mimm mimm
156
BLOG

Co zdaniem Porwita czynić należało...

mimm mimm Kultura Obserwuj notkę 19

Pułkownik Marian Porwit rozpoczyna swoje rozważania co do innych możliwości rozegrania kampanii wrześniowej od podkreślenia, że przygotowując plan wojny, należało odpowiedzieć na dwa pytania, kryjące w sobie niewiadome. Po pierwsze nie było pewności czy uderzenie Francji i Anglii na Niemcy będzie automatyczne i natychmiastowe. Po drugie nie wiedziano, czy uderzenie to będzie na tyle skuteczne, aby odciążyć armię polską. W tym miejscu autor Komentarzy po raz kolejny podkreśla znaczenie gier sztabowych, które powinny udzielić odpowiedzi na te pytania. Gier takich jednak nie przeprowadzono ani w lutym 1939 roku, kiedy rozpoczęto prace nad planem wojny, ani później. Był to błąd, który spowodował, że właściwie wszystko pozostawało w sferze domysłów.

Nie sprecyzowano zatem celów wojny. Te zgodnie z zasadami sztuki wojennej oraz uwzględniając ówczesne uwarunkowania, należało zawrzeć w dwóch punktach. Pierwszy z nich zakładał związanie sił agresora w uporczywych walkach, które miały spowodować i ułatwić ofensywę sojuszników. Drugi zakładał dążenie do pobicia części sił niemieckich. Wynikają one z przeświadczenia, że Polska w 1939 roku nie mogła wygrać samodzielnie wojny. Jedyną szansą na wyjście z niej zwycięsko była pomoc Francji i Anglii. Skoro tak, to logicznym uzupełnieniem tego stwierdzenia, będzie następne, tzn. że Polska nie była w stanie pobić całości sił niemieckich. Mogła jednak i miała ku temu środki zniszczyć ich część. I do tego należało dążyć.

Takich działań jednak nie zaplanowano. Przy czym o ile w pierwszej fazie, bitwy granicznej, było to słuszne, to nieprzewidywanie ich w dalszych działaniach, było już błędem. Plan Rydza – Śmigłego był stricte defensywny. Choć lokalni dowódcy już po wybuchu wojny zgłaszali inicjatywy uderzenia na Niemców, jak generał Bortonowski proponujący manewr na Wąbrzeźno – Prabuty, to były one odrzucane przez Naczelnego Wodza. Nie zawsze było to zresztą złe, ponieważ wiele takich akcji miałoby znaczenie jedynie taktyczne i nie wpływało na ogólną sytuację wojenną. Problemem było to, że niejako z góry założono, że nie będzie zwrotów zaczepnych, które mogłyby prowadzić do zniszczenia części sił niemieckich. 

Autor Komentarzy przyjmuję również hipotezę czterech głównych kierunków niemieckich natarć, które są zbieżne z założeniami Rydza – Śmigłego. W tym miejscu stara się określić jaki obszar kraju należało przed nimi chronić, aby zapewnić sobie dzięki niemu możliwość produkcji własnego sprzętu wojennego oraz jednocześnie mieć dostęp do zaopatrzenia z zagranicy. Zachowanie tego fragmentu państwa pod własną miało kapitalne znaczenie, ponieważ umożliwiało w ogóle prowadzenie działań wojennych i realizację nakreślonych wyżej celów. Byłaby to strategiczna baza działań operacyjnych.

Takim terenem była południowo – wschodnia część ówczesnej Polski. Od północy wyznaczały go bagna Polesia oraz rzeki Wieprz i Krzna. Od zachodu Wisła do ujścia Dunajca. Natomiast od południa Dunajec i Karpaty. W sumie dawało to front długości około 800 km. Z czego około 250 km przypadało na region Polesia i 200 km na linię Wisły, a więc na pozycje stosunkowo łatwe do obrony. Trudniejszy do zamknięcia był natomiast cały kierunek południowy oraz rzeki Wieprz i Krzna na północy.

Kolejnym etapem planowania powinno być określenie jak wielkie płynie zagrożenie dla tej strategicznej bazy ze strony czterech zakładanych kierunków uderzenia niemieckiego. Z kolei uszeregowanie tego zagrożenia pozwoliłoby określić jakie polskie siły i jakiego rodzaju należy im przeciwstawić. Zdaniem Porwita stopień tego niebezpieczeństwa kształtował się następująco:

1. kierunek D – z Górnego Śląska i Słowacji na Dunajec
2. kierunek A – z Prus Wschodnich na Siedlce
3. kierunek C – z Dolnego Śląska na Kielce
4. kierunek B – z Pomorza Zachodniego na Warszawę

Jest tu oczywiste, że również charakter walk na każdym z tych kierunków powinien być inny. Najbardziej twarde walki, ze względu na odległość od bazy strategicznej i możliwość otoczenia, należało toczyć na kierunku D. Inny charakter, choćby ze względu na wielkość przynajmniej na początku wojny sił niemieckich, powinny mieć walki na kierunku A. Z kolei na najbardziej oddalonym od bazy strategicznej kierunku B można było dopuścić do szybszego odwrotu. Specyficzny był kierunek C, ze względu na to, że sam w sobie nie miał znaczenia, natomiast był ściśle związany ze swoimi sąsiadami na północy i zwłaszcza południu, dla których powinien stanowić osłonę. 

Po uszeregowaniu stopnia zagrożenia ze strony niemieckich uderzeń Porwit postuluje przeciwstawienie im czterech polskich związków operacyjnych. Miałyby to być:

1. Na kierunku A – Armia Narew w sile 6 dywizji piechoty, dywizji kawalerii z opcją wzmocnienia 2 dywizjami piechoty.
2. Na kierunku B – Armia Wisła w sile 5 dywizji piechoty, brygady zmotoryzowanej i dywizji kawalerii.
3. Na kierunku C – Armia Pilica w sile 8 dywizji piechoty, brygady kawalerii z opcją wzmocnienia 1 dywizją piechoty.
4. Na kierunku D – Armia Beskid w sile 9 dywizji piechoty z opcją wzmocnienia 3 dywizjami piechoty.
5. Obrona Wybrzeża – siły miejscowe
6. Odwód Naczelnego Wodza – 5 dywizji piechoty

Tak uszykowane do wojny siły polskie miałyby walczyć na froncie liczącym początkowo 1700 km, który w miarę upływu czasu powinien się kurczyć, najpierw do około 1100 km, a następnie do 800 km. Główną rolę w tym skracaniu frontu miałaby do odegrania Armia Wisła, która po pierwszej fazie walk, miałaby wykonać odwrót skracający front o 600 km. Stąd też armii tej należało przydzielić dużo jednostek zdolnych do działań mobilnych i osłony oddziałów piechoty, tzn. zmotoryzowanych i kawaleryjskich. Z tym że kawaleria ze względu na doniosłość swojego zadania powinna być i tu i w ogóle zgrupowana w dywizjach, a więc jednostkach zdolnych przynajmniej w teorii do samodzielnego operowania. 

Należy zaznaczyć, że takie ustawienie wojska polskich z uwzględnieniem liczby dywizji możliwych do pozyskania z poszczególnych mobilizacji stanowiłoby znaczną zmianę w stosunku do planu Rydza – Śmigłego. Zgodnie z nim we wrześniu 39 roku miało znaleźć się na lewym brzegu Wisły 28 dywizji piechoty i 8 brygad kawalerii. Natomiast na prawym 11 dywizji piechoty, 3 brygady kawalerii i brygada zmotoryzowana. Widać tu wyraźną dysproporcję sił i płytkość ugrupowania. Była to wręcz typowa obrona linearna. Natomiast Porwit w swoim planie opóźniania operacyjnego postulował umieszczenie na prawym brzegu Wisły 17 dywizji piechoty, 8 brygad kawalerii i brygady zmotoryzowanej. Na prawym brzegu pozostać miało 22 dywizji piechoty i 3 brygady kawalerii. W tym miejscu należy przypomnieć, że za najgroźniejsze uderzenie niemieckie uznano to, które wyprowadzało siły napastnika bezpośrednio na prawy brzeg Wisły. Co ciekawe, także Rydz – Śmigły w swoich rozważaniach uznał to zagrożenie za najpoważniejsze. Tym bardziej niewiadomą pozostaje pozostawienie przez niego na prawym brzegu Wisły tak niewielkich sił.

Autor Komentarzy uchyla się od jednoznacznego określenia, jak długo czasowo miałyby trwać poszczególne fazy planu opóźniania operacyjnego. Tłumaczy to tym, że przekracza to możliwości jednego badacza. Niemniej i tu zdobywa się na pewne deklaracje. Jego zdaniem np. można ogólnie przyjąć, że faza pierwsza, czyli bitwy granicznej, na kierunkach A, C i D, miałaby trwać 7 dni. Byłyby to jednocześnie granice czasowe wyznaczone dla mobilizacji powszechnej. W tym czasie miałyby trwać walki opóźniające na bazę strategiczną, a więc obszar, który miał zapewnić „dostawę sprzętu wojennego i amunicji z zagranicy oraz możliwość produkcji własnego przemysłu wojennego”. Byłby to zarazem czas zgodny z parametrami jednostek w obronie. Parametrami, które w rzeczywistości w planie wojny obronnej zawyżono dwu –, a niekiedy i trzykrotnie.

Przy czym obrona, zwłaszcza na pozycjach umocnionych, według Porwita nie mogła być celem samym w sobie. Aby miała sens, musiała być jedynie środkiem do celu. Ujmując to w ramy słownika wojskowego, powinna być „sposobem taktycznym w ramach właściwych rozwiązań operacyjnych”, a nie samym rozwiązaniem operacyjnym, jak to miało miejsce we Wrześniu. Przygotowanie jej umocnionych fragmentów, oprócz tego, że należało tworzenie ich rozpocząć odpowiednio wcześniej, można było w ówczesnych warunkach powierzyć jednostkom tyłowym. Chodzi tu przede wszystkim o okręgi korpusów III (Grodno), IX (Brześć), II (Lublin) i X (Przemyśl). Ich dowódcy bowiem już we Wrześniu wykazali spore zdolności organizacyjne. Fortyfikacje mogły przygotowywać również dywizje miejscowe, rezerwiści, a także ludność cywilna.

Na końcu warto wspomnieć o koncepcji mówiącej, że we Wrześniu należało od razu skoncentrować całość sił polskich za linią rzek Narew – Wisła – San i na tych pozycjach oczekiwać na przeciwnika. Nie jest do końca jasne, kto był autorem tego pomysłu. Jeśli chodzi o zagranicę, to najprawdopodobniej był nim generał Weygand. Wskazywałoby to, że nie był to plan świeży i miał już swoją historię. Natomiast jeśli chodzi o Polskę, to głównym zwolennikiem tego rozwiązania miał być generał Rómmel, który pisze o tym w swojej książce „Za honor i ojczyznę”. Co więcej, dowódca armii Łódź pisze, że pomysł ten podsuwał Generalnemu Inspektorowi Rydzowi – Śmigłemu w 1938 roku, przy okazji zajęcia Zaolzia.

Odnosząc się do tej ewentualności, Marian Porwit zdecydowanie ją odrzuca. Wysuwa przy tym przeciwko niej dwa główne argumenty; wojskowy i polityczny. Ten pierwszy sprowadza się do tego, że pomysł ten pozbawiał obronę polską głębi i był de facto kolejną wersją obrony linearnej. Z tym że na innych pozycjach. Drugi kontrargument, polityczny, głosi, że takie rozegranie kampanii wrześniowej oddawało od razu Niemcom bez walki wszystkie tereny, które zgodnie ze swoimi żądaniami chcieli zagarnąć.

Literatura:
M. Porwit, Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939 roku, tom I, Warszawa 1983. 









mimm
O mnie mimm

mimmochodem...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Kultura