- Do mnie dziecko będziesz strzelał?
- Tak, bo taki mam rozkaz.
Ten krótki dialog miał miejsce pomiędzy Józefem Piłsudskim a młodym dowódcą plutonu szkoły podchorążych piechoty porucznikiem Henrykiem Piątkowskim. Doszło do niego na Moście Poniatowskiego 12 maja 1926 roku, kiedy wkraczający zbrojnie do stolicy Piłsudski oczekiwał na spotkanie z prezydentem Rzeczpospolitej Stanisławem Wojciechowskim. Był to zaledwie epizod zamachu majowego, przewrotu wojskowego, który miał przynieść państwu odrodzenie, oczyszczenie, sanację.
Bratobójcze walki, które miały miejsce podczas tych wydarzeń, aczkolwiek przyniosły śmierć około 400 osób, nie były ani krwawe, ani długotrwałe. W dużym stopniu wpływ na to miała postawa strony rządowej, która nie chciała dopuścić do eskalacji konfliktu i wybuchu regularnej wojny domowej. Między innymi dzięki takiej postawie pierwsze lata po przewrocie upłynęły we względnym spokoju. Problemy zaczęły się, kiedy pod koniec 1927 roku Piłsudski postanowił wzmocnić swoją pozycję. W działaniach tych najaktywniej wspierała go grupa wojskowych średniego szczebla, tzw. pułkowników, licząca na to, że wraz ze wzmocnieniem władzy swego pryncypała wzmocnieniu ulegnie także ich pozycja. Drogą do tego miało być posiadanie własnego ugrupowania politycznego, de facto partii, co zakrawa na ironię, zważywszy, iż zamach majowy odbył się pod hasłem walki z partyjniactwem. Polem działania tego stronnictwa miał być przede wszystkim Sejm, w którym miało zmierzyć się z opozycją.
Z drugiej strony zamiary te, po okresie „zawieszenia broni” miały spotkać się z kontrakcją opozycyjnych stronnictw politycznych i to zarówno z lewa, jak i z prawa. Przy czym oba te skrzydła inaczej rozkładały akcenty. Prawica reprezentowana przez Narodową Demokrację wykluczała możliwość jakiegokolwiek kompromisu z piłsudczykami, zajmując nieprzejednane stanowisko i krytykując posunięcia nowej władzy zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej. Przy czym środowiska te polem walki uczyniły przede wszystkim obszary poza parlamentarne, starając się oddziaływać bezpośrednio na społeczeństwo. Być może stąd się wziął także niezwykle ostry język, którym posługiwano się w tej walce.
Inną taktykę przyjęła lewica na czele z PPS, wzmocniona przez centrum, która jako teren starcia ze zwolennikami Piłsudskiego obrała głównie forum sejmowe. Stąd też zapewne, formy tej walki miały wówczas mniej agresywny charakter. Wpływ na to miało również to, iż w partiach lewicy, choćby w PPS, było pełno dawnych towarzyszy Piłsudskiego z okresu walki o niepodległość. Ciężko było im przyjąć i to pomimo maja 26 roku, że ten bohater narodowy, może doprowadzić państwo do np. rozkładu. Przy czym o ile „ufano” byłemu Naczelnikowi Państwa to o wiele mniej wierzono w dobre intencje stojących za nim osób. Zwłaszcza tych w mundurach wojskowych.
A ci drogę do złamania oporu opozycji i społeczeństwa widzieli w utworzeniu własnej partii politycznej, która miała przejąć pełnię władzy przy okazji wyborów. Nie chcieli bowiem porzucać pozorów legalizmu i demokratyczności. Takie było mniej więcej tło powstania w listopadzie 1927 roku Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, w skrócie BBWR. Jego utworzenie miało być wymarzonym przez pułkowników przełomem i rzeczywiście przyniósł on spory ferment na scenie politycznej. Pierwszym jego objawem były liczne przetasowania personalne, tzn. przejście doń wielu polityków z innych ugrupowań. Byli to ludzie na ogół w przeszłości mocno związani z Józefem Piłsudskim i jego wcześniejszą działalnością. Jedną z takich osób, być może wtedy najbardziej znaną, był Jędrzej Moraczewski, legendarny działacz PPS. Jednak i tu los zakpił okrutnie z piłsudczyków, ponieważ inną osobą, która znalazła się wśród nich, był konserwatywno – ziemiański działacz Aleksander Meysztorowicz, w dawnych czasach jeden z bardziej aktywnych członków obozu procarskiego i jeden z uczestników odsłonięcia pomnika carycy Katarzyny.
W takiej sytuacji politycznej doszło do wyborów w marcu 1928 roku. W zamyśle sanatorów miały one wynieść do władzy BBWR i ostatecznie zalegitymizować przewrót. Stało się jednak odwrotnie, a wybory okazały się porażką rządzących, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę, ogrom zaangażowanych sił i środków. W nowym Sejmie BBWR plus akolici, miał 130 posłów, czyli tyle samo co lewica (PPS, PSL Wyzwolenie, Stronnictwo Chłopskie). Prawica, reprezentowana przez Związek Ludowo – Narodowy 37. Centrum w postaci PSL Piast, Chrześcijańskiej Demokracji i Narodowej Partii Robotniczej 54. 86 posłów należało do różnych stronnictw reprezentujących mniejszości narodowe. Komunistów było 7. Z tego wynika, że główna walka, jeśli miały być zachowane choćby pozory parlamentaryzmu, miała toczyć się między BBWR a lewicą, które musiały zabiegać o poparcie pozostałych ugrupowań. Taki wynik wyborczy spowodował również, iż to sala sejmowa stała się głównym miejscem konfrontacji, gdzie opozycja nie mogła co prawda obalić nowej władzy, mogła za to skutecznie prezentować swoje stanowisko i stosować krytykę posunięć, de facto mniejszościowego, rządu.
Rychło przyszła ku temu okazja, a okazała się nią polityka budżetowa rządu. Okazało się bowiem, że władza dość swobodnie podchodziła do kwestii budżetu, zgodnie zresztą z sugestiami Piłsudskiego, uważającego, że powinny istnieć tzw. luzy budżetowe. Dzięki takiej polityce w roku budżetowym 1927 / 1928 przekroczenia budżetowe zamknęły się kwotą 562 mln złotych. I to jest jedna sprawa. Drugą było to, że wśród tych 562 mln, znalazło się również 8 mln, które jak się okazało, wydatkowano na cele kampanii wyborczej BBWR. Nie było możliwości, by o tym fakcie nie wiedział ówczesny minister skarbu Gabriel Czechowicz, zatem wkrótce jego osoba stała się przedmiotem krytyki ze strony opozycji, a następnie żądań pociągnięcia do odpowiedzialności. Odpowiedzialności także przed Trybunałem Stanu. Sprawa wbrew nadziejom rządzących nie tylko nie przycichła, ale z każdym dniem nabierała rozpędu, stając się znana w państwie jako afera Czechowicza. Okazało się bowiem, że zarzuty formułowane wobec ministra, a więc i rządzących, znajdują potwierdzenie w orzeczeniu Najwyższej Izby Kontroli Państwa. Przy czym nie chodziło tylko o owe 8 mln, ale także o to, że w trakcie kampanii przed wyborami z 1928 roku, rząd różnymi środkami, także administracyjnymi, popierał BBWR i wywierał nacisk na wyborców. Rzecz w II Rzeczpospolitej dotąd bez precedensu, ponieważ zarówno wybory w 1919, jak i 1922 roku wolne były od tego typu nadużyć.
I też w gruncie rzeczy o to toczyła się gra. O ocenę, a więc i legitymizację rządzących. Sprawa Czechowicza jasno bowiem dowodziła, że środowisko, które zbrojnie przejęło władzę w maju 1926 roku pod hasłami zerwania z partyjniactwem i moralnej odnowy, samo jest ostoją partyjniactwa i moralnego upadku. Doskonale zdawał sobie sprawę, że stawką jest legitymacja władzy do sprawowania owej władzy, również Józef Piłsudski. A także z tego, że to on powinien trafić przed sąd, jako zwierzchnik ministra oraz osoba, która nawet w tej konkretnej sprawie zachęcała go do działań niezgodnych z prawem. Być może stąd też wzięła się wściekłość, z jaką atakował on opozycję. Agresja ta miała miejsce przede wszystkim w sferze publicznej, a jednym z jej szczytowych momentów był wywiad udzielony prasie w kwietniu 1929 roku, w którym w niewybredny sposób atakował większość sejmową, a zwłaszcza posłów Hermana Liebermana i Jana Woźnickiego. I to pomimo tego, że ten pierwszy w trakcie jednego ze swych wystąpień, na propozycję pociągnięcia do odpowiedzialności zwierzchnika ministra tj. Piłsudskiego, powiedział: „Piłsudski jako postać historyczna przed sądem znaleźć się nie może”.
Z pewnością taka reakcja byłego Naczelnika Państwa była spowodowana wydarzeniami w Sejmie w dniu 20 marca 1929 roku, kiedy to okazało się, że opozycja ma większości by przegłosować postawienie Gabriela Czechowicza przed Trybunałem Stanu. Rozprawa przed nim odbyła się w dniach 26 – 29 czerwca 1929 roku i nie przesądziła winy ministra, zalecając rozpatrzenie jej przez cały Sejm. Ponieważ jasne było, że dysponująca w nim większością opozycja przegłosuje uznanie ministra za winnego, władza postanowiła nie dopuścić do ponownego zebrania się Parlamentu. Stosowano przy tym wszelkie możliwe środki. Tak więc, kiedy 31 października 1929 roku, miano wznowić obrady, a jednym z ich punktów miały być kwestie budżetowe i afera Czechowicza, do budynku Sejmu wkroczyła grupa uzbrojonych oficerów. Tuż za nią pojawił się i sam Piłsudski, który inspirował całe zajście. Wobec tego obrady musiano przerwać, co przypominało sytuację z okresu funkcjonowania liberum veto. Dopiero 5 grudnia wznowiono obrady, podczas których doszło do zawarcia sojuszu politycznego, który przeszedł do historii pod nazwą Centrolewu. W skład tej koalicji weszły PPS, PSL Wyzwolenie i SCh z lewicy oraz PSL Piast, NPR i ChD z centrum. A bezpośrednim podłożem jej utworzenia była właśnie sprawa Czechowicza.
Chociaż, co było już podkreślone, był on osobą w tym całym zamieszaniu drugorzędną. A na jego miejscu mógł się znaleźć właściwie każdy inny zwolennik marszałka. Pokazuje to, do czego prowadzi zasada selekcji negatywnej, tzn. doboru osób w myśl zasady – mierny, bierny, ale wierny. „Osiągnięcie wyższego celu mego życia zawdzięczam wyłącznie i jedynie marszałkowi Piłsudskiemu”. Takie słowa, stanowiące w skrócie doskonałą samo-charakterystykę, wypowiedział minister Czechowicz przed Trybunałem Stanu. Z biegiem czasu jednak i temu, bezwzględnie wiernemu Piłsudskiemu człowiekowi, zaczęło ciążyć odium nieuczciwości. Stąd też stopniowo zmieniał on swą postawę, występując nawet z lekką, bo lekką, ale jednak krytyką rządzących.
Afera Czechowicza była zatem podłożem konsolidacji opozycji z lewa i z centrum. W tym sensie była również źródłem sprawy brzeskiej, czyli aresztowania i skazania w wyniku pokazowego procesu, kilkunastu posłów opozycji. Pod tym względem był to rzeczywiście przełom. Pokazano bowiem wyraźnie, że niemożliwe jest porozumienie pomiędzy rządzącymi a opozycją, czyli faktycznie, znaczną częścią społeczeństwa. I to pomimo tego, że jeszcze w 1929 roku marszałek Sejmu Ignacy Daszyński zwracał się do Piłsudskiego z apelami o zawarcie kompromisu. Odpowiedzią byłego Naczelnika Państwa na taką postawę Daszyńskiego było między innymi wspomniane wyżej wtargnięcie uzbrojonych oficerów do gmachu Sejmu. Były to obyczaje żywcem przeniesione z autorytarnych, czy wręcz totalitarnych państw.
Świadczy to o tym, jaką w gruncie rzeczy panikę wzbudziła w sferach rządowych sprawa Czechowicza. By uniemożliwić jej rozwiązanie, zdecydowano się pójść na otwartą wojnę z Sejmem, opozycją, częścią i to, jak pokazały wyniki wyborów z 1928 roku, niemałą narodu w końcu. Zawieszono w tym celu także właściwie działalność Parlamentu, ponieważ pod pretekstem różnych proceduralnych sztuczek, nie dopuszczano do wznowienia jego obrad. Wszystkie te działania akceptował ówczesny prezydent Ignacy Mościcki. Nie wspominając o pozostałych urzędnikach, jak np. premierze Walerym Sławku. Kiedy jednak znudzono się tą grą, Sławek wraz ze swoim rządem podał się do dymisji, a jego miejsce na funkcji premiera zajął sam Józef Piłsudski. Parę dni po tym Sejm i Senat zostały rozwiązane, a władza ponownie podjęła próbę swojej legitymizacji.
Nowy, odnowiony oczywiście moralnie po wyborach z 1930 roku, Sejm, w którym BBWR posiadał już większość, bez zbędnych dyskusji, zgodnie z wolą Józefa Piłsudskiego, post factum zatwierdził przekroczenia budżetowe, a więc jak gdyby uniewinnił Gabriela Czechowicza. Życie, w tym wypadku to polityczne, nabrało rozpędu i rumieńców i toczyło się w rytmie nadawanym już bezwzględnie przez Sanację aż do Września 39 roku, który to stanowił podsumowanie całego okresu rządów tego środowiska.
P. Zaremba, Historia dwudziestolecia 1918 – 1939, Wrocław – Warszawa – Kraków 1991.
Inne tematy w dziale Kultura