Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
:Jak debilu można stać plecami do kosmosu?:
:))) Trzeba to zaordynować astronautom na ISS.
Konfederato Bonbon, pijcie mniej. Nie da się stać plecami do Kosmosu, który jest wszędzie.
Bo tak na dobrą sprawę to stale się słyszy że Polska nie interesowała się morzem i że to błąd, że flota wojenna itd. Nigdzie jednak konkretnie nie usłyszałem po co nam ta flota. Do obrony wybrzeża Bałtyku i ewentualnie minowania do podejść do jakichś portów na tym Bałtyku nie potrzeba jakiejś dużej floty, że bandera reklamuje nas na świecie? To Liberię jeszcze bardziej. Trzeba pamiętać że flota wojenna zawsze i wszędzie kosztowała krocie i nie posiadanie jej uwalnia od wielu kłopotów. Do dzisiaj trwają dyskusje czy pieniądze wydane na flotę w międzywojniu nie lepiej było wydać np. na czołgi? Jesteśmy w takim położeniu geograficznym że nie musimy wybierać między ziemią a wodą (że się posłużę lakonizmami Spartan). Musimy wybrać ziemię bo tu możemy czegoś dokonać. Jesteśmy chyba wolni od takich dylematów jak na przykład Niemcy czy, w mniejszym stopniu, Francja dla których ten dylemat zawsze istniał a w przypadku Niemiec był katastrofalnym dylematem, że wspomnę że ich zainteresowanie wodą doprowadziło do starcia z potęgami morskimi. Oczywiście są państwa na świecie które z racji swego położenia geograficznego nie mają takiego dylematu, są to mocarstwa morskie. Czy tutaj nie narzuca się jakaś naturalna symbioza ziemi i wody? To znaczy mieć dobre stosunki z tymi co mają wodę a dbać o sprawy lądowe.
Pozwolę sobie odpowiedzieć cytując część swojego komentarza z notki:
https://www.salon24.pl/u/smocze-opary/1221656,wykonac-peking#comment-22605696
Wydaje mi się, że trochę pasuje jako odpowiedź do tego co napisałeś.
"Wiele szumu co do programu Miecznik i w ogóle sensu istnienia MW. Wydaje mi się że osoby krytykujące ten projekt nie rozumieją zarówno historii na którą się powołują jak i teraźniejszych wyzwań. Pisze się np odwołując się do operacji Peking że posiadanie dużych okrętów na Bałtyku nie ma sensu bo te i tak w razie W zostaną wycofane. Sugeruje się tym samym że wysiłek MW w czasie II WŚ nie miał sensu bo nie walczyła ona rzekomo w polskim interesie i nie wywalczyła niepodległości państwa. Nie chcę wnikać w to czy każda decyzja w skali czy to strategicznej czy to taktycznej w trakcie ostatniej wojny była optymalna bo zapewne nie była. Ale każda potyczka czy bitwa stoczona wówczas przez MW była uzasadniona. To że marynarze nie wywalczyli wolnej Polski nie wynikało bowiem z tej czy innej decyzji wojskowej z tego czy innego rozkazu tylko z decyzji politycznych. Poza tym przypominam że dokładnie ten sam zarzut można postawić zarówno armii lądowej jak i lotnikom. Czy "lądowiacy" nie wycofali się po kampanii wrześniowej do Francji a po jej upadku do Anglii? A lotnicy? Czy z nimi nie było podobnie? No obronili Anglię. Ale nie obronili Polski. Wszyscy więc walczący dokonali na swój sposób wówczas rozkaz - Peking. Jeśli więc ktoś usiłuje obecnie używając historycznych analogii likwidować MW to z punktu widzenia logiki czy choćby chłopskiego rozumu powinien domagać się likwidacji na podstawie tej samej analogii wojsk lądowych i lotnictwa. Chyba że ktoś jest w stanie wykazać że wszyscy i "lądowiacy" i lotnicy wywalczyli wolność dla Polski tylko marynarzom się nie udało. No pecha mieli po prostu. Pisząc wprost czy jest ktoś chętny powiedzieć rodzinom tych od Andersa że ich walka była nic nie warta z punktu widzenia Polski bo bili się pod Monte Cassino a nie pod Jasną Górą? I w tym sensie piszę że osoby prezentujące takie stanowisko nie rozumieją historii choć zapewne ją znają. Dlaczego zaś nie rozumieją teraźniejszości? Mało do kogo chyba dociera ale potęga NATO bierze się z morza. Czy się komuś podoba czy nie NATO jest sojuszem trans-kontynentalnym a to oznacza że silna MW jego poszczególnych członków jest najważniejszym gwarantem ich bezpieczeństwa. I tak było od powstania Sojuszu. I w latach komunizmu gdy Sowieci co prawdą próbowali nadgonić dystans budując możliwie silną flotę podwodną. Ale gry wojenne które rozgrywali były nieubłagane. Bez względu czy rozgrywano je w latach 60 czy 80 zawsze gdzieś tam na Atlantyku w bitwie/bitwach morskich dostawali wpierdol. I to oprócz oczywiście atomu było jedną z głównych przyczyn dla których nie zaatakowali. Po prostu zadawali sobie sprawę że nie są w stanie zatrzymać dostaw ludzi sprzętu i zapasów do Europy ze strony leżącego po drugiej stronie Atlantyku "amerykańskiego smoka". I tak jest obecnie zwłaszcza w dobie możliwego sojuszu chińsko - rosyjskiego. Bez względu bowiem na formę tego związku tzn. czy będzie on równorzędny czy też Chiny zwasalizują Rosję o wyniku następnej wojny światowej czy choćby tego czy wybuchnie zadecyduje to kto będzie miał przewagę na morzu i w związku z tym będzie mógł przerzucać swe siły i środki pomiędzy poszczególnymi frontami. Czy się to komuś podoba czy nie planeta Ziemia jest podzielona na kontynenty oblane oceanami i morzami. Globusa nie oszukasz. Dlatego ważne jest aby NATO wspomagane przez państwa takie jak Australia czy Japonia itp. miały przewagę na wodzie nad każdym potencjalnym przeciwnikiem. I teraz czy potrzebne nam fregaty? A czy Hiszpanii są potrzebne? A jak donosił ostatnio portal Defence24 właśnie rozpoczęto tam pracę nad pozyskaniem supernowoczesnych okrętów tej klasy. Że to Atlantyk? Że długa linia brzegowa? Bądźmy realistami. Kto zagraża Hiszpanii? Rosja? Białoruś? A może Portugalia lub Maroko? Prawda jest taka że rozwój hiszpańskiej marynarki wojennej wynika z że tak powiem sumy wysiłków na rzecz zachowania przewagi morskiej nad potencjalnymi przeciwnikami NATO. Bo żadne z państw granicznych nie zagraża i w dającej się przewidzieć przyszłości nie zagrozi Hiszpanii z tych czy innych względów. I Hiszpanie to wiedzą a pomimo to rozwijają swoją MW. Z punktu widzenia "bartosiakowców" zapewne bez sensu. Przecież do zwalczania nielegalnej imigracji nie trzeba aż fregat."
Dzięki.
Ano. Nie wpłynęła też na losy wojny. Dysproporcja sił była zbyt duża. Za to jednak należy winić ówczesne polskie elity, które nie przywiązywały do spraw morskich dostatecznej wagi.
Przeszła jednak do legendy. Świadczy o tym jeden fakt choćby. Otóż w międzywojniu istniał w Gdyni przed budynkiem Dowództwa Floty pomnik bitwy pod Oliwą ufundowany przez oficerów i marynarzy MW RP i odsłonięty 10 lutego 1934 roku przez kontradmirała Józefa Unruga. Zniszczony przez Niemców po zajęciu przez nich Oksywia we wrześniu.
Tak więc niby drobna potyczka morska, ale odegrała swoją rolę w budowie esprit de corps.
Niezupełnie. 30 czerwca 1623 roku flota szwedzka dokonała demonstracji siły u ujścia Wisły. Powodem było zaniepokojenie Gustawa II Adolfa morskimi planami Zygmunta III Wazy. Władca szwedzki wiedział, że bez wsparcia Gdańska w tamtych realiach będą one skazane na porażkę. Chciał więc zdusić budowę polskiej floty w zarodku. I cel swój wówczas osiągnął.
Gdańszczanie zgodzili się na żądania władcy szwedzkiego. I zakazali Zygmuntowi III budowania okrętów w swoich stoczniach, wyposażaniach ich oraz zaciągania rekrutów spośród gdańszczan. W konsekwencji król polski musiał przenieść bazę rodzącej się floty do Pucka, który do tej roli nadawał się w małym stopniu. Ze względu na głębokość wody największe okręty nie mogły tam wchodzić do portu. Nie było tam również kuźni, smolarni, żaglowni, warsztatów powroźniczych i najważniejsze - ludwisarni. Wszystko, poza drewnem, musiano sprowadzać lądem do Pucka, co wpłynęło hamująco na budowę floty i np. w 1624 roku nie zwodowano tam żadnego okrętu.
U źródeł planów hetmana Koniecpolskiego legły więc po pierwsze-niepewność co postawy Gdańska, a po drugie ograniczenia Pucka. A Kępa Oksywska posiadała odpowiednie warunki, aby wybudować tam nowy port. Wraz z nim powstałoby też i miasto. Tak jak to miało miejsca parę wieków później. Ostatecznie na planach się skończyło, choć wybudowano jakby namiastkę bazy tj. redutę morską. Pod jej osłoną okręty zygmuntowskiej floty nie raz bazowały.