Marek Migalski Marek Migalski
3828
BLOG

Krwawe igrzyska samców alfa. Przy rechocie mediów.

Marek Migalski Marek Migalski Polityka Obserwuj notkę 39

Wczoraj zarząd krajowy PO podjął jednogłośnie decyzję o tym, że wybory na przewodniczącego partii powinny odbywać się nie tak, jak do tej pory, czyli na zjeździe, ale w głosowaniu powszechnym wszystkich członków Platformy. Dlaczego tak się stało? Bo życzył sobie tego Donald Tusk. Koniec, kropka. Gdyby szef ugrupowania wymyślił coś innego, zapewne także spotkałby się z jednomyślnością zarządu.

 

Ten przykład pokazuje, co się stało z dwoma największymi partiami (bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że podobne praktyki dotyczą także PiS). Te formacje, które jeszcze osiem lat temu, były symbolem odnowy i nadziei dla Polski, są obecnie prywatnymi folwarkami dwóch sadystów, którzy odnajdują radość w publicznym upokarzaniu swoich prawdziwych lub domniemanych krytyków wewnątrz swoich partii. Znęcają się nad nimi, wymyślają przemyślne sposoby ich ośmieszania i czołgania. Ci, którzy tego nie akceptują, są wyrzucani lub sami odchodzą. Przy rechocie zresztą części mediów i wyborców obu ugrupowań, którzy naśmiewają się z takich "mięczaków" i "wrażliwców", jako z tych, którzy skazują się na przegraną, którzy nie rozumieją, co to twarda polityka.

 

Tyle, że prawdziwa i twarda polityka nie ma nic wspólnego z tym festiwalem rytualnej przemocy, który fundują Polakom Kaczyński i Tusk. Na Zachodzie walki frakcyjne w partiach są codziennością, ale nie przybierają tak karykaturalnych wymiarów. Tam polityka nie polega na ciągłym udowadnianiu wszystkim, kto jest samcem alfa, ale na rozwiązywaniu - dzięki swojej wysokiej pozycji w partii i w aparacie państwowym - konkretnych problemów. Tam twardość udowadnia się rozwiązywaniem konkretnych problemów swoich wyborców. Tam politycy, którzy przegrywają w wewnętrznych bojach, są delegowani na inne odcinki, do innych zadań. Komplementuje się na ich i przesuwa tam, gdzie mogą partii (ale także państwu) służyć w inny sposób. Nie upokarza się ich publicznie, wiedząc jak bardzo psuje to obyczaje publiczne i - w efekcie - uderza w prawidłowość mechanizmów demokratycznych.

 

To wyjaławia partie z ludzi choć trochę podmiotowych, choć trochę mających własne zdanie, choć trochę twardych w okolicach kręgosłupa. Usuwani są przez zazdrosnych o swe wpływy liderów i zastępowani Brudzińskimi i Olszewskimi. To uderza w jakość partii i w jakość posłów. Zamiast Rokitów, Gowinów, Kowali czy – a niech tam – Migalskich, w ławach poselskich zasiadają „no-nejmy”, aparatczycy których jedynym celem jest wysługiwanie się szefowi i zapewnienie sobie reelekcji. To oddala nas od zachodnich standardów i obniża poziom uprawianej polityki.

 

Ale nad Wisłą publika, także dziennikarska, znajduje upodobanie w oglądaniu krwawych igrzysk. Klaszcze, zachęca do jeszcze większego okrucieństwa, wykpiwa pokonanych. Robi to, by zaraz potem narzekać, że cezarowie fundują nam tylko tanie widowiska, a na produkcję chleba już nie znajdują czasu. A po co owi tyrani mają to robić? Wszak wszystkim, i publice, i mediom, i komantatorom, te krwawe łaźnie wystarczają. Wszak wystarczy je urządzać, by być obwołanym mężem stanu i prawdziwie twardym politykiem. Wy, którzy jesteście zachwyceni tymi igrzyskami; wy, którzy nawołujecie do jeszcze większej ilości krwi - nie narzekajcie już nigdy na to, że po wyjściu w Colosseum na ulicach panuje smród, a w sklepach nie ma towarów. I nie narzekajcie także na to, że od czasu do czasu możecie dostać po głowie młotkiem od jakiegoś łotrzyka. Wszak lubicie przemoc, prawda?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (39)

Inne tematy w dziale Polityka