Poniedziałek nie był dla niego szczęśliwy. Na godzinę przed odebraniem Ineczki z przedszkola otrzymał wiadomość poprzez swojego pełnomocnika od prawnika matki dziewczynki, iż Ineczka jest chora. Krótki lapidarny tekst:
"Szanowna Pani Mecenas, w załączeniu przesyłam zaświadczenie lekarskie dotyczące mał. Ineczki. Z poważaniem..."
A w załączniku jeszcze krótsze zdanie lekarza rodzinnego: "Wymaga leczenia w warunkach domowych przez 5 dni." i jego podpis z pieczątką. To wszystko! Rodzic właśnie został poinformowany co się dzieje z jego dzieckiem. Ojcze! Tato, tatusiu wiesz teraz wszystko co się dzieje z Twoją córeczką!
Ciekawe jak zareagowałaby jakakolwiek matka, inny rodzic na tak drakońsko krótką treść, informującą o tym, że jego dziecku dzieje się coś niedobrego ale nawet nie wie co i że właściwie to nie zobaczy dziecka najmniej przez następne 5 dni!
Szczyt hipokryzji to mało powiedziane.
Zatem zamiast pojechać do przedszkola pojechał szybko do Przychodni Lekarskiej po dokumentację medyczną. Z niej wynikało znowu, to samo, ten sam wybieg - Ineczka miała zwykłe afty i przypisany na nie Nystapol podawany 4 x dziennie. Stąd opieka domowa. Opieka domowa skutecznie wyłączająca i uniemożliwiająca jego spotkania z córką. Fortel alienacyjny matki dziecka działał na całego gdyż Ineczkę udawało się już tylko odbierać z przedszkola, z domu nigdy.
Dowiadywał się potem z pism procesowych wysyłanych przez matkę córeczki, że dziecko nie chciało iść do ojca, że się go boi, chowa pod kołdrę itp. Ciekawe tylko dlaczego nie miał żadnych problemów z odebraniem Ineczki z przedszkola? Wtedy wybiegała z sali i dosłownie rzucała mu się na szyję, przytulając mocno i pytając niecierpliwie czy to dzisiaj będzie ta nocka u taty. Ta wyczekiwana nocka trafiająca się wg harmonogramu sądowego 2 razy w miesiącu ale ze względu na działania matki dziewczynki tylko raz w miesiącu a i bywało, że raz na dwa miesiące.
U mamy Ineczka bała się taty a w przedszkolu z radości ze spotkania z nim nie chciała z niego schodzić. Dziwne, jak to miejsce ma wpływ na zachowania i uczucia dzieci. Chociaż matka Ineczki wyjaśniła któregoś razu przed Sądem tą zdawałoby się niespójność w zachowaniu Ineczki względem ojca. Otóż wg niej Ineczka ze strachu i braku oparcia w matce rzucała się ojcu na szyje bo to przecież syndrom sztokholmski był. Nie miała gdzie uciekać to uciekała wprost w ramiona swojego oprawcy, ojca oprawcy. Aż dziwne, że personel przedszkola tego nie zauważył i Sąd po zapoznaniu się z nagraniami z takich przedszkolnych syndromów sztokholmskich jakoś nie dał wiary tej teorii. Chociaż, mimo że było na nich widać radość dziecka, reagującego na ojca zaraz po wyjściu z sali, reagującego spontanicznie na jego widok, nadal utrzymywała, że nagrania są niewiarygodne i "ustawione"
Tydzień minął zatem bez Ineczki. A co w nim było? W przedszkolu odbył się przygotowany przez dzieci z grupy Ineczki spektakl dla rodziców z okazji dnia mamy i taty oraz w tym tygodniu tato obchodził swoje urodziny, w których miała także wziąć udział Ineczka. Urodziny, na które zjechała się także rodzina od strony taty. Taaak to pewnie tylko przypadek że akurat w takim tygodniu trafiły się te złośliwie afty.
Co jeszcze przytrafiło się w tym tygodniu. Ano przyszedł "liścik miłosny" od matki Ineczki tzn. mówiąc precyzyjniej odpis pisma do Sądu będącego odpowiedzią na jego wniosek o 2 tygodnie wakacji z dzieckiem.
Matka totalnie się nie zgadzała. Czytał ten cały bełkot alienacyjny i tak naprawdę pomyślał o straconym czasie związanym z uprawianiem takiej "korespondencji" Pomyślał sobie ile czasu i energii musi tracić ta kobieta na wymyślanie takich bzdur i wypisywaniu jawnych sprzeczności w imię tzw. "dobra dziecka"
Jak mantra do znudzenia w tym jak i w poprzednich pismach był powtarzany argument, iż Ineczka po pobycie u taty ma zawsze biegunkę a teraz doszło jeszcze skubanie skórek i nerwowe kręcenie palcami włosów. Przeczytał znowu, że Ineczka nie chce chodzić do przedszkola w dni, w które odbiera ją tato i że ojciec mimo przecież widocznych dla wszystkich problemów psychicznych, nerwowych u Ineczki, nie zgadza się na opiekę psychologiczną i psychiatryczną. Na dowód tego stwierdzenia został zamieszczony przez matkę Ineczki cytat z jego oświadczeń skierowanych do coraz to nowszych, wyszukiwanych przez matkę dziewczynki Poradni Psychologiczno-Pedagogicznych i Psychiatrycznych. Cytat brzmiał tak: "Ja niżej podpisany nie wyrażam zgody na żadne konsultacje, sesje i badania (.......) bez mojej obecności." Czytał ten fragment swojego oświadczenia i zastanawiał się czego tu nie można zrozumieć. Przecież nie zakazał definitywnie tylko chciał uciąć opowieści matki przed lekarzami, które nie mogły być skonfrontowane z jego wersją no i już wiedział, że terapię dziecka w tym wieku prowadzi się skutecznie tylko przy udziale obydwojga rodziców. Hmm może trzeba było odwrotnie - nie zaczynać zaprzeczeniem tylko napisać, że się zgadza na badania i sesje ale tylko w jego obecności? Z drugiej strony co to za różnica?
A jednak, to zdanie pojawiło się w interpretacji matki dziecka jako jego kategoryczny zakaz udzielania pomocy psychiatryczno-psychologicznej jego córeczce.
W piśmie dostało się też jego żonie, która wg matki Ineczki jest przemocowa, oraz został przedstawiony zamieszczany publicznie widoczny grafik pracy jego firmy w okresie letnim jako argument, że nie będzie miał czasu na zajmowanie się dzieckiem. Ciekawe - pomyślał - przecież jestem szefem i mam pracowników. Ale matka Ineczki wiedziała lepiej? hmm a może inaczej? Może cały jej świat był z kategorii "Inaczej" i nie dopuszczała do świadomości faktu iż poza jej nienawiścią do ojca Ineczki może kiełkować coś takiego jak miłość wzajemna między ojcem a córką? A może u niej sposób patrzenia na ich relacje dyktowała niekoniecznie nienawiść, może to było to coś czego on się obawiał najbardziej gdyż myśląc o tym zaczynał się wtedy bać faktycznie o swoją córkę.
Koniec tygodnia upłynął mu zatem na odpisywaniu na pismo matki Ineczki.
Nadszedł następny poniedziałek. Czekał jak zwykle pod drzwiami salki w przedszkolu, które nagle się otwarły i wybiegła Ineczka, wołając: tatoo, tatusiu mam dla Ciebie prezent z okazji dnia taty! W ręku trzymała nazbierane tego dnia w ogródku przedszkolnym prawdziwe kwiatki oraz pewnie z pomocą opiekunki wykonane kwiatki z papieru. Piękne kwiatki córeczko, dziękuję! zawołał. Wtuliła się w niego, usłyszał: Koocham Cię Tato! Jesteś tylko moim tatą? Tak jestem tylko Twoim Tatą - odpowiedział wzruszony. (cdn.)
Czasem dopiero ból pozwala dostrzec pełnię tego co wcześniej uznawaliśmy za całość.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo