mimm mimm
144
BLOG

Upadek Kamieńca Podolskiego...

mimm mimm Kultura Obserwuj notkę 4

Ketling zbliżył się do małego rycerza.
- Schodzę! – rzekł zaciskając zęby.
- Idź, jeno zwlecz, póki wojsko nie wyjdzie...Idź!…
Tu wzięli się w ramiona i przez pewien czas tak trwali. Oczy obydwom błyszczały nadzwyczajnym światłem… Ketling skoczył wreszcie w kierunku lochów…
Wołodyjowski zaś zdjął hełm z głowy; chwilę spoglądał jeszcze na tę ruinę, na to pole chwały swojej, na gruzy, trupy, odłamy murów, na wał i na działa, następnie podniósłszy oczy w górę począł się modlić…
- Daj jej, Panie, moc, by zaś cierpliwie to zniosła, daj jej spokój!…
Ach!… Ketling pośpieszył się, nie czekając nawet na wyjście regimentów, bo w tej chwili zakołysały się bastiony, huk straszliwy targnął powietrzem: blanki, wieże, ściany, ludzie, konie, działa, żywi i umarli, masy ziemi – wszystko to porwane w górę płomieniem, pomieszane, zbite jakby w jeden straszliwy ładunek, wyleciało w powietrze…
Tak zginął Wołodyjowski, Hektor Kamieniecki, pierwszy żołnierz Rzeczypospolitej.

H. Sienkiewicz, Pan Wołodyjowski.

Kamieniec Podolski należał do najpotężniejszych twierdz siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej. Jego upadek w sierpniu 1672 roku, po dwutygodniowym oblężeniu przez Turków, wywołał w państwie szok. Czy reakcja ówczesnego społeczeństwa, zwłaszcza braci szlacheckiej, mogła być inna skoro w powszechnej opinii była to warownia nie do zdobycia. Twierdza, którą już podczas wyprawy pod Chocim w 1621 roku sułtan Osman II, chciał zająć. Widząc jednak jej potęgę, miał podobno zapytać dworzan: „Kto zbudował ten zamek?”. Na co odpowiedziano mu, że „Podobno sam Bóg”. Co sułtan miał skwitować słowami: „To niechże i sam Bóg go zdobywa”.

Za kapitulacje Kamieńca w pierwszej kolejności obwinia się dowództwo twierdzy, zarzucając mu małoduszność i brak odwagi. Zastanawiając się nad tym czynnikiem, trzeba przede wszystkim pamiętać, że było ono niewłaściwie obsadzone. Oficer, który miał kierować obroną, generał major Józef Łączyński, zrezygnował bowiem ze swej funkcji, kiedy nie zagwarantowano mu 10-tysięcznej załogi i 100 tysięcy złotych na obronę. W tej sytuacji dowództwo spoczęło na barkach starosty generalnego kamienieckiego Mikołaja Potockiego, który nie posiadał dużego doświadczenia wojskowego. Nowy komendant dobrał sobie do pomocy rotmistrza Wojciecha Humieckiego, chorążego czernihowskiego, Michała Myśliszewskiego oraz stolnika przemyskiego Jerzego Wołodyjowskiego. Oprócz tego powołano również spośród podolskiej szlachty radę, której gubernatorem został Hieronim Lubomirski. Pozostałe pięć osób to: Jan Stanisław Gruszecki, Kazimierz Franciszek Rzewuski, Łukasz Franciszek Dziewanowski, Stanisław Makowiecki i Stanisław Gródecki, W posiedzeniach rady brał udział także biskup Wespezjan Lanckoroński.

Generał Łączyński uważał, że do obrony Kamieńca potrzeba jest dziesięć tysięcy żołnierzy. W rzeczywistości było ich o wiele mniej. Stacjonował tam stały garnizon liczący 200 żołnierzy. Wraz z zaostrzeniem się stosunków polsko – tureckich wzmacniano te siły. Jako pierwsze przybyły dwa piesze regimenty, liczące po około 150 -200 piechurów. Pierwszy Józefa Łączyńskiego, dowodzony przez kapitana Władysława Wąsowicza oraz drugi Jana Dobrogosta Krasińskiego, pod komendą kapitana Jana Bukara. Z końcem lipca 1672 roku przybył regiment pieszy biskupa krakowskiego Andrzeja Trzebickiego dowodzony przez majora Bartłomieja Kwasiborskiego. Liczył on 500 osób. Wkrótce potem dotarły trzy chorągwie jazdy: Wojciecha Humieckiego, Jana Michała Myśliszewskiego i Mikołaja Potockiego. Liczyły one wraz z rozpoczęciem oblężenia, na skutek niezapłaconego żołdu, po 70 żołnierzy. Jerzy Wołodyjowski przyprowadził 24 dragonów oraz żołnierzy z jego wołoskiej chorągwi, Jan Motowidłło 30 Serdiuków, a Jan Mokrzycki 80 Kijanów. Razem dawało to około 1500 żołnierzy, w tym 4-6 artylerzystów. Poza tym w Kamieńcu było około 500 szlachciców, mieszczan i chłopów zdolnych do walki. Wśród nich było także paru artylerzystów, w tym nieznany z nazwiska Żyd, który kierował działami na Starym Zamku.

Tymczasem na jesieni 1671 roku Turcja rozpoczęła przygotowania do wojny z Rzeczpospolitą, gromadząc żywność, zaopatrzenie oraz oczywiście armię a do Warszawy udali się posłowie z listami sułtana i wezyra zawierającymi wypowiedzenie wojny. 23 marca 1672 roku przed pałacem sułtańskim w Adrianopolu zatknięto chorągiew sułtańską, znak, że Porta idzie na wojnę. Pociągnęło na nią wojsko liczące 100 tysięcy żołnierzy, z czego ponad 50 tysięcy regularnych, a resztę stanowiło tureckiego pospolite ruszenie. Do tej armii dołączyły siły hospodarów, mołdawskiego i wołoskiego liczące 6 tysięcy. W okolicach Dniestru przybyli dowodzeni przez chana Selim Gereja Tatarzy w sile 10 tysięcy, Kozacy Piotra Doroszenki,3 tysiące, oraz Lipkowie. Zwłaszcza ci ostatni, choć stosunkowo nieliczni, okazali się niebezpiecznym przeciwnikiem. Jako niedawni poddani polskich władców, doskonale znali kraj, pełniąc funkcję przewodników. Nie próżnowali również Tatarzy, którzy rozlali się po całym Podolu, siejąc śmierć i zniszczenie. Chan zaś prowadził ożywioną działalność propagandową. 26 lipca m .in. wydał uniwersał do Kozaków, w którym jest napisane, że przybył by ich bronić, widział bowiem „takie wasze chrześcijańskie zamieszanie i niemiłość, iż jeden na drugiego miasto na miasto jako jacy różni nieprzyjaciele wojujecie i sami swoją krew pijecie i ziemie swoje pustoszycie, czego nigdy i między innymi narodami rzadko widzimy, bardzo się temu dziwować musimy”.

Pierwsze oddziały tureckie pojawiły się pod Kamieńcem 12 sierpnia i od razu podjęły próbę wzięcia twierdzy z marszu. Zostały jednak odparte przez obrońców za pomocą artylerii. Ponadto z  warowni dokonano wypadu, którym kierował Wołodyjowski. Już zresztą od czasu przeprawy przez Dniestr zarówno on jak i Humiecki wyprawiali się w kierunku nieprzyjaciela w celu zdobycia języka. Musieli jednak zaprzestać tej aktywności, ponieważ pod Kamieniec podciągnęły główne siły tureckie i 15 sierpnia rozpoczęło się otaczanie fortecy szańcami. Tego dnia doszło do ostatniej większej walki harcowników, którymi po polskiej stronie dowodził Myśliszewski. Po zakończeniu starcia Polacy ostrzelali z dział obóz turecki, a jedna z kul wpadła nawet do namiotu sułtańskiego. Nie zrażony tym Mehmed IV wysłał do załogi twierdzy posła z propozycją poddania się, co spotkało się z odmową. 

Rozpoczęło się zatem regularne oblężenie. Głównym celem ataków tureckich stał się Nowy Zamek, który znalazł się pod nieustannym ostrzałem dział. Dało się to mocno we znaki obrońcom, którzy nie mogli „ani jeść ani odpocząć, ustawicznie na wale we dnie i w nocy bez przestanku będąc”. Taki sposób walki, zwłaszcza w trakcie szturmów, odczuli także i Turcy, ale też jak wspomina polski kronikarz „nieprzyjaciel nie dbając (lubo ich siła ginęła), oślep leźli”. Była to wojna na wyczerpanie i to Polacy, mniej liczni i gorzej zaopatrzeni, mimo wszystko bardziej cierpieli. Zwłaszcza że w tym momencie Kamieniec otaczało siedem linii osmańskich szańców, a ostrzałowi i szturmom poddano całe oblężone miasto, a zwłaszcza Bramę Lacką i Ruską, jak też i oba zamki.

23 sierpnia na zwołanej naradzie postanowiono opuścić Nowy Zamek i przenieść się do Starego. Miało to skrócić linię obrony, co było istotne wobec szczupłości sił polskich, a także utrudnić zakładanie Turkom min dzięki skalistemu podłożu. Na takie postanowienie miał również wpływ fakt przebicia się napastników z tunelami do fosy Nowego Zamku, co zwiastowało rychły szturm na tę pozycję, której utrzymanie było niemożliwe. Tak więc w nocy z 24 na 25 sierpnia opuszczono Nowy Zamek, koncentrując się w Starym. Jednak kalkulacje obrońców na poprawę swojego położenia na nowej linii nie sprawdziły się. Mury Starego Zamku były zbyt wysokie i zasłaniały przeciwnika. Ponadto były nieprzystosowane do ostrzału nowoczesnej artylerii. 

Wkrótce te niepomyślne okoliczności dały o sobie znać. Już w nocy z 25 na 26 sierpnia Turkom udało się bowiem podłożyć miny pod murami Starego Zamku. Następnie cały dzień poświęcili na bezustanny ostrzał polskich pozycji. Dopiero wieczorem ruszyli do szturmu, detonując uprzednio miny, które zawaliły pół muru zamkowego. Przez ten wyłom do walki ruszyli janczarzy. Przeciwko nim ruszył z niewielką grupą żołnierzy Wołodyjowski, wsparty wkrótce przez niewielkie posiłki prowadzone przez Humieckiego i Myśliszewskiego. Próba przyjścia z pomocą obrońcom Starego Zamku od strony miasta podjęta przez mieszczan nie udała się. Oddział ten dostał się na moście pod ostrzał Turków i wycofał się. W tej sytuacji załoga zamku była zdana tylko na siebie. I pomimo szczupłości sił, zmęczenia, walka trwająca przez kilka godzin przyniosła sukces Polakom. Szturm został odparty, a napastnicy mieli stracić około 2 tysięcy żołnierzy. Ale i straty polskie były ciężkie. Zginęło wielu obrońców, a Humiecki został ciężko ranny.

Atak został zatem odparty, ale oblężenie było kontynuowane i już rankiem obrońcy zauważyli, że Turcy podłożyli pod kolejnymi odcinkami murów następne miny. Przygotowywano się wobec tego do walki już wewnątrz Starego Zamku, kopiąc w jego gruzach szańce i wały. Widząc te przygotowania mieszczanie i szlachta wysłali do nominalnie dowodzącego obroną Mikołaja Potockiego delegację z pytaniem o odsiecz. Potocki rozwiał ich nadzieje, jeśli w ogóle ją mieli, na przybycie pomocy z kraju. Stwierdził również, że to ostatnie chwile Starego Zamku, ponieważ są już podłożone pod nim ładunki wybuchowe. Wobec tego postanowiono wysłać do Turków posłów, a na zamku wywieszono białą chorągiew.

Polska delegacja udała się więc do obozu nieprzyjaciela, wyposażona w spisane na dwóch arkuszach warunki kapitulacji obrońców. Przyjął ich wezyr, który jednak uciął wszelkie próby negocjacji, wskazując, że to Turcy podyktują swoje warunki. Polacy przystali na to, prosząc jedynie by układ spisać po łacinie. Dokument w tej wersji przeznaczonej dla obrońców zawierał cztery punkty. Gwarantowały one wolne wyjście dla mieszczan, szlachty i żołnierzy, swobodę publicznych nabożeństw dla tych, którzy pozostali w mieście oraz zwolniono ich z obowiązku kwaterunku.

Po zawarciu układu delegacja polska udała się z powrotem do miasta. W tym momencie na Starym Zamku doszło do potężnego wybuchu, który spowodował masakrę wszystkich znajdujących się w pobliżu osób. Był to moment pełen dramatyzmu, ponieważ Turcy widząc eksplozję zaczęli podejrzewać zdradę, a mieszkańcy sądzili, że to napastnicy zdetonowali miny i zaraz rozpocznie się ostateczny szturm. Wkrótce obie strony wyjaśniły sobie jednak, że nie było to celowe działanie. Niemniej wybuch spowodował hekatombę ofiar po stronie obrońców. Do dziś nie udało się jednoznacznie ustalić liczby zabitych. Na pewno zginęło ich co najmniej 500. Ilu więcej tego nie wiadomo. Sobieski w jednym ze swoich listów podawał liczbę 700 zabitych. Z kolei „Opisania szturmowania do Kamieńca” mówi o 2500. Zapewne już nie uda się precyzyjnie ustalić tej liczby. Wiadomo jednak, że strata kilkuset żołnierzy była poważnym ciosem. Wiadomo także, że „Hektor Kamieniecki” Jerzy Wołodyjowski, zginął trafiony kartaczami, które wypaliły pod wpływem eksplozji.

Nie ma również jasności co do tego, co lub kto wywołał wybuch. Na ogół winę przypisuje się dowódcy kamienieckiej artylerii majorowi Heikingowi. „Opisanie szturmowania do Kamieńca” tak przedstawia tę kwestię: „...Pan Major Artylleriej zamknąwszy się w wieży, gdzie było koło dwóchset beczek prochu, siadłszy na beczce zapalił się lontem, i ostatek zamku z gruntu wyrzucił, ludzi dwa tysiąca pięćset, a między niemi Jmć Pana Wołodyjowskiego kamienie pobiły i potłukły”. Trochę więcej światła na to wydarzenie rzuca list biskupa kamienieckiego, w którym jest napisane, że „Pan Major miał disgust, że go karcono o to, że wiele nierządu było i mankamenta w cekhauzie. Zawarłszy się w wieży gdzie było wiele beczek prochu, te zapalił i zamek wszystek zrujnował, i ludu około 500 zgubił, gdzie i P. Wołodyjowski nasz Hektor zginął”.  Odmiennie sprawcę wybuchu prezentuje Mikołaj Jemiołowski pisząc, że: „Prochu i kul było po troszę, ale tymi na Zamku Starym Wołodyjowski zawiadywał i potym postrzegłszy niebezpieczeństwo tymiż prochami czy umyślnie, czyli z trafunku tenże Zamek już w oblężeniu będący, wysadził i sam tam poległ”.

29 sierpnia ci, którzy przeżyli oblężenie, cywile i wojskowi, opuścili Kamieniec i eskortowani przez Turków udali się na tereny kontrolowane przez Polaków. Parę dni później 2 września 1672 roku sułtan Mehmed IV uroczyście wjechał do zdobytego miasta.

M. Sikorski, Wyprawa Sobieskiego na czambuły tatarskie 1672, Zabrze 2007.

mimm
O mnie mimm

mimmochodem...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura