„Ponad dwa tysiące rozwścieczonych Indian wybiegło z puszczy i z dziką zaciekłością rzuciło się na Anglików. Nie będziemy opisywać odrażających i okrutnych scen, które potem nastąpiły. Śmierć zapanowała wszędzie w swej najohydniejszej i najokropniejszej postaci. Opór tylko podniecał morderców, którzy długo znęcali się nad zabitymi. Krew tryskała strumieniami jak woda z podziemnych źródeł, a dzikich na jej widok ogarniało coraz większe zapamiętanie i szaleństwo. […] Wszędzie widziało się bezbronnych ludzi uciekających przed swymi nielitościwymi prześladowcami. A tymczasem zbrojne oddziały chrześcijańskiego króla stały w miejscu z obojętnością, której nigdy nie wyjaśniono i która rzuciła niezatartą plamę na nieskazitelną dotąd sławę jej wodza. Śmierć zbierała swe żniwo dopóty, dopóki żądzą łupu nie wzięła góry nad pragnieniem zemsty. Wreszcie jęki rannych i okrzyki morderców poczęły cichnąć, aż zamilkły zupełnie lub zatonęły w głośnym, przeszywającym uszy triumfalnym wrzasku dzikich”.
J. F. Cooper, Ostatni Mohikanin, Warszawa 1973.
18 października 1748 roku w Akwizgranie przedstawiciele Anglii i Francji podpisali traktat pokojowy kończący wojnę o sukcesję austriacką, w Ameryce określaną jako wojna króla Jerzego. Jego podstawowym postanowieniem, jeśli chodzi o kwestię kolonii była zasada status quo ante bellum, tzn. że miano powrócić do przedwojennego stanu rzeczy. W zamyśle władców obu mocarstw miał to być układ dający pokój pomiędzy nimi na dłuższy czas. Rzeczywistość, zwłaszcza ta kolonialna, okazała się zgoła odmienna. Pokojowa koegzystencja okazała się iluzją, czego dowodziła choćby tocząca się w latach 1749- 1755 w Akadii wojna ojca La Loutre`a. Wkrótce doszło więc do ponownego starcia pomiędzy Anglią i Francją, nazwanego w koloniach angielskich wojną z Francuzami i Indianami. Te walki, rozpoczęte jak często to bywa od incydentu, ale i świadczące o istnieniu głębokiego konfliktu interesów między dwoma europejskimi potęgami, niedługo potem przerodziły się w globalny konflikt, znany jako wojna siedmioletnia.
Jak wspomniano wyżej punktem zapalnym nowej wojny były kolonie północnoamerykańskie, a zwłaszcza dolina Pięknej Rzeki, rzeki Ohio. Do terenów tych zaczęli rościć sobie prawa bowiem zarówno koloniści francuscy, jak i angielscy. Pomimo tego, że nawet z formalnego punktu widzenia, ziemie te należały do zamieszkujących je wówczas plemion indiańskich. Początkowo Francuzi nie zwracali uwagi na ten obszar, jako ubogi w zwierzęta futerkowe. Jednakże jego rolnicze zalety dostrzegli Anglicy i to do nich należała początkowo inicjatywa. Dopiero ich pojawienie się nad Ohio i wsparcie, jakiego udzielili im na tym etapie Indianie, zaalarmowało władze Nowej Francji. Wkrótce wzniosły one szereg fortów mających strzec ich tamtejszych interesów. Najpotężniejszym z nich i najważniejszym był zbudowany w 1754 roku fort Duquesne. Budowa tych fortec oraz obecność tam ponad 1000 francuskich żołnierzy spowodowało, że plemiona indiańskie ponownie przeszły na stronę francuską.
Te działania Francuzów wywołały oczywiście reakcję Anglików. Po uzyskaniu zgody Londynu gubernator Wirginii Robert Dinwiddie postanowił usunąć poddanych króla Francji ze spornego obszaru. W tym celu do fortu Duquesne udał się w kwietniu 1754 roku młody angielski plantator Jerzy Waszyngton, prowadząc za sobą 159 milicjantów i kilku Indian Mingo. Jednocześnie w przeciwnym kierunku, ale podobnym celu tj. przypomnieniu o prawach Francji do terenów nad Ohio, zmierzało poselstwo francuskie na czele z chorążym de Villiers Jumonvillem, któremu towarzyszyło 33 żołnierzy. Anglicy, którzy wcześniej wykryli Francuzów, zaatakowali ich bez uprzedzenia podczas postoju. W tym jednostronnym starciu poległ chorąży oraz 10 jego podwładnych, z czego kilku już po poddaniu się. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. 3 lipca 500 Francuzów i 400 sprzymierzonych Indian otoczyło Waszyngtona i jego ludzi w pośpiesznie wzniesionych umocnieniach noszących nazwę Fort Necessity. Zginęło 30 Anglików, a dalszych 70 odniosło rany. I tylko Bogu oraz Francuzom, dowodzonym przez brata chorążego de Villiersa, Waszyngton zawdzięcza, że powstrzymali oni Indian przed zmasakrowaniem jeńców.
Wojna zatem się rozpoczęła, obejmując najpierw kolonie północnoamerykańskie, a następnie Europę i pozostałe posiadłości europejskich potęg. W Ameryce koncentrowała się zwłaszcza na północnym wschodzie, wzdłuż rzeki Hudson. Początkowo stroną nacierającą byli Anglicy, ale ich działania w kierunku północnym nie przyniosły sukcesu. Wkrótce w odwrotnym kierunku na południe ruszyło 3000 Francuzów dowodzonych przez barona de Dieskau. Jego operacje przystopowały Anglików, ale nie doprowadziły do przełomu na tym froncie. Po nim dowództwo przejął markiz Louis Joseph de Montcalm, który miał dobić angielskie kolonie. Już w pierwszym półroczu 1756 roku zajął kilka angielskich placówek, na czele z Fortem Oswego. Na następny rok zaplanował wielką wyprawę w celu zajęcia położonego nad jeziorem Jerzego Fortu William Henry. W tym celu w Forcie Carillon skoncentrowano 8000 żołnierzy. Wspomagało ich około 1000 „dzikich” Indian znad Wielkich Jezior i Missisipi oraz około 800 „cywilizowanych” Indian.
Tak liczne wsparcie udzielone przez Indian w wyprawie Franzuzom było zasługą jednak nie de Montcalma ale gubernatora Nowej Francji Pierre`a de Rigaud de Vaudreuila. Jeszcze w grudniu 1756 roku w Montrealu zorganizował on wielką naradę z tubylcami. Ci zachęceni, także darami, z entuzjazmem przyjęli francuskie plany. Dał temu wyraz jeden z wodzów Ottawów, mówiąc do Francuza: „Ojcze jesteśmy głodni, daj nam świeże mięso, chcemy jeść Anglików”. Wkrótce zewsząd zaczęli napływać wojownicy. Przybyli Odżibueje, Patawatomi, Ottawowie, Menomini, Winnebago, Saukowie, Lisy, Miami, Nipissing, Iowa, Abneki, Irokezi, Huronowie. Czerwonoskórym zwyczajowo towarzyszyli w tej wyprawie ich misjonarze oraz oficerowie kanadyjskiej milicji.
W Forcie William Henry tymczasem 2600 Anglików dowodzonych przez podpułkownika George`a Monro szykowało się do odparcia ataku. Ich siły zostały tuż przed rozpoczęciem bezpośredniego oblężenia osłabione przez decyzję o wysłaniu 22 lipca na jezioro Jerzego 22 łodzi, na które załadowano 350 żołnierzy z rejonu New Jersey i Nowego Jorku. Mieli oni w zamyśle Monro przeprowadzić rozpoznanie oraz zdobyć informację o zbliżającym się przeciwniku. Cała wyprawa zakończyła się jednak katastrofą. Anglicy zostali wciągnięci w zasadzkę na wodach jeziora przez 400 wojowników Ottawów i Odżibuejów. Starcie, w którym Indianie mieli tylko jednego rannego, przyniosło śmierć i tortury 160 Anglikom. Kolejnych 151 poszło do niewoli. W tej sytuacji marnym pocieszeniem było, że po tej masakrze blisko 200 Indian opuściło Francuzów, zadowoliwszy się skalpami i łupami zdobytymi do tej pory.
3 sierpnia oddziały francuskie otoczyły Fort Henry i rozpoczęły jego oblężenie. Był on dzięki indiańskim wojownikom, co trzeba zaznaczyć zupełnie odcięty od jakiejkolwiek pomocy. Indianie, likwidując gońców, w zarodku niweczyli wszelkie próby nawiązania kontaktu przez oblężonych z innymi angielskimi placówkami. W tej sytuacji oraz wobec zdecydowanej przewagi francuskiej artylerii, niszczącej systematycznie umocnienia, wynik walk mógł być tylko jeden. Po sześciu dniach oblężenia, 9 sierpnia podpułkownik Monro podpisał układ, przewidujący honorową kapitulację. Anglicy zobowiązywali się w nim, że nie będą walczyć przeciwko Francji na kontynencie północnoamerykańskim. W zamian mogli odmaszerować z bronią i sztandarami do Fortu Edwarda. Układ ten zaakceptowali także indiańscy wodzowie. Gorzej było z ich wojownikami.
Kiedy 2456 osób zaczęło opuszczać ruiny Fortu William Henry i weszło na trakt prowadzący do Fortu Edwarda, zostało zaatakowanych przez zgromadzonych wzdłuż trasy marszu Indian. Nie wiadomo ilu Anglików, żołnierzy i towarzyszących im cywilów, dokładnie zginęło. Przyjmuje się szacunki mówiące, że było to od 69 do 129 ludzi. Dalsze 750 osób trafiło do niewoli i zostało powleczonych przez Indian do ich osiedli. Spośród nich następnie Francuzom udało się wykupić z indiańskiej niewoli blisko 400 osób. Pozostali jeńcy albo zginęli, często po rytualnych torturach, albo zostali przyjęci do danego plemienia i wtopili się w indiańską społeczność.
Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że nie jest prawdą, jak napisał Cooper, iż „zbrojne oddziały chrześcijańskiego króla stały w miejscu z obojętnością”. Wprost przeciwnie! Francuzi zrobili wiele by uratować Anglików podczas całego zajścia. Nierzadko wręcz własnym ciałem zasłaniali swych pokonanych wrogów przed ciosem. O tym, świadczy podjęta również przez Francuzów potem i wspomina wyżej akcja wykupu jeńców. Sam zresztą francuski dowódca markiz de Montcalm uważał ten atak Indian za osobistą zniewagę, czemu dał wyraz w późniejszych rozmowach z wodzami. Ci tłumaczyli się, że nie mogli powstrzymać swych wojowników, którzy towarzyszyli Francuzom, by zdobyć skalpy i łupy. Europejski sposób prowadzenia wojny zupełnie im nie odpowiadał. Nie rozumieli go. Dał temu wyraz jeden z wojowników, mówiąc do Francuzów: „Walczę o łupy, skalpy i jeńców. Wam wystarczy wzięcie fortu i pozwalacie żyć waszemu i mojemu wrogowi. Ja nie chcę trzymać takiej padliny do jutra. Gdy się jej pozbędę, nigdy mi już nie zagrozi”.
Jak pokazała przyszłość, zdobycie Fortu William Henry okazało się łabędzim śpiewem Nowej Francji. W 1758 roku Anglicy zdobyli położony nad rzeką Świętego Wawrzyńca Louisbourg. Upadek tej potężnej fortecy, będącej ze względu na swe położenie „Gibraltarem” Nowej Francji, właściwie przesądził sprawę. Odcięci od i tak skromnych dostaw z Francji jej koloniści byli skazani na porażkę. Rok potem Anglicy zajęli Quebec w obronie, którego podczas bitwy na błoniach Abrahama padł markiz de Montcalm. W 1760 roku natomiast skapitulował Montreal. Potem padały kolejne francuskie placówki w Ameryce Północnej; Detroit, Niagara, a także Fort Duquesne.
W walkach tych Indianie wsparli Francuzów, ale już symbolicznie. Oblężenie Fortu William Henry było szczytowym punktem ich zaangażowania po stronie kolonii francuskiej. Zrażeni postawą Francuzów, broniących Anglików przed zmasakrowaniem, już nigdy nie stawili się na francuskie wezwanie w takiej sile. Dodatkowo część wojowników podczas tych walk zaraziła się od francuskich żołnierzy czarną ospą. Po odstąpieniu od walki zanieśli tę chorobę do swych osiedli, w których nieuodpornieni marli masowo. O to swe nieszczęście oskarżali także „czary” Francuzów, co zaowocowało antyfrancuskimi wystąpieniami, a nawet atakami na francuskich kolonistów i handlarzy.
Literatura:
A. Sudak, Detroit 1763, Warszawa 2006.
M. Pejasz, Od Monongaheli do Bushy Run 1755-1763, Tarnowskie Góry 2023.
L. Michalik, Odżibuejowie. Czarodzieje lasu, Wielichowo 2022.
M. Pejasz, Szaunisi, najwięksi wędrowcy Ameryki, Wielichowo 2019.
Inne tematy w dziale Kultura