Wybory samorządowe są chyba najbardziej demokratycznymi wyborami w Polsce - wybieramy przedstawicieli swoich lokalnych społeczności, radnych do gmin, powiatów, województw i sejmików oraz włodarzy naszych "małych ojczyzn" wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Przyjęło się głosować patrząc na kolejnego kandydata a nie na partyjny szyld. Wybory samorządowe najbardziej dotykają nas samych, ponieważ decyzje wyborców wpływają na stan rzeczy w naszym najbliższym otoczeniu na pięć lat.
Pisząc ten tekst nie zamierzam rozwodzić się do samego końca nad specyfiką wyborów samorządowych.
Jestem zdania że każdy uprawniony do głosowania powinien wziąć w tych wyborach udział, choćby miał nawet i wrzucić tzw. głos nieważny (Byle nie wrzucać pustej karty!) np. zakreślając wszystkie miejsca na danej kartce. Wyborcy dzielą się na tych którzy mają już upatrzonych kandydatów i wiedzą na kogo zagłosują. Jest jeszcze druga grupa wyborców która dopiero kiedy otrzyma kartę do głosowania zastanawia się na kogo oddać głos. Jeszcze inni, być może ci najbardziej liczni? Ci którzy idą z obywatelskiego obowiązku ale np. zakreślają kilka głosów na jednej karcie, czyniąc swój głos nieważnym. Cóż..to też jest głos, ktoś nie widzi nikogo kto mógłby go właściwie reprezentować.
O czym by tu jeszcze wspomnieć...ah..tak...często przed wyborami, jeżdżąc komunikacją, idąc ulicą można czasami chcąc nie chcąc usłyszeć predyspozycje wyborcze ludzi. Jedni głosują na X drudzy na Y a trzeci jeszcze na Z. Mają swoje zdefiniowane w jakiś sposób poglądy. Jednak zdarzają się jeszcze ludzie, którzy głosują na kogoś (uwaga, historie autentyczne) "bo ma ładne oczy" lub też "Dobre nazwisko" albo "jest podobny do brata siostry mojego męża". Czy to jest nadal jakaś świadomość obywatelska? Z jednej strony ktoś w dobrej wierze idzie do wyborów, zadowolony że spełnił obywatelski obowiązek, z drugiej strony ten obowiązek wydaje się być rutyną, idzie bo no wybory są, no są wybory to trzeba iść, wrzuci tą kartę do tej urny wyborczej i do następnych wyborów nic go więcej nie obchodzi. W starożytnej Grecji tego typu ludzi - nieinteresujących się życiem publicznym swojej społeczności - nazywano "idiotes" (i nie ma to nic wspólnego z dzisiejszym "idiotą") idiotes był to ktoś kto według rozumienia ówczesnych był jednostką upośledzoną. Ten stan rzeczy jest po części spowodowany stanem obecnej sceny politycznej. Ludzie są znudzeni, w większości te same twarze, w większości te same hasła, te same gruszki na wierzbie i to samo...nic. Jednak przyjęło się też mówić że w demokracji klasa polityczna jest odbiciem społeczeństwa. W końcu ci ludzie skądś się wzięli.
Pozwolę sobie teraz zadać pytanie potencjalnym komentującym.:
Czy zgodzilibyście się na to, by każdy pełnoletni obywatel chcący głosować/brać udział w życiu publicznym powinien przejść swego rodzaju test który sprawdziłby jego świadomość, oraz wiedzę nt. mechanizmów?
Test taki byłby dostępny dla KAŻDEGO - żeby nikt mi nie zarzucił że chcę komuś odebrać prawo głosu - pełnoletniego obywatela. Dlaczego nieświadoma większość - nieświadoma z powodów różnych, własnej ignorancji lub niewiedzy, lub jakiegoś innego powodu - ma przeważać nad mniejszością świadomą? Wynik testu byłby wiążący dla wagi głosu lub możliwości zagłosowania. Oczywiście, raz niezdany test nie byłby skreśleniem na zawsze. Przecież zawsze można poprawić swój stan wiedzy - człowiek uczy się całe życie prawda? - Byłoby to z pożytkiem i dla zdającego i dla reszty ludzi.
Z tą notką i tym pytaniem - na które bardzo proszę o odpowiedź - kończę. Niedługo cisza wyborcza, wolni od agitacji przemyślmy wszyscy swoje decyzje wyborcze...będą wiążące na całe 5 lat a to kawał czasu...Pozdrawiam.
Bloger o poglądach konserwatywno-liberalnych. Pasjonat historii. Z serca i duszy Polak i Wielkopolanin. Anty-demokrata.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka