Wieloletnie zwodzenie obywatela przez polską temidę, a świat i pisarka nie może dowiedzieć się prawdy... Co do mediacji - jak można się pojednać, skoro prawdy nie da się podzielić na połowę?
Piotr Matuszewski - Prezes Sądu Rejonowego w Gdyni
IX Wydział Karny Gdynia, 20 czerwca 2013
Sąd Rejonowy w Gdyni
81-969 Gdynia, Pl. Konstytucji 5
Sprawa IXK1257/12
Panie Prezesie!
Jednego dnia z Sądu Rejonowego w Gdyni otrzymałem dwa pisma. W pierwszym (datowane 10 czerwca 2013) poinformował mnie Pan, że „sędzia prowadząca pana sprawę zobowiązana została do bezwzględnego przestrzegania zasady, iż wnioski stron rozpoznawane są bez zbędnej zwłoki”, co mnie niezmiernie ucieszyło, bowiem po takim pryncypialnym oświadczeniu zostałem upewniony przez Pana, że sprawa będzie się toczyć gładko i bez jakichkolwiek proceduralnych przeszkód.
Niestety, otworzyłem drugą kopertę z obszerniejszym pismem (datowane 6 czerwca 2013) i cóż tam czytam? Sędzia Pańskiego Sądu, p. Ilona Rudek, „postanawia stwierdzić swą niewłaściwość i sprawę przekazać do rozpoznania SR Gdańsk-Południe w Gdańsku”. Czyżby tak błyskawicznie i profesjonalnie zareagowała sędzia na Pańskie wytyczne i zapewnienia?
Sędzia Rudek zapoznała się z obszernym aktem oskarżenia, prowadziła dwie rozprawy i ustaliła datę trzeciej, teraz straciła sporo czasu, aby tę sprawę przekazać innemu sądowi, którego sędzia będzie musiał powtórzyć całą procedurę zapoznawania się ze sprawą. Przecież jest to nieracjonalne i nieefektywne działanie. Zaryzykuję stwierdzenie – gdyby Pańska sędzia zajęła się rzetelnie moją sprawą, to w tym roku mielibyśmy dokładnie zbadaną sprawę pomówienia mnie przez pisarkę M. Chomuszko (że na portalu NaszaKlasa pisywałem jako Kawalec, który to „dżentelmen” ją nieelegancko mieszał z błotem).
Koszty sądowe niepomiernie wzrastają wskutek żonglowania ową sprawą i to niezależnie od tego, czy koszty ponosi Skarb Państwa, czy osoby prywatne, bowiem są to całkowicie zbędnie ponoszone wydatki. Mało tego – aby być na rozprawie w Gdyni, wystarczy zwolnić się z pracy, ale żeby być w Gdańsku, to już należy wziąć urlop.
Kiedy pisarka jesienią 2012 pomówiła mnie po raz kolejny, że jako Kawalec pisałem na portalu NaszaKlasa, postanowiłem przekazać sprawę tego zniesławienia do naszego, czyli gdyńskiego, sądu.
Na pierwszej rozprawie (kwiecień 2013) pisarka się nie stawiła, bo pismo zamiast zostać wysłane na jej adres, zostało wysłane na adres jej adwokata (ja taki wpisałem, bowiem pisarka wyraziła swe obawy przez Temidą, że - znając jej adres - mogę zrobić jej krzywdę, zatem nie chciałem zaznajamiać się z jej miejscem zamieszkania). Sąd nie zauważył formalnej – jak się okazało – usterki i czas wyznaczony na pierwszą rozprawę został zmarnowany (nie wiadomo, co się stało z pismami adresowanymi na kancelarię prawniczą adw. K. Kolankiewicza).
Na drugiej rozprawie (maj 2013) pisarki nie było, bowiem akurat przebywała na jakiejś konferencji. Kiedy parę lat wcześniej ja poinformowałem sędziego Midziaka z Sądu Okręgowego w Gdańsku, że nie będę na rozprawie (IC692/09), bowiem po zawale i założeniu bajpasów będę w sanatorium, to ów prawnik tak się przejął moją informacją, poprowadził proces beze mnie, nie poinformował mnie o terminie zaplanowanego wydania wyroku i o samym wyroku, przez co uniemożliwił mi złożenie apelacji i do dzisiaj żaden polski prawnik nie potrafi (lub nie chce) zająć się tą sprawą pod hasłem - „sędzia jest niezawisły”. I nie ma znaczenia, czy sędzia jest nieukiem, czy łapownikiem, czy idiotą (piszę ogólnie, nie akurat o tym pechowcu, któremu nie chciało się po prostu uczciwie zająć sprawą, przez co „urządził mi życie w togowym polskim koszmarze”) – nikt nie może poprawić infantylnych błędów popełnionych przez takiego sędziego.
Jak to się stało, że sędzia Rudek wykazała zrozumienie dla nieobecności pisarki, a sędzia Midziak nie wykazał takiego zrozumienia dla sytuacji człowieka po zawale? Przykłady niezawisłości i bezstronności jakże różnie rozumianej w jednej Polsce? Pisarce wystarczyło, że napomknęła o nieobecności, zaś ja powinienem załatwiać sobie usprawiedliwienie u speclekarza sądowego? I to jest ta proceduralna sprawiedliwość wobec dwóch osób, które w rozmaity sposób mogą się usprawiedliwiać?
Ostatnio złożyłem wniosek oszczędzający czas - aby sąd zwrócił się do admina NaszaKlasa o wykaz logowań, co powinno zdecydowanie przyspieszyć wyjaśnienie sprawy i wydanie sprawiedliwego wyroku. Sędzia odrzuciła ten wniosek, bowiem może on być złożony podczas rozprawy pojednawczej, a ta nie była możliwa z powodu nieobecności pisarki. Sprawę przełożono na lipiec. Jak rozumiem (po odpowiedzi sędzi Rudek) SR w Gdyni nie ma zamiaru kontynuować sprawy, choć już wniósł spory wkład pracy - teraz chce przekazać do innego sądu, poza moje miejsce zamieszkania.
Jako obywatel pierwszy raz spotykam się z takim podejściem – nawiedzonej pisarce wydaje się, że pisałem jako inna osoba, wszczyna swoje pretensje poprzez sądy, a sądy nie chcą zbadać tej najważniejszej sprawy (bycia przeze mnie Kawalcem). Sędzia Midziak okazał się dyletantem i nie zbadał tej sprawy, czym się niejako nawet pochełpił w uzasadnieniu wyroku, a gdyby to uczynił, to owa pisarka już dawno wiedziałaby, że nie obrażałem jej jako Kawalec i sprawa byłaby dawno zamknięta.
Sędzia Rudek ostatnio ustaliła termin trzeciej rozprawy pojednawczej, a pojednania od dawna nie chce żadna ze stron, bowiem tu nie chodzi o podział jakiejś kwoty, co do którego to podziału można dojść mediacjami, lecz o uznanie czarno-białego faktu – pisarka uważa, że jestem Kawalcem (i ma jakiś infantylny dowód) , zaś ja wiem, że tym Kawalcem nie jestem (i nie mam żadnego dowodu - ani idiotycznego, ani genialnego) i marzę od lat, aby nasza Temida, dysponująca nowoczesnymi metodami informatycznymi, psychologicznymi, wariograficznymi i jakimikolwiek innymi, możliwie niezwłocznie wystawiła mi certyfikat z pieczęcią Orła, że nie pisałem jako Kawalec.
Jak jednak widzę, moje marzenia są zbyt wygórowane, bo sędzia chce przekazać sprawę do sądu w Gdańsku, gdzie to wniosek o zbadanie bycia Kawalcem zostanie zagubiony pośród wielu innych wniosków i obustronnych pretensji. Miałem nadzieję, że sprawa (nie)bycia Kawalcem, jako jedyna i najważniejsza, zostanie w sposób perfekcyjny zbadana przez Pański Sąd.
Coś zbyt wielki bałagan panuje w trójmiejskim sądownictwie – po korzystnym wyroku dla mnie w sprawie karnej wszczętej w SR w Gdańsku z oskarżenia pisarki (VIIIK155/10), pani ta postanowiła apelować. Gdański sąd dopatrzył się jakiegoś zdarzenia i zaproponował, aby sprawę przejął sąd w Gdyni. Straciłem wówczas dzień urlopu (a rozprawa trwała ok. 10 minut) oraz parę miesięcy, bowiem do dzisiaj nic się w tej kwestii nie dzieje, jeśli nie liczyć godnego uwagi wydarzenia, że gdyński sąd skutecznie odbił piłeczkę z powrotem... do grodu nad Motławą, zatem moimi dwoma sprawami gdyński sąd nie chce się zajmować, choć jestem obywatelem Gdyni.
I tak się pracuje w III RP – rowy kopiemy, układamy kanalizację, zasypujemy i odkopujemy ponownie, bo zapomniano o wodociągach. Kto za to płaci? Kto traci mnóstwo czasu? Jaka instytucja ma górę akt do przerobienia przez całe lata?
Panie Prezesie, zadam fundamentalne pytanie – co byłoby, gdyby na angielskojęzycznym odpowiedniku NK dyskutowała pisarka, ale mieszkająca w Nowej Zelandii oraz ja, mieszkający na Alasce. Jak Pan myśli – który z sądów rozpatrywałby sprawę sfałszowania podpisu w wykonaniu pisarki, jej pomówienie, że jestem Kawalcem i moje omówienia jej przaśnych żarcików oraz kilku innych ocen jej niezbyt eleganckich zachowań? Sąd w Nowej Zelandii? Na Alasce? A może jakiś angielskojęzyczny skład sądowy zainstalowany pomiędzy tymi krainami? A może sobie Pan wyobraża, że sądy leżące na krańcach świata przekazywałyby sobie latami taką sprawę (jak Gdańsk i Gdynia), zaś ja i pisarka latalibyśmy sobie przez pół świata samolotami na rozprawy trwające niekiedy tylko po 10 minut?
Dlaczego jest wskazany pośpiech w tej sprawie? Oto bowiem sympatyk (p. Krzysztof) pisarki i niejako jej rzecznik, na moje pytanie – „Jak to jest możliwe, że ta pani ciągle jest przekonana do swojej racji”, na znanym portalu aferyprawa.eu odpowiada 18 czerwca 2013 -
„Panie Naleziński, przecież to jest proste. Pisarka zobaczyła na własne oczy jak Pan się zagapił i odpowiedział Dominikowi [Langnerowi] z drugiego konta. Zrobiliśmy zrzuty ekranu pana wpadki, nie przypuszczając że kiedykolwiek nam się na coś to przyda. Te screenshoty zostały zrobione natychmiast, czego dowodem jest na logo użytkownika, jeszcze widniejące imię i nazwisko: Jacek Kawalec. Parę dni później administracja NK zablokowała to konto i te dane zostały zamienione na: ‘konto zablokowane’. To jest dowód, żadna fikcja, żadna manipulacja. Jesteśmy na 100% pewni, że badanie IP tylko potwierdzi to, co i tak jest widoczne i oczywiste. A to, że Pan mnoży swoje teksty (dziś już do setek), że trwa to już latami, to jest tylko Pana problem. Z każdym kolejnym tekstem Pana sytuacja się tylko pogarsza. Pewnie ma Pan tego świadomość. Nie mam pojęcia na co Pan liczy? że przestraszymy się Pana pisaniny????? Panie Naleziński, dysponujemy dowodem twardym, a nie poszlakowym. Dlaczego mamy pozwolić Panu na to co Pan robi? Sprawa będzie doprowadzona do końca. Już w tej chwili jest przygotowywana książka o tej historii. Mamy nadzieję, że będzie się cieszyła zainteresowaniem, bo temat jest wciąż nieopracowany w Polsce. Będzie to takie wsparcie dla każdego, kto będzie poszukiwał sposobów radzenia sobie w sytuacji spotkania kogoś takiego jak pan. Poza tym trzeba będzie wyprostować te wszystkie pana kłamstwa i upublicznić prawdziwą wersję zdarzeń. To ważne i trzeba to zrobić. Nie warto zadzierać z Pisarzem”.
Panie Prezesie, od Pańskiego Sądu zależy, czy pisarka i wydawca jej książki zostaną możliwie niezwłocznie poinformowani o szokującym dla nich fakcie – nie jestem i nie byłem Kawalcem! I niech sobie tę książkę wydają, byle znając prawdę. Taka książka z pewnością zostanie kabaretowym przebojem, wręcz osnową dla najsłynniejszych naszych komików.
Panie Prezesie, reasumując – wnioskuję, aby to Pański Sąd możliwie niezwłocznie poprowadził proces, który dogłębnie sprawdziłby kwestię bycia przez mnie nieznanym mi Kawalcem, poprzez - a to zbadanie listy logowań na NK, a to analizy porównawczej moich tekstów i owego Kawalca, a to zbadania mnie wariografem.
Popieram Pańskie stanowisko wyrażone przez Pana w piśmie omówionym na wstępie i liczę na to, że proces będzie kontynuowany wręcz wzorcowo i wzorowo przez sędzię Rudnik, skoro już tak wiele czasu i serca w tę sprawę włożyła.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo