mimm mimm
144
BLOG

Po Kłuszynie...

mimm mimm Kultura Obserwuj notkę 0

Główne potęgi walczące w wojnie – Rzeczpospolita i Moskwa – reprezentowały zupełnie inne modele ustroju państwowego, inną kulturę, tradycję i mentalność. Z jednej strony wystąpiło do boju skrajnie scentralizowane państwo rządzone przez despotycznego cara przypisującego sobie boskie prerogatywy, pana życia i śmierci poddanych traktowanych jako niewolnicy zobowiązani do absolutnego posłuszeństwa, z drugiej – federacja wolnych obywateli – szlachty świadomie ponoszących odpowiedzialność za swoje państwo, cieszących się licznymi wolnościami, szerokimi uprawnieniami samorządu (także w miastach), silnym parlamentem, państwo z dość słabą władzą królewską, podporządkowano w znacznej mierze stanowi panującemu, praworządne i tolerancyjne wobec różnych wyznań. W pierwszym z nich panoszyły się donosicielstwo, służalczość, czołobitność, podejrzliwość, wrogość wobec obcych, nietolerancja, w drugim – dominowała ciekawość świata, wolność wyjazdu za granicę, poszanowanie różnych przekonań. Pierwsze reprezentowało mongolsko – azjatycki system władzy, takąż mentalność, schizmatycką kulturę prawosławną, drugie – stanowiło wschodni bastion kultury łacińskiej zmieszanej z pierwiastkami innych kultur: prawosławnej, żydowskiej, islamskiej”.

Leszek Podhorodecki, Sławne bitwy Polaków, Warszawa 1997, s 124-125.

Powyższy cytat jest zawarty w rozdziale pod tytułem: Połock 1579. Refleksja Leszka Podhorodeckiego dotyczy więc wydarzeń o kilkadziesiąt lat wcześniejszych niż przedmiot niniejszej notki. Ale czy na pewno tak jest? Czy patrząc na całość stosunków polsko – rosyjskich oraz oddzielnie na historię wewnętrzną Rzeczpospolitej i Moskwy nie można go odnieść także do lat późniejszych, np. walk z początku XVII wieku? Ba! Czy powyższy opis nie pasuje, upraszczając niektóre sprawy, do tego, co się dzieje także obecnie w tej części Europy?

Nie w Polsce, ale w Moskwie był przygotowany materiał palny do nieszczęsnej epoki Samozwańców”. To zdanie z jednej z prac polskiego historyka Wacława Sobieskiego, żyjącego na przełomie XIX i XX wieku. Będzie ono mottem tej notki. Skrywa bowiem prawdę, którą także obecnie Moskwiczanie chcą zagłuszyć. Chcą ją przemilczeć bardziej nawet niż pamięć o zwycięskich dla Rzeczpospolitej bitwach: Połocku, Kłuszynie, Smoleńsku… Prawdy o tym, że polskie chorągwie na Kremlu po Kłuszynie zawisły nie tyle w wyniku tego zwycięskiego starcia, ale zaproszenia przez ówczesną warstwę panującą w Moskwie. Zaproszenia i w wymiarze ogólnym i szczegółowym. Szczegółowym, ponieważ Polacy Moskwy nie zdobyli. Ona otworzyła przed nimi swe wrota. A otworzyła je, ponieważ w wymiarze ogólnym forma rządów i ustój, panujący wówczas w Rzeczpospolitej, był atrakcyjny dla bojarów. Z ich punktu widzenia był on, jeśli nie ideałem, to na pewno czymś nieskończenie lepszym niż to, co ofiarowali im dotychczasowi, rodzimi carowie.

Bitwa pod Kłuszynem trwająca około pięciu godzin stanowiła przełom nie tylko pod względem militarnym, ale i politycznym, Pierwszą jaskółką tej zmiany był układ, jaki zwycięski hetman Żółkiewski zawarł po powrocie spod Kłuszyna z oblężonym w Carowie Zajmiszcze Hrihorijem Wałujewem. Jego najważniejszym postanowieniem było uznanie przez znajdujących się tam Moskwian za cara polskiego królewicza Władysława. Niezwłocznie wyprawił też, z wiadomością o tym fakcie, do oblegającego wciąż Smoleńsk Zygmunta III Wazy poselstwo, w skład którego wszedł m.in. kniaź Fiodor Jelecki. Utrzymywał również codzienny kontakt ze znajdującymi się w Moskwie i propolsko nastawionymi bojarami, wzywając ich do obalenia Wasyla Szujskiego i dostarczając im w tym celu m.in. uniwersały, które ci kolportowali za murami stolicy. Odbywało się to za pośrednictwem towarzyszącym Żółkiewskiemu w marszu na Moskwę oddziałów Wałujewa. Jakoż i niedługo te zakulisowe działania przyniosły efekt w postaci usunięcia 27 lipca 1610 roku Szujskiego z tronu carskiego. Parę dni później, 3 sierpnia pod Moskwę dotarły wojska Żółkiewskiego. Warto tu wspomnieć, że od pewnego czasu pod stolicą carów znajdowały się już oddziały Dymitra II Samozwańca, które w dużej mierze składały się z prywatnych pocztów polskich magnatów.

Wraz z przybyciem Żółkiewskiego pod Moskwę rozpoczęły się intensywne negocjacje z bojarami. Ich podstawą miał być układ spod Carowa Zajmiszcze. Rozmowy były ciężkie pomimo tego, że jak jeszcze przed bezpośrednim zaangażowaniem się Zygmunta III w wojnę, raportował referendarz litewski Aleksander Gosiewski „bojarzy i szlachta chętnie gotowi się poddać królowi”. W tym samym liście przyznawał zarazem, że „lud jednak trzyma z Samozwańcem, a ma naogół przewagę w tej chwili nad bojarami”. Widać zatem, że obecność Dymitra nie ułatwiała, ale komplikowała sprawę hetmanowi. I to pomimo polskich panów w obozie Samozwańca. Trzeba bowiem pamiętać, że wielu z nich, jak np. Zebrzydowscy, było byłymi rokoszanami.

Podstawowym warunkiem moskiewskich panów był wybór królewicza Władysława na cara. Nie był to punkt zresztą nowy. Pojawił się on już w trakcie pertraktacji z Wałujewem, a nawet wcześniej. Otóż już w lutym, kiedy wojska królewskie oblegały bez sukcesów Smoleńsk, przybyli tam bojarzy moskiewscy z obozu tuszyńskiego. Co ciekawe inicjatorem tego poselstwa był patriarcha Filaret Romanow, znajdujący się wówczas wśród stronników Dymitra II. Posłowie ci po negocjacjach z królem oraz senatorami podpisali układ, w którym uznawali za cara polskiego królewicza. W zamian mieli uzyskać udział w rządzeniu państwem, nietykalność osobistą i majątkową oraz władzę nad chłopami.

Rokowania pomiędzy Żółkiewskim a bojarami, toczone pod murami Moskwy, potoczyły się jednak tak, jak planował hetman. Najpierw przedstawiciele Moskwician, mający upoważnienie do negocjacji, po kolei, w rozbitym na tę okazję namiocie, „deklarowali się imieniem wszystkiego carstwa, że życzą sobie panowania królewicza Władysława”. Następnie, 27 sierpnia 1610 roku, przysięgę poddaństwa Władysławowi złożyli mieszkańcy stolicy i okolicznych ziem, różnych stanów, których na tę okazję zjechało „dziesięć tysięcy i lepiej”.

Wkrótce potem, to jest 29 sierpnia, do Moskwy przybył poseł Zygmunta III Wazy, z pismem, w którym władca instruował hetmana, by ten w negocjacjach (!) wymusił na Moskwicinach, tron carski nie dla królewicza, ale samego króla. Kilkanaście dni później dotarł do Żółkiewskiego kolejny wysłannik spod Smoleńska, starosta wieliski Aleksander Gosiewski, z listem i ustnymi instrukcjami o tej samej treści. Trzeba tu wyraźnie zaznaczyć, że już po kłuszyńskim zwycięstwie, właściwie z pola bitwy, hetman posłał do Zygmunta III umyślnego z prośbą o przysłanie paru senatorów, w tym Lwa Sapiehy, którzy mieli wziąć na siebie ciężar negocjacji. Do których, tego Żółkiewski po Kłuszynie był pewny, dojdzie pod Moskwą. Wódź polski został jednak opuszczony przez swego króla. W tej sytuacji całkowita reorientacja planów polskich, której głównym punktem miało być carstwo dla Zygmunta, była bardzo nie na rękę hetmanowi. Tym bardziej że zdawał on sobie sprawę, że „Moskwa, u której było invisum (znienawidzone) imię króla jegomości”, może teraz wycofać się z układu.

Wobec tego hetman postanowił zataić przed bojarami polecenia królewskie. Jednocześnie zaczął odwlekać rozprawę z Samozwańcem, którego ciągła obecność w obozie pod Moskwą szachowała bojarów. Co nie oznacza, że pozostał na tym polu bezczynnym. W tajemnicy przed Dymitrem nawiązał kontakt z Polakami przebywającymi w jego obozie, aby skłonić ich do opuszczenia uzurpatora. Te zakulisowe starania nie były jednak tajemnicą dla Moskwician. Stanowisko króla ujawnił bowiem bojarom poseł, który przybył jako pierwszy 29 sierpnia, niejaki Fedor Andronow. Informacja o tym oraz układy z polskimi stronnikami Samozwańca przyczyniły się do zmiany stanowiska przez patriarchę Filareta, który zaczął przebąkiwać o narodowym kandydacie na tron carski, nie mając przy tym na myśli Dymitra. Główną przyczyną tej zmiany była jednak nieustępliwość Zygmunta III, ujawniona przez królewskiego posła, co do przejścia Władysława na prawosławie.

Na razie kryzys został zażegnany i Moskwa jeszcze dotrzymywała układu zawartego pod murami stolicy. Niewątpliwie sprzyjała temu obecność w mieście i okolicy zwycięskich wojsk polskich, które co trzeba podkreślić, zgodnie z poleceniami hetmana, zachowywały się wzorowo, jeśli chodzi o dyscyplinę i stosunek do pokonanych. Warto też nadmienić, że obecności tej domagali się sami bojarzy, głównie ze strachu przed niekarnymi oddziałami Dymitra oraz możliwością rozruchów wśród pospólstwa. Polacy stacjonowali głównie w Kitajgrodzie, Biłgrodzie i Krymgrodzie. W międzyczasie zaś do Moskwy przybywali przedstawiciele miast i ziem moskiewskich, by złożyć przysięgę na wierność Władysławowi. Żółkiewskiemu został wydany również Wasyl Szujski oraz jego bracia Dymitr i Iwan. Rozwiązał się również problem drugiego Samozwańca. Stało się to dzięki uwieńczeniu sukcesem negocjacji z polskim panami z otoczenia Dymitra, którzy postanowili go opuścić i podporządkować się hetmanowi. Sam uzurpator ocalił na razie głowę, uciekł bowiem ze swego obozu ostrzeżony przez jednego ze swoich stronników o zamiarach polskich magnatów.

Tymczasem wśród bojarów wzrastały obawy, że to jednak Zygmunt III Waza będzie chciał zasiąść na tronie carskim. Pozostawiony sam sobie hetman Żółkiewski, rozdarty pomiędzy zawartym układem z Moskwą a planami królewskimi postanowił rzecz całą pozostawić wyższej instancji, to jest polskiemu władcy. W tym celu tak pokierował Moskwicianami, że ci postanowili wyprawić poselstwo pod Smoleńsk w celu bezpośrednich rozmów z Zygmuntem. Na jego czele stanął Wasyl Galiczyn, a towarzyszyło mu około czterech tysięcy osób. Po uroczystym powitaniu w obozie królewskim rozpoczęły się negocjacje. W ich trakcie wyszły ostatecznie na jaw plany króla co do zachowania tronu carskiego dla siebie. Oznaczało to zupełny zamęt i chaos, ponieważ jak oświadczył Zygmuntowi dowódca strzelców moskiewskich Iwan Sołtyk, człowiek życzliwy Polsce: „jeśli na królewicza Władysława chce król jegomość państwa tego dostawać, że to przyjdzie nie z wielką trudnością; jeśli na się samego, że to nie może być bez wielkiej krwie.”

Wkrótce do obozu królewskiego pod Smoleńskiem udał się osobiście Żółkiewski, opuszczając Moskwę. Chciał osobiście wpłynąć na króla, by ten dotrzymał jednak warunków układu zawartego pod murami stolicy carów. Widząc jednak bezskuteczność swoich zabiegów wkrótce, on tryumfator spod Kłuszyna, poddał się i zniechęcony a wręcz urażony, także stosunkiem Zygmunta do jego osoby, udał się do swych dóbr w Żółkwi.

To wszystko. Moment dany Rzeczpospolitej przez historię minął. Pomimo tego, że jak pisał Wacław Sobieski: „Czuli sami Polacy, że była to chwila sposobna do działań imperialistycznych, do tworzenia mocarstwa uniwersalnego. W tym momencie dziejowym miało się rozstrzygnąć, czy takiem mocarstwem zostanie po uporaniu się z Moskwą – Polska czy też nie załatwiwszy tej sprawy, będzie czekać, aż taką rolę obejmie Rosja, która wywróciwszy Polskę stanie się największym państwem w Słowiańszczyźnie”.

O tym, iż powyższa opinia nie jest niczym nie poparta świadczą również słowa, zawarte w liście jednego z polskich rycerzy, który przebywając w 1609 roku pod Moskwą, pisał: „O wielkie rzeczy idzie… Wszystek świat na WMciów teraz patrzy, patrzy kościół Boży. [….] Macie WMci-e dziwnie wielkie rzeczy przed sobą, sławę ojczyzny swojej wysoko sublimować, granice koronne nieporównanie rozpostrzeć: narodu polskiego nomen perhenne u wszystkich narodów na wszystkie kąty świata po wszystkie potomne wieki zostawić, potęgę Rzpltej straszną każdemu nieprzyjacielowi uczynić…”.

Literatura:
S. Żółkiewski, Początek i progres wojny moskiewskiej, Kraków 1998.
L. Podhorodecki, Sławne bitwy Polaków, Warszawa 1997.
W. Sobieski, Żółkiewski na Kremlu, Kraków 1925.



mimm
O mnie mimm

mimmochodem...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura