Zawsze uważałam, że dorosłość jest przereklamowana.
Od momentu, kiedy sobie wymyśliłam, że jestem już duża, zarabiam, mogę się utrzymać i nie powinnam wisieć rodzicom nad głową, a więc wyprowadziłam się z domu, życie pokazuje mi dosadnie, iż - miałam rację. Dorosłość jest... do niczego.
Na co dzień może nie przeszkadza tak bardzo. Życie się jakoś układa. Urządza się swoją przestrzeń, swój czas. Są zadania do wykonania, są rzeczy konieczne do załatwienia, są jakieś zajęcia w ramach relaksu, wreszcie kiedyś trzeba spać i życie jakoś mija, godzina po godzinie, z obowiązku na obowiązek, w pędzie i stresie.
A potem przychodzi weekend, trzeba wpaść do siebie, trochę posprzątać i wreszcie pobyć w mieszkaniu.
I w taki dzień, w piątek wieczorem, między odkurzaniem a zmywaniem, psuje się pralka i zamiera z twoim praniem w środku. Bęben zablokowany, nie daje się poruszyć, niczego nie możesz wyjąć. Co robisz?
...
Ja zadzwoniłam do taty. Cóż, samodzielność przegrała, moja dorosłość mnie przerosła i trzeba było szukać ratunku u bohatera. Ale nawet tata nie mógł dużo poradzić. Następnego dnia była I Komunia Święta mojej małej siostrzenicy. Musieliśmy na niej być, ja jeszcze do tego pomagałam w przygotowaniach, nie mogłam szukać gorliwego mechanika, który by mi rozpruł pralkę w weekend. I tak pranie stało i gniło do niedzieli, kiedy to tata przyjechał i, wyczytawszy tę sugestię w rosyjskiej instrukcji technicznej (polska była w internecie niedostępna), odblokował uszczelkę w bębnie. Niczego nie udało się wyjąć, ale chociaż pranie zaczęło oddychać. A w poniedziałek zaczęłam wykręcać od rana do kolejnych speców...
Udało mi się umówić pana. Miał być o 17.00. Odwołałam swoje zajęcia popołudniowe, przyszłam z pracy i czekam. Pan pojawił się nieco przed 20.00. Załamał ręce, mimo że ostrzegałam, iż sytuacja będzie trudna. Otóż nie wiem, kto urządzał tę łazienkę, ale był naprawdę... nierozsądny, powiedzmy eufemistycznie. Pralka wciśnięta jest w kąt między prysznicem a umywalką. Żeby ją wyjąć i cokolwiek obejrzeć, sprawdzić, naprawić, trzeba zdjąć ze ściany umywalkę ORAZ odkręcić zawory, bo pralkę da się wysunąć tylko tuż przy ścianie. Pan był bardzo zdenerwowany, aż dziwiłam się, że nie słyszę rzucania mięsem, ale nie miał wyjścia. Poziom emocji wzrósł, gdy po zakręceniu wody z rury zaczęło ciec. Usłyszałam, że trzeba umawiać ze wspólnotą mieszkaniową hydraulika, który zakręci wodę w pionie całego budynku i struchlałam. Na szczęście telefon do właściciela mieszkania załatwił sprawę. Pan majster, nadal wzburzony, coś tam pogadał, pogmerał, wyciągnął pralkę, porozkręcał i potwierdził naszą diagnozę postawioną "na oko". Bęben otworzył się w trakcie prania w pozycji w dół. Nie mógł drgnąć. Dowiedziałam się jednak, że nie była to moja wina, bo pralka miała całkiem poluzowane amortyzatory i mogło to spotkać każdego, kwestia czasu. Trafiło na mnie... Pranie lekko woniejące wyciągnęłam z trzewi złej pralki. Całkiem nie zgniło. Pan złożył pralkę, wystawił na korytarz, zainkasował i poszedł, zostawiwszy mnie z rozbebeszoną łazienką, bez umywalki, z zakręconą wodą. Co miałam robić - pojechałam do rodziców, ratować resztki mego czarnego prania detergentem i octem...
Szczęście w nieszczęściu, okazało się, że naprawa tego złomu byłaby zbyt kosztowna i nieopłacalna, właściciel zdecydował się natychmiast kupić nową pralkę. W trybie pilnym miała ona przyjść następnego dnia...
Moja współlokatorka w tym wszystkim nie odzywała się do mnie ani słowem. Zostałam pozostawiona w sytuacji "twoja wina, radź sobie". Zatem następnego dnia odwołałam popołudniowe zajęcia i czekałam na panów z nową pralką... Przyjechali, a jakże. Ustawili. Zirytowali się, że muszę wpychać pralkę w bezsensowny kąt. Ale ogólnie byli bardzo sympatyczni. Spojrzeli na umywalkę, uznali, że nie mają czasu ani narzędzi do takiej roboty i zostawili mnie z rozbebeszoną łazienką, zakręconą wodą... Za to z nową pralką. Zabrali starą, ufff.
Cóż miałam robić, zadzwoniłam do taty...
Obiecał przyjechać i powiesić mi tę umywalkę. Tyle że on też miał trudny dzień, mnóstwo załatwiania spraw, jeżdżenia po mieście i tak dalej. Powiedział, że może następnego dnia rano. I w tym momencie z łazienki wyłoniła się moja współlokatorka: "tu się leje woda. Ja już nie mam siły". Oświadczyła i zniknęła w czeluściach swego pokoju. Jak to się leje, przecież jest zakręcona??? Cóż... Panom od nowej pralki coś się odkręciło. Z rury faktycznie ciekło, niezbyt może mocno, za to stale. Współlokatorka nie miała już siły na to, a ja miałam mieć? To był moment, w którym usiadłam na toalecie i zaczęłam płakać.
Wymyśliłam, żeby ściągnąć brata, skoro tata nie ma możliwości przyjechać. Ale brat musiałby zakupić narzędzia w Castoramie i przejechać pół miasta. Dotarłby po dwóch godzinach, może niecałych... A mi się woda leje...
Koniec końców tata, słysząc przez telefon, że wpadłam w histerię, kazał mi podstawić wiaderko, wylewać jak się napełni i podstawiać znowu i znowu. Oraz nie histeryzować. Przyspieszył swoje sprawy, przyjechał, założył umywalkę, ale co się przy tym namęczył, nadenerwował i nazastanawiał... Odkrył dużo wad w instalacji w łazience, uprzedził mnie, że jest co sporo miejsc, w których może znienacka coś pęknąć, puścić i zalać łazienkę. Nawet nie miałam siły się tym przejmować. Pełna wdzięczności za pralkę, umywalkę i poskładanie łazienki w całość chodziłam, sprzątałam i śpiewałam. Pod nosem, bo była już 23.00.
Uważam, że dorosłość i niezależność są do niczego. Nie chcę żadnego równouprawnienia. Chcę faceta, który będzie walczył ze zbuntowanymi sprzętami, będzie wiedział, co się stało, naprawiał albo sam szukał fachowców. Ja się do tego nie nadaję. Nie chcę. Nigdy więcej.
Tylko czemu moje życie tego nie rozumie?
Dzięki Bogu za tatę i braci, za majstra, który może nie był specjalistą wysokiej klasy, ale uratował co trzeba, za panów od nowej pralki, za właściciela z gestem też. Bądź bohaterem... w domu dwóch nieporadnych kobit!
30-latka z rodziny wielodzietnej, z otwartym umysłem i sercem, magister Nauk o rodzinie z licencjatem z jęz. niemieckiego. Żona, matka córeczki.
Mam stały światopogląd i konserwatywne zasady. Interesuję się pisaniem różnych dziwnych rzeczy, w tym pamiętnika, wierszy, piosenek i opowiadań; uwielbiam rysować i śpiewać. Od nostalgii ratuje mnie wrodzony rozsądek i poczucie humoru.
Kontakt: na FB do wyszukania też pod nickiem
by Katrine
***
My jesteśmy prawdziwe damy, bo przy jedzeniu nie mlaskamy, grzecznie dygamy i się słuchamy mamy
Nic nie wiemy, nic nie znamy
za to ładnie wyglądamy
Kiedy trzeba zrobić dyg
My zrobimy go jak nikt
Na sukienkach żadnej plamy
Przy jedzeniu nie mlaskamy
Dama z damą, ty i ja
Mama z nas pociechę ma
Dama mamie nie nakłamie
Wierszyk powie, zna na pamięć
Dama grzeczna jest jak nikt
No i pięknie robi dyg
***
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
Na klombach mych myśli sadzone za młodu
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.
Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
(Kazimierz Wierzyński)
***
Każdy twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże
Wszak tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj
Co postanowisz niech się ziści
Niechaj się wola twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy Panie
(N. Tenenbaum, J. Kaczmarski "Modlitwa o wschodzie słońca")
***
Śnić sen, najpiękniejszy ze snów,
Iść w bój, w imię cierpień i krzywd
I nieść ciężar swój ponad siły,
Iść tam, gdzie nie dotarłby nikt.
To nic, że mocniejszy jest wróg,
Że twierdz obległ setki i miast,
Lecz bić, bić się aż do mogiły.
Iść wciąż, aby sięgnąć do gwiazd
To jest mój cel - dosięgnąć chcę gwiazd,
Choć tak beznadziejnie daleki ich blask.
By zdobyć swój cel i do piekła bym mógł
Pod sztandarem swym iść,
Gdyby chciał w tym dopomóc mi Bóg!
Właśnie to posłannictwa jest sens,
Więc ślubuję tu dziś
Mężnym być i nie skalać się łzą,
Gdy na śmierć przyjdzie iść.
I nasz świat lepszy stanie się, niż
Dawniej był, nim rycerski swój kask
Wdział i ten, co ślubował niezłomnie
Wciąż iść, aby sięgnąć do gwiazd!
The Impossible Dream, Joe Darion
THE VERY BEST OF
Bajka. Co się wydarzyło pod sklepem z lampami - bajka dziewczynce Kasi i dżinie Flinie
Coś głupiego (o studiach) - o wierze w siebie
O III urodzinach Salonu24
Sierotka Mida na wakacjach - o wakacyjnych wojażach
Bajka wakacyjna - o elfach
Walcząc w słusznej sprawie - o moich poglądach
Przypomina Ciebie mi... Część 5. Pola, las i droga
Niejasne bajdurzenie o dorosłości
Matura. Krótkie studium poznawcze
Pasja odkrywania - wspomnienia z dzieciństwa
Wierszyk. Dla odmiany - o królewnie
Przypomina Ciebie mi... Część 4. Wiatr
O moim pisaniu - właśnie
Naiwna. Głupia - o zaufaniu
Przypomina Ciebie mi... Część 2. Osiemnastka
Przypomina Ciebie mi... Część 1. Dom. Rodzina
Urok staroci - tylko koni żal... - o domu na wsi. Wspomnienia
Dni Powstania - Warszawa 1944 - o wystawie
Kraków inaczej - o wyprawie do Krakowa
"Tam skarb Twój..." - o domu na wsi. Przyjazd
Oto właśnie ta Noc - o Passze
Historia pewnego cudu - o moich narodzinach
Okruchy życia - o mnie
Starsza Siostra - o siostrze :)
Uwielbiam wiatr w każdej postaci - o wietrze. Wiersz
Pamiętnik - po co to właściwie? - o pamiętniku
Zagiąć psora - o nauczycielach
Zwykła ludzka życzliwość - o ludziach
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości