Platforma Nieobywatelska obiecała w ostatniej kampanii wyborczej, że tylko jej ekipa jest w stanie zapewnić Polsce 300 miliardów złotych z budżetu Unii na lata 2014-2020. I dziś, kiedy ma kłopoty ze spełnieniem tamtej obietnicy, próbuje znaleźć winnych swojej nieporadności i braku umiejętności poruszania się po salonach unijnych. Winnymi – jak zwykle – muszą okazać się pisowcy. W połączeniu z pjnowcami.
Platformersi przekonują – największym wrogiem dużego budżetu jest Wielka Brytania, a PiS i PJN są w Parlamencie Europejskim w jednej grupie politycznej z torysami, więc jeśli nie przekonają Davida Camerona do zmiany swojej postawy, to właśnie Kowal i Kaczyński będą winni tego, że Platforma nie spełni swojej obietnicy wyborczej. Mam więc do tej strategii trzy uwagi.
Po pierwsze – trzeba więc było w czasie kampanii wyborczej zaprosić do swoich reklamówek Kaczyńskiego i Kowala i powiedzieć – „Bez tych polityków nasze obietnice są nic nie warte. Tylko oni mogą zapewnić Polsce 300 miliardów złotych. Tylko oni potrafią poruszać się na unijnych salonach”. Więc w następnej kampanii nie zapomnijcie o nas, drodzy koledzy z PO. Zamiast umieszczać w swoich spotach komisarza Lewandowskiego (który zresztą nazwał te reklamówki głupimi) i przewodniczącego Buzka, poproście szefów PJN i PiS, żeby w waszym imieniu zobowiązali się, że coś dobrego zrobią dla Polski, bo wy sobie nie dajecie rady. W imieniu Kowala zapewniam, że za występ w waszych spotach nie weźmiemy kasy – ewentualnie przeznaczymy ją na doszkalanie was, jak się pewne rzeczy załatwia w europejskich gabinetach.
Po drugie – obiecujemy, że przekonamy naszych partnerów z ECR w PE, żeby nie wetowali budżetu, jak tylko PO przekona w EPP swoich niemieckich sojuszników, żeby odkopali Nordstream i przestali robić deale z Putinem i Rosją. Jak już tak bardzo na siebie naciskamy i wymagamy od siebie wpływu na naszych koalicjantów w PE, to chyba również moglibyśmy wymagać, by do grudnia Tusk załatwił z Merkel sprawę Muzeum Wypędzonych, kwestie poszanowania praw mniejszości polskiej w Niemczech i kilka innych szczegółów. Inaczej uznamy, że koledzy z PO są winni II wojnie światowej i właściwie to oni ją wywołali.
Po trzecie – dam za darmo radę kolegom z PO: zamiast krytykować Camerona, uczcie się od niego walki o interesy narodowe. Zapewne na jego miejscu oddalibyście rabat, przyjęlibyście euro i wstąpili do Schengen, ale on postępuje inaczej. Wiecie dlaczego? Bo robi to, co uważa, za dobre dla swojego kraju i gdzieś ma opinie o sobie w Niemczech czy Francji (a już zwłaszcza w Polsce). Bo postępuje tak, jak obiecał w kampanii wyborczej. Bo słucha tego, co jego wyborcy i obywatele Albionu sobie życzą, a nie tego, czego życzyliby sobie brukselscy urzędnicy. Bo nie rozgląda się za robotą w Unii. Bo jest przekonany do swoich racji i będzie o nie walczył do końca. Bo dba o interesy swojego kraju, a nie o zadowolenie Angeli. Wiem, że trudno wam uwierzyć, że właśnie takimi motywami będzie się kierował podczas negocjacji nad przyszłym budżetem Unii, ale uwierzcie mi na słowo – tak też prowadzi się politykę. Naprawdę!
A na koniec, żeby pisowcom nie było tak miło, że nagle się znowu znaleźliśmy w jednym obozie, mam pytanie właśnie do nich – czy 67 to jest więcej niż 70, czy niej? Mniej? Może w tej głupiej matematyce, ale nie na Nowogrodzkiej. Otóż były szef sztabu PiS, niejaki Poręba (wiem, wiem – nie macie pojęcia o kogo chodzi, ale nie martwcie się: mało kto jest w stanie zapamiętać kto zacz, a już zupełnie nikt nie jest w stanie sobie przypomnieć jakiejkolwiek rzeczy, którą ten geniusz kiedykolwiek wypowiedział) stwierdził, że 67 miliardy euro, wynegocjowane przez PiS to…więcej, niż 70 miliardów, które może wynegocjować PO. Nie wierzycie? No to sprawdzicie http://wpolityce.pl/dzienniki/dziennik-tomasza-poreby/38826-niestety-dzis-zamiast-o-80-mowi-sie-o-okolo-70-mld-euro-czyli-kwocie-mniejszej-od-sumy-ktora-uzyskal-na-lata-2007-2013-rzad-pis
A ja mam pytanie – jak określa się ten typ upośledzenia, który nie pozwala policzyć poprawnie do stu?
Inne tematy w dziale Polityka