Minął nam już rok w małżeństwie. Może jestem zbyt pewna siebie, myśląc, że daje mi to podstawy do powiedzenia, jak to w małżeństwie jest. Na pewno ci, którzy mają dłuższy staż, 5, 10, 25 lat wiedzą o tym więcej, mogą mówić dłużej i udzielać mądrzejszych rad. A może ich życie już nauczyło, że nie znają się na niczym na tyle, żeby udzielać rad ;). Ja z resztą nikogo pouczać nie zamierzam. Ot, chciałabym tylko Wam opowiedzieć, jak to jest w małżeństwie. Z mojego punktu widzenia.
* * *
Pamiętam taką rozmowę ze szkolnej ławki, to było w liceum. Chyba nawet na jakiejś luźniejszej lekcji, a może na spokojniejszej przerwie wynikł temat zaangażowania obywatelskiego czy praw kobiet, wyzwolenia i uprawnienia do głosowania. Wtedy jeszcze nie miałam tak ostrych poglądów na ten temat jak teraz (które, w dużym skrócie, można by nazwać skrajnie antyfeministycznymi), ale już miałam wykształtowaną w tym temacie swoją postawę. Spomiędzy koleżanek zachwyconych, że mogą głosować, kandydować, samostanowić i działać lokalnie oraz państwowo wybił się mój głos, gdy stwierdziłam spokojnie, że ja chcę w przyszłości pytać męża, jak mam głosować w wyborach i faktycznie iść za jego radą. Byliśmy nastolatkami u progu pełnoletności, dorosłość malowała się przed nami wyraźniej niż wybór powołania. Koleżanki zatchnęło z niedowierzania i szoku, ale ktoś zareagował szybko, pytając mnie, kogo niby zamierzam pytać w następnych wyborach, bo męża chyba tak szybko nie znajdę. Odpowiedziałam spokojnie, że teraz pytam ojca. Tu padło pytanie, czy ja nie mam swojego zdania? Może po prostu nie wiem, jak głosować? Owszem, mam swoje zdanie, w rodzinie dyskutujemy na wszystkie tematy i swoje myślę także o aktualnej sytuacji społecznej oraz politycznej. Może nie jestem w tym mocna za bardzo, ale jakąś opinię mam. No to skoro mam swoją opinię, to czemu mam głosować, jak mi inni powiedzą? A jeśli mój mąż będzie głupi i będzie mi kazał bzdury zaznaczać? Na to odrzekłam, że chyba się nie spodziewają, że na męża - najważniejszą osobę w moim życiu, drugą po Bogu - wybiorę głupiego przedstawiciela męskiego rodu. Jeśli mam choć trochę rozumu, to w tym wyborze na pewno się on objawi. A jeśli mój mąż będzie mądry, bo takiego szukam, to dlaczego mam mu nie ufać i nie zaznaczać tak, jak on mi powie? Wierzę też, że mój mąż w przyszłości będzie ze mną rozmawiał i moją opinię weźmie pod uwagę. A potem zdecyduje, jak wspólnie głosujemy. Podobnie, jak teraz ufam ojcu, zamierzam w przyszłości ufać mężowi. Mówić z nim jednym głosem, szczególnie w tak ważnej sprawie, jak głosowanie w sprawach decydujących dla Polski.
Koledzy i koleżanki zamilkli. A może zadzwonił dzwonek i uciął rozmowę. Dość, że nie mieli więcej pytań. Nikt też nie był przesadnie przekonany moją argumentacją. Ale moja postawa została zapamiętana - wiem o tym, bo zdarzyło się po latach, że niektórzy to wspominali. Na pewno bardzo wyróżniałam się na tle klasy, może szkoły, może nastolatek w ogólności. Mówiłam to wszystko bardzo serio.
* * *
Mijały lata. Okazało się, że znaleźć mądrego i myślącego kandydata na męża nie jest łatwo. Na pewno okazało się to trudniejsze, niż postawienie krzyżyka w okienku i wrzucenie kartki do urny. "Przejechałam się" w życiu najpierw na jednym, potem drugim chłopaku. Następnie straciłam nadzieję, że znajdę kogokolwiek, kto ma zdanie podobne do mojego, kto myśli i wierzy. I jeszcze przy tym wszystkim zainteresowałby się mną. Zwątpiłam i przewidywałam życie samotne i smutne. Wiedziałam, że nie będę mogła wiecznie opierać się na ojcu, ale mam braci i wierzyłam, że w razie czego zawsze będę miała do kogo pójść po radę, mimo wszystko.
* * *
Znajomość z moim mężem zaczęła się i stopniowo rozwijała przez rozmowy na messengerze. Najpierw przekomarzanki słowne, polegające na złośliwych lub abstrakcyjnych żartach. Później neutralne rozmowy o tym, co tam u nas. Z czasem gadało nam się tak dobrze, że zaczęliśmy poruszać coraz bardziej osobiste, nieraz głębokie i poważne tematy. Temat zaangażowania społecznego i politycznego też wynikł w którymś momencie, tym bardziej, że mój mąż wówczas kandydował i był radnym dzielnicy w swoim mieście. Kiedy przedstawiłam mu moje podejście do sprawy, był bardzo zaskoczony. Powiedział, że pierwszy raz ma do czynienia z kobietą, która jest gotowa oddać wyrażanie swojego zdania i oprzeć się na decyzji męża w takich sprawach. Z jego doświadczenia wynikało, że to się nie zdarza.
Po długim czasie, już w małżeństwie, powiedział mi, że zrobiło to na nim ogromne wrażenie. Szczególnie, gdy zdał sobie sprawę, że to właśnie jemu chcę tak ufać: że bardzo wzmocniło to poczucie jego wartości, odpowiedzialności. I zmusiło do naprawdę poważnego podchodzenia do spraw, w których trzeba podejmować wiążące decyzje. Nie tylko w tej dziedzinie, ale także w innych, w których dzieje się nasze wspólne życie. Bo to dotyczy każdego tematu: nawet jeśli coś po swojemu uważam, zawsze staram się zrobić krok w tył i męża pytam o jego zdanie. I to, co on powie, obowiązuje, nawet gdybym nie do końca się z tym zgadzała. Moja rola polega na tym, żeby się nie wykłócać i uszanować jego decyzję, choćby była inna od mojej (ale tak bywa bardzo rzadko). On niesie na sobie ciężar odpowiedzialności. Ja mogę mu w tym pomagać, ale nie mogę go wyręczać. Bo kiedy on tę odpowiedzialność podejmuje, staje się stuprocentowym mężczyzną, mężem, a już zaraz - także ojcem. Przywódcą i obrońcą. Sam ze sobą czuje się z tym lepiej. A ja widzę, jak "rośnie", jak się rozwija w swojej roli i ile mu to daje satysfakcji. Naprawdę, moje drobne ustępstwa są bardzo warte takich efektów.
Poza tym mój mąż mnie słucha i moja opinia ma dla niego znaczenie. Lubi powtarzać, że jestem mądra, a jedyne, co we mnie by zmienił, to zbyt niskie poczucie własnej wartości ;). Rozmawiamy na wszystkie tematy i wiemy, co o czym uważamy. Nie ma spraw, w których nasze zdania byłyby zupełnie inne. Może mi nie uwierzycie, ale przez ten rok... A doliczając narzeczeństwo, to półtora roku... ani razu się nie pokłóciliśmy. I żadna w tym moja zasługa, "bo charakter to ja mam paskudny", nieraz w życie toczyłam kłótnie wielkie w wieloma osobami. Ale z moim mężem działa rozmawianie. I wystarcza! Było kilka sytuacji, gdy było nam przykro, gdy coś zabolało, gdy spiętrzyły się trudne sprawy. Jednak udało się każdą z nich załatwić rozmową. I przytuleniem, oczywiście :). Nic nie pomaga tak, jak porządny przytulas...
Widać już chyba, na czym budujemy nasz związek. Bóg, wiara, pełne zaufanie, rozmowa, czułość. To zapewne nie są wszystkie składowe naszego porozumienia... gwoli ścisłości należałoby dodać, że się sobie wzajemnie szalenie podobamy i mimo upływu czasu to jakoś nie mija ;). Chemia musi być! :) Czasami się zastanawiam, jak to wszystko się zmieni, kiedy pojawi się dzidzia. Bardzo chciałabym nie popełnić błędu i nie stracić w tym momencie z oczu mojego męża. Widzę też, jak bardzo on mnie wspiera w czasie ciąży, jak przeżywa to razem ze mną, po swojemu się przygotowuje i wiem, że będzie ze mną w najtrudniejszych momentach. Zdaję sobie sprawę, że po prostu mam najlepszego męża na świecie!
To wszystko nie wzięło się znikąd. Każde z nas ma za sobą trudną historię i przejścia, które nas przenicowały, rozłożyły na łopatki i rzuciły na dno. I każde z nas ma doświadczenie, że z tego dna podnosi tylko ręka Boża. Oczywiście, Bóg posługuje się przy tym wieloma środkami - Słowem, innymi ludźmi wokół, kolejnymi wydarzeniami, które mogą podnieść. Ale bez oparcia się na Nim po prostu nic by nie było ani ze mnie, ani z mojego męża, ani tym bardziej nie byłoby nas razem.
A teraz czekamy na kolejny cudowny owoc tej historii, na naszą córeczkę i to czekanie wypełnia nas wciąż od nowa radością, wiarą, nadzieją i miłością.
Niech to trwa, niech to trwa!
30-latka z rodziny wielodzietnej, z otwartym umysłem i sercem, magister Nauk o rodzinie z licencjatem z jęz. niemieckiego. Żona, matka córeczki.
Mam stały światopogląd i konserwatywne zasady. Interesuję się pisaniem różnych dziwnych rzeczy, w tym pamiętnika, wierszy, piosenek i opowiadań; uwielbiam rysować i śpiewać. Od nostalgii ratuje mnie wrodzony rozsądek i poczucie humoru.
Kontakt: na FB do wyszukania też pod nickiem
by Katrine
***
My jesteśmy prawdziwe damy, bo przy jedzeniu nie mlaskamy, grzecznie dygamy i się słuchamy mamy
Nic nie wiemy, nic nie znamy
za to ładnie wyglądamy
Kiedy trzeba zrobić dyg
My zrobimy go jak nikt
Na sukienkach żadnej plamy
Przy jedzeniu nie mlaskamy
Dama z damą, ty i ja
Mama z nas pociechę ma
Dama mamie nie nakłamie
Wierszyk powie, zna na pamięć
Dama grzeczna jest jak nikt
No i pięknie robi dyg
***
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
Na klombach mych myśli sadzone za młodu
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.
Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
(Kazimierz Wierzyński)
***
Każdy twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże
Wszak tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj
Co postanowisz niech się ziści
Niechaj się wola twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy Panie
(N. Tenenbaum, J. Kaczmarski "Modlitwa o wschodzie słońca")
***
Śnić sen, najpiękniejszy ze snów,
Iść w bój, w imię cierpień i krzywd
I nieść ciężar swój ponad siły,
Iść tam, gdzie nie dotarłby nikt.
To nic, że mocniejszy jest wróg,
Że twierdz obległ setki i miast,
Lecz bić, bić się aż do mogiły.
Iść wciąż, aby sięgnąć do gwiazd
To jest mój cel - dosięgnąć chcę gwiazd,
Choć tak beznadziejnie daleki ich blask.
By zdobyć swój cel i do piekła bym mógł
Pod sztandarem swym iść,
Gdyby chciał w tym dopomóc mi Bóg!
Właśnie to posłannictwa jest sens,
Więc ślubuję tu dziś
Mężnym być i nie skalać się łzą,
Gdy na śmierć przyjdzie iść.
I nasz świat lepszy stanie się, niż
Dawniej był, nim rycerski swój kask
Wdział i ten, co ślubował niezłomnie
Wciąż iść, aby sięgnąć do gwiazd!
The Impossible Dream, Joe Darion
THE VERY BEST OF
Bajka. Co się wydarzyło pod sklepem z lampami - bajka dziewczynce Kasi i dżinie Flinie
Coś głupiego (o studiach) - o wierze w siebie
O III urodzinach Salonu24
Sierotka Mida na wakacjach - o wakacyjnych wojażach
Bajka wakacyjna - o elfach
Walcząc w słusznej sprawie - o moich poglądach
Przypomina Ciebie mi... Część 5. Pola, las i droga
Niejasne bajdurzenie o dorosłości
Matura. Krótkie studium poznawcze
Pasja odkrywania - wspomnienia z dzieciństwa
Wierszyk. Dla odmiany - o królewnie
Przypomina Ciebie mi... Część 4. Wiatr
O moim pisaniu - właśnie
Naiwna. Głupia - o zaufaniu
Przypomina Ciebie mi... Część 2. Osiemnastka
Przypomina Ciebie mi... Część 1. Dom. Rodzina
Urok staroci - tylko koni żal... - o domu na wsi. Wspomnienia
Dni Powstania - Warszawa 1944 - o wystawie
Kraków inaczej - o wyprawie do Krakowa
"Tam skarb Twój..." - o domu na wsi. Przyjazd
Oto właśnie ta Noc - o Passze
Historia pewnego cudu - o moich narodzinach
Okruchy życia - o mnie
Starsza Siostra - o siostrze :)
Uwielbiam wiatr w każdej postaci - o wietrze. Wiersz
Pamiętnik - po co to właściwie? - o pamiętniku
Zagiąć psora - o nauczycielach
Zwykła ludzka życzliwość - o ludziach
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo