Gdybym byl poslem do polskiego Sejmu, przyszedlbym wczoraj do pracy I wzial udzial w zaprzysiezeniu Bronislawa Komorowskiego. Jesli trzeba by bylo wstac – wstalbym. Jesli trzeba by bylo klaskac – klaskalbym. Nie dlatego, ze to bedzie dobry prezydent, bo nie bedzie (I ze wzgledow osobistych I politycznych). To bedzie zla prezydentura I to beda stracone lata dla Polski.
Ale przyszedlbym na te uroczystosc po to, by oddac czesc Prezydentowi RP. Wybranemu – nota bene – w demokratycznych wyborach. Przyszedlbym, by uszanowac decyzje wiekszosci swojego narodu, z ktora to decyzja – by byla jasnosc – gleboko sie nie zgadzam. Przyszedlbym takze koniunkturalnie - po to, by nie dawac naszym politycznym przeciwinikom amunicji do ich karabinow, z ktorych codziennie do nas strzelaja.
Przyszedlbym nie dlatego, ze Bronislaw Komorowski mial lepsza kampanie I dlatego wygral. Wszyscy wiedza, ze mial gorsza, ale owa kampania wygladala tak, ze oni biegli na 100 metrow, a my na 200 metrow z przeszkodami. Punkt wyjscia byl zupelnie inny, gorszy dla nas. A mimo tego z kazda sekunda odrabialismy kolejne metry I przegralismy o wlos. Dzisiaj robimy wszystko, by kolejny bieg rozpoczac z jeszcze wieksza poczatkowa przewaga naszych rywali z PO. I takze dlatego przyszedlbym wczoraj do Sejmu I klaskal.
Inne tematy w dziale Polityka