie, co umiem robić? uderzyć w skałę, a potem uciec” oraz czynił aluzje do jego młodej mołdawskiej przyjaciółki.
Po emisji programu, adwokat kapitana, niejaki Pepe, wystosował list do mediów, w którym napisał - „Kapitan Schettino jest rozgoryczony z powodu ciągłych zniewag, które codziennie kierowane są pod jego adresem. Kapitan przyjął poważną postawę i postanowił nie wdawać się w polemiki, ale wyraża pragnienie, aby cała sprawa była traktowana na serio i z należną powagą oraz poprawnością”. I pewnie dlatego tak jest traktowana ta cała sprawa... Dodał także – „Francesco Schettino zawsze był profesjonalistą, uznanym i szanowanym na całym świecie. Na forum międzynarodowym wyznaczał standardy działania, które przyniosły zaszczyt italskiej żegludze, którą z dumą zawsze reprezentował”.
W Polsce także od paru lat ma miejsce kuriozalna sytuacja – para trójmiejskich osobistości umyśliła sobie łazić po sądach i walczyć o dobre imię (dość łatwo utracone) na portalu NaszaKlasa przez jedną z nich – to pisarka Chomuszko wspomagana przez adwokata Kolankiewicza. Uznali, że nie można krytycznie opisywać w internecie zachowania pisarki, która sobie tam poswawoliła, zresztą wespół z innymi odważnymi dyskutantami (o, ich teksty są jeszcze bardziej powalające, tyle że ci autorzy nie są... znanymi pisarzami). I prawdopodobnie powieka jej nie drgnęła, kiedy wulgaria leciały na całego; więcej – odważnie nadmieniła, że woli z takimi dyskutantami wymieniać poglądy, niż z krytykiem nieeleganckiego (jej i innych) zachowania.
Aby dokładniej wyjaśnić sytuację, należałoby jeszcze wspomnieć, że ta znana pisarka posunęła się do kuriozalnego pomówienia (że szarpany przez nią po sądach gościu ma dodatkowe dwa lewe konta na NK, skąd ją obraża i szydzi z niej) oraz do bezprzykładnego sfałszowania podpisu. Adwokat otrzymał wszystkie wypowiedzi z interesującego go okresu (w tym wskazówki co do tych przestępczych działań), a jednak zdecydował się na wieloletnie boje o jej dobre imię – czy kierował się prawniczą obiektywną wiedzą, czy jednak subiektywnymi odczuciami (pisarka zakomunikowała, że „idzie do swojego prawnika” - określenie „swój” nie musi sugerować „obiektywny”)? I tak mocno ów adwokat się zaangażował, tak bardzo chciał wygrać, że postanowił poprzekręcać oryginalne nibyprzestępcze teksty, co przekonało mało uważnego sędziego Midziaka (Sąd Okręgowy w Gdańsku) do winy tego faceta.
Zatem - pofałszowane przez adwokata teksty nie zostały zdemaskowane przez sędziego, który wydał kompromitujący wyrok, którego nijak nie można wykonać, bo to jest stek logicznych błędów! Można wyrazić jedynie nadzieję, że pozew, wyrok i jego uzasadnienie (IC692/09) znajdzie swoje miejsce w podręcznikach studenckich, w jakże interesującym rozdziale – „Jak bezmyślnie można uwalić proces o internetowe zniesławienie”. Można byłoby ogłosić konkurs z nagrodami dla studentów prawa, którzy logicznie, zrozumiale i spójnie wyjaśnią wyrok i jego związek z zarzutami, bowiem nijak nie można dopatrzyć się tam rozumnego zatrudnienia opon mózgowych togowego funkcjonariusza... Mimo że błędy są łatwe do zlokalizowania (czarno na białym – na papierze), to ministerialni prawnicy nie mają zamiaru nic uczynić, bo działają wg swoich reguł, co dowodzi, że każda głupota jest w stanie wygrać z procedurami.
No i sprawę w obrządku cywilnym wygrali, bowiem pozwany nie był w sądzie (zawał, bajpasy, sanatorium) a nawet nie był na ogłoszeniu wyroku. Dlaczego? Bo nikt nie powiadomił go o terminie wydania wyroku ani o dacie ogłoszenia, przez co facet nie miał możliwości wnieść apelacji! Czyżby polscy prawnicy (ci od ustalania prawa i ci od jego interpretacji) są kretynami (biednego italskiego kapitana media także nieładnie zwą „Schettino – cretino”)? A przecież prawników, to mamy chyba najlepszych w Europie, raczej odwrotnie do jakości naszej gospodarki! Teraz nie wiedzą, jak elegancko wyplątać się z tej matni, którą polska Temida zaplotła na swoich szarych mózgowych zwojach.
Natomiast owa para przegrała proces w rytuale karnym, jednak postanowiła apelować, zapominając, że to pisarka jako pierwsza popełniła przestępstwo (pomówiła o posiadanie dwóch lewych kont i sfałszowała podpis). Ponadto sąd powoła kolejnego biegłego, który przejrzy teksty napisane przed grożeniem sądami i policją przez pisarkę oraz przed nadesłaniem ultimatum przez jej adwokata, czyli opublikowane w internecie przed końcem kwietnia 2009 - wniesienie pozwu przez wspomniany duet na podstawie kilku tekstów napisanych przed tą datą jest mocnym dowodem na to, że ów adwokat jest amatorem i nie ma pojęcia o przestępczości internetowej w dziedzinie zniesławienia. Ponieważ adwokat chce poszerzyć zakres rozpatrywania w sądzie artykułów o napisane po kwietniu 2009, przeto i tu dowodzi, że nie panuje nad sytuacją – powinny być rozpatrywane teksty napisane przed wniesieniem przedsądowego wezwania, bowiem ocena wyłącznie tych tekstów potwierdzi, że adwokat i sędzia popełnili błąd zabierając się w ogóle za sprawę IC692/09. Nagromadzenie błędów popełnionych przez adw. Kolankiewicza i sędziego Midziaka spowoduje przesłanie stosownej informacji do Okręgowej Rady Adwokackiej w Gdańsku oraz do Ministerstwa Sprawiedliwości, zatem należy mieć nadzieję, że owe dwie instytucje zainteresują się sprawą i albo dzielnie będą bronić swego adwokata i sędziego, albo przyznają rację krytykowi, bowiem trudno sobie wyobrazić, aby prawnicy tej rangi całkowicie zignorowali takie informacje.
Kiedy pisarka ponownie wysłała do kolejnego portalu informację, że facet, który zamieścił tamże artykuł na jej temat - a jest święcie przekonana, że onże założył lewe konto, z którego ją postponował - i zażądała skasowania tego tekstu, to admin uległ i zdjął go, jednak uczciwie poinformował autora, że pisarka walczy o prawdę i należałoby coś uczynić w tej materii. Cóż było począć – sprawę niezwłocznie przekazano do kolejnego sądu, skoro pani Chomuszko od 4 lat rozpowszechnia kłamstwa, że ktoś zarejestrował się jako Kawalec i ją z takiego konta obraża. A wtórują jej oddani a anonimowi przyjaciele murem stojący za nią i walczący obraźliwymi i dość niecenzuralnymi słowy, co może być zaczynem osobnej sprawy o pomówienia, i to zbiorowej.
No i jak sobie nie żartować z italskiego kapitana i trójki trójmiejskich inteligentów? A to nawiedzona pisarka, a to niekumaty i kręcący adwokat, a to nieprofesjonalny sędzia. A może cała ta czwórka znajdzie dobrych prawników i oskarżą żartownisiów o wyśmiewanie oraz o stalkowanie, czyli o coś, co świat odkrył stosunkowo niedawno, a co nazywane jest z angielska stalkingiem? Bowiem – czyż można wiecznie żartować sobie a to z niezbyt dzielnego italskiego kapitana, a to z kiepsko główkujących naszych rodaków?
Niech sądy najwyższe Italii i Polski dadzą wykładnię na temat kpienia z czyjejś odwagi lub inteligencji – czy można czynić to tylko przez określony czas (dni, miesiące lub lata), a potem cicho sza! Może okazać się, że wojenne filmy realizowane przez naszych i obcych reżyserów są stalkujące i że należy przestać sobie robić z Niemców, Italów, Japonów oraz Sowietów, a to durniów wojennych, a to takichże zbrodniarzy? Ogłośmy zakaz pisania książek i scenariuszy filmowych – w końcu mamy sporo bieżących tematów, więc ustalmy cezurę czasową i postawmy grubą kreskę, jak w Magdalence, zwłaszcza że takie piękne imię nosi opisywana a żyjąca w wieloletnim kłamstwie, doktoryzująca się pisarka.
Faktycznie – nie szkoda nam różnych biednych ludzi, co to zajmowali (lub nadal zajmują) wysokie stanowiska w społeczeństwie, a jednak uczynili coś kompromitującego i ludziska sobie na nich używają? Nieładnie. Niech przyznają się do swoich błędów i zapomnijmy o ich głupocie.
Italski adwokat dodał – „Należy zawsze pamiętać o tym, że doszło do poważnego i tragicznego wypadku, ale sprawa ta musi być traktowana z ostrożnością oraz powagą i nie można tracić nigdy z pola widzenia pierwszorzędnego celu, jakim jest poszukiwanie prawdy, aby oddać hołd ofiarom i zarazem chronić życie ludzkie na morzu w przyszłości”.
Okazuje się, że w całkiem podobnym tonie są wypowiedzi adw. adw. Pepe oraz Kolankiewicza - a to pani Chomuszko jest bardzo zajęta poważnymi projektami i dziełami oraz współpracą z wydawnictwami, a to skandal może jej zaszkodzić w karierze, a to powaga wykładowcy wymaga spokoju i skupienia... Jak widać, adwokaci, niezależnie od geografii, mają podobne teksty i zawsze znajdą coś górnolotnego, aby polemizować z publiką, cokolwiek mniej sławną od ich klientów, bowiem to jednak robi wrażenie. Można także odwrócić zagadnienie – a co to obchodzi publikę, że czyjaś kariera jest zagrożona, skoro ktoś się skompromitował a inni to wyśmiewają?
Może w końcu polska Temida także przejrzy na oczy i zbada sprawę pisarki pod podobnym kątem - nie można tracić nigdy z pola widzenia pierwszorzędnego celu, jakim jest poszukiwanie prawdy; jeśli się kłamie, pomawia i fałszuje podpisy, to będąc nawet znaną pisarką, należy za to zapłacić stosowną cenę. Ale czy polskie sądy są w stanie rzetelnie zbadać tę sprawę? Czy nie ugrzęzną w paragrafach i meandrach kodeksu karnego? Czy nie stracą wigoru, aby poznać prawdę na rzecz mało zrozumiałych procedur, podających parę jedynie w gwizdek, czyli procedur bez sensu mieszających wodę?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo