Miałam wrócić do regularnego prowadzenia bloga. Planowałam wpis raz na tydzień, no może co dwa tygodnie. Oto widać, jak mi to wyszło. Życie rewiduje "pomysły". Moje pokazało mi, że czas wolny potrzebny na skupienie myśli i ułożenie tekstu, wyszlifowanie go i opublikowanie to luksus, na który mnie nie stać.
Nawet nie dlatego, że "nie mam czasu". Ten by się znalazł. Ale w owym czasie, po pracy jednej, drugiej i milionie innnych aktywności, nie mam już siły. Codzienna praca z dziećmi, chociaż nie moimi własnymi, jest jednak wyczerpująca. Nerwy ciągle w pogotowiu, stała czujność, konieczność sypania pomysłami na zabawę jak z rękawa oraz nieustanne rozwiązywanie sporów, wszystko to sprawia, że wracam do domu i nie jestem w stanie spójnie, twórczo myśleć. A kiedy już trochę się "zresetuję", robi się późny wieczór, opadam fizycznie z sił, a poza tym robię coś innego. Próbuję ogarnąć dom, przygotowuję posiłek, sprzątam nieco (zawsze za mało). Poza tym wychodzi na to, że ciągle ktoś mnie potrzebuje, o coś prosi. Od kiedy są wakacje i nie mam zajęć popołudniowych (czyli powinnam się nudzić, siedząc i nic nie robiąc), praktycznie nie ma mnie w domu. Sama nie wiem, jak to się dzieje. Latam po całym mieście i ciągle komuś w czymś pomagam. Nie czuję się tym obciążona, właściwie dobrze mi z tym, że jestem pożyteczna i nie mam czasu na depresyjną bezczynność w domu. Ale pisanie przez to leży odłogiem. Mam w głowie plan na co najmniej cztery teksty, mam materiał na fantastyczny reportaż, tylko siadać i pisać, tylko... kiedy?
Zatem teraz, kiedy strasze dziewczynki pojechały do babci i mam pod opieką tylko Najmłodszą, która jest dzieckiem idealnym -- leży sobie i śpi albo się gapi w okno, chwilami gaworząc i śmiejąc się od ucha do ucha -- wykorzystuję okazję i zasiadam do pisania. O!
* * *
To był naprawdę piękny bal.
I ja w sukience jak we mgle.
Tyle dziewcząt innych znał
A wybrał właśnie mnie.
I potem tylko na mnie patrzył.
(z musicalu Metro)
Pierwszy raz usłyszałam tę piosenkę na weselu mojego brata, 9 lat temu. Siostra i przyjaciółki mej bratowej wybrały ją do przedstawienia, które przygotowały w formie prezentu dla państwa młodych i przerywnika artystycznego. Byłam zachwycona. Słuchałam tego tekstu z zapartym tchem. To marzenie było we mnie boleśnie żywe. Wesele po weselu, impreza po imprezie, byłam tylko tą szarą myszką zgubioną w tłumie, której nikt nie dostrzegał. Zapisałam sobie wtedy te słowa, które najbardziej mnie dotknęły, które tak mocno opisywały moje życie: Znów zwykły zrobię błąd,
na swe złudzenia stracę czas.
Nie minęło dużo czasu, gdy poznałam cały musical, byłam na nim w teatrze Buffo trzy razy, zakochałam się nieszczęśliwie też ze trzy razy i nauczyłam się tej piosenki na pamięć. Bardzo mnie podtrzymywała na duchu: Lecz chcę dalej iść pod prąd i wciąż szukać trudnych tras. Czas już otrzeć łzy, nie będzie źle, musi lepiej być. Przecież teraz tę szansę mam. Może właśnie wygram dziś? Nadal jednak marzenie o byciu Kopciuszkiem choć raz pozostawało niespełnione. Kiedy w końcu ktoś się mną zainteresował, historia ta wyglądała jak odbicie marzenia w krzywym zwierciadle. Wyszłam z tego mocno zraniona. Nie wierzyłam, że ktokolwiek mnie dostrzeże, doceni i wybierze. To się zdarzało innym, nie mi.
* * *
Mojego chłopaka poznałam dwa lata temu. Ta historia jest niesamowita i kiedyś ją opowiem, ale czekam jeszcze na jej Happy End ;). I chociaż nasza znajomość rozwijała się w niesamowitym tempie i od początku dobrze zapowiadała, to jakoś nie mieliśmy nigdy okazji gdzieś się wybrać. On mieszka poza Warszawą. Widywaliśmy się w weekendy, ja przyjeżdżałam do niego albo on do mnie. On jako spokojny człowiek nie biega na imprezy, ja za to przyjęcia rodzinne i inne miałam albo w piątki (zanim przyjechał) albo w niedziele po południu, kiedy musiał już wracać do domu i szykować do pracy w poniedziałek. Jakoś się nam nie układało z tymi wspólnymi wyjściami.
Aż w końcu przyjaciel zaprosił go na wesele, z osobą towarzyszącą, którą okazałam się być ja. Z wszelkimi honorami: przyszedł z narzeczoną rozmawialiśmy pół godziny, wypiliśmy herbatę. Przyszłą pannę młodą polubiłam od razu. Niezwykle sympatyczna i śliczna dziewczyna. Zaproszenie odłożyliśmy na półkę. Było jeszcze tyle czasu...
* * *
Zaczęłam się szykować jakieś dwa tygodnie przed datą ślubu i wesela. Miałam dziwne (jak na mnie) przekonanie, że muszę zrobić ze sobą wszystko, co tylko się da, dopracować każdy szczegół. Po prostu musiałam pokazać, że ja też umiem wyglądać. Dawno nie miałam okazji, żeby się wyszykować, więc tym razem postanowiłam dać z siebie wszystko.
Szczerze mówiąc, łatwiej byłoby mieć pod ręką Wróżkę Chrzestną. Bibidi bobidi bum i gotowa oszałamiająca kreacja, fryzura oraz szklane pantofelki. A ile ja musiałam się nałazić, starać, zabiegać...
Zaczęłam od sukienki. Wyruszyłyśmy na polowanie z siostrą, która w każdym z odwiedzonych sklepów mówiła, że chce mnie ubrać jak Adele. "Skoro ona może być potężną kobitą i pięknie się ubierać, to ty też". Nie miałam nic przeciwko. Ale okazało się, że sukienki w moim rozmiarze nawet jak są, to są projektowane na osoby sporo wyższe. Albo są prostokątne, bez ukrywania wad figury, bez uwypuklenia zalet. Beznadzieja. Udało nam się znaleźć jedną sukienkę cudowną wprost, ale cenę miała adekwatną do swych zalet. Jednak po godzinie błądzenia po sklepach, gdy nie znalazłyśmy żadnej innej, która by tamtej choćby dorównywała, podjęłąm szaloną decyzję. Zaszalałam, kupiłam to cudo. Opiszę ją, bo nie potrafię się przyzwyczaić do robienia i zamieszczania zdjęć, oczywiście nie mam żadnego selfie z tego wesela. Sukienka jest szara w ciepłym tonie, na wierzchu przykryta koronką w odcieniu pudrowego różu. Nie obcisła, ale podkreśla figurę, tuszując różne tam niedogodności. Na dole spod koronki wystaje tiulowa falbana. Na górze materiał jest wykrojony w standardowy kształt gorsetu, ale ramiona są zabudowane koronką: dokładnie to, o co mi chodziło. Wyglądałam w niej... odpowiednio :). Do sukienki dokupiłyśmy od razu pantofle. Szpilki, ale niezbyt wysokie, też szare, lekko połyskujące wzorem wężowej skórki, z okrągłym noskiem i paskiem na pięcie. Osobiście jestem przeciwna dobieraniu do kreacji pantofli w kontrastującym kolorze. Widziałam sporo takich kompozycji na weselu i bardzo mi się one nie podobały. Ja ogólną szarość mojego stroju przecięłam błyszczącym fioletowym szalem, paznokciami w idealnie tym samym odcieniu oraz torebką, która była jasnobeżowa (bo już nie miałam siły latać i szukać torebki do kompletu, wzięłam po prostu taką, jaką miałam w domu). Włosy robiłam u fryzjera dwa razy, bo wymyśliłam sobie ombre, a okazało się, że u mnie rozjaśnianie końcówek szło powoli. Oczywiście trzeba było też pamiętać o takich głupich szczegółach, jak rajstopy, makijaż (cienie -- samo komponowanie zestawu cieni to była dłuższa zabawa -- kredka, podkład -- siostra dobrała mi idealny, niech jej będą dzięki -- błyszczyk, bo szminki w końcu nie dobrałam odpowiedniej, choć jedną zakupiłam, ale to będzie na inną okazję, tusz, perełki do cery, pędzel do pudru), lakier do paznokci, zmywacz, lakier do włosów, perfumy, szampon z odżywką, kolczyki -- w ostatniej chwili kupiłyśmy z siostrą, okazały się pasować idealnie... Biegałam do Rossmana trzy razy. O mało co nie spóźniłam się na busa, bo w porze, w której miał odjeżdżać, ja wysiadałam z metra. Cudem, ale udało się, dojechałam gdzie trzeba. Ufff.
W komponowaniu stroju pomogły mi siostry i narzeczona brata, ale ostateczne przygotowanie musiałam wykonać sama, bo jechałam na to wesele dość daleko, sama, dzień wcześniej. Bardzo było to stresujące i wymagające. Tyle rzeczy mogło mi nie wyjść!
Żeby ze wszystkim zdążyć do 16.00, rozpoczęłam przygotowania o 12.00. Jakoś mi to szło, czynność po czynności, nawet makijaż wyszedł nienajgorzej (a mam drżące, niestaranne ręce i jakiś brak talentu do tych spraw). Zupełnie pokonały mnie włosy. Próbowałam zrobić sobie, za radą fryzjera, swobodne fale. Najpierw zakręcając włosy na mokro. A kiedy to nie wypaliło, próbowałam ułożyć je prostownicą. Absolutna porażka w ostatniej chwili. Wszystko inne miałam już przygotowane lub na sobie, a te włosy... Tak się załamałam, że mój chłopak ze swoją mamą chyba z kwadrans stali i mnie pocieszali, że przesadzam, wspaniale wyglądam i wszystko wyszło. Nie uwierzyłam im, ale na włosy nic już nie mogłam poradzić. Spięłam je spinką i tak już zostało.
Po raz pierwszy w życiu miałam okazję uczestniczyć we wspólnym przejeździe gości weselnych za parą młodą. Z jego domu do jej, a później do kościoła. Sporo to trwało, ale było ciekawie. Panna młoda wyglądała przepięknie, a pan młody jako wojskowy brał ślub w mundurze galowym. Sześciu przyjaciół robiło im szpaler przy wchodzeniu i wychodzeniu z kościoła. Wyjątkowy widok.
No a potem ten ślub... Dla mnie to są zawsze bardzo wzruszające chwile. Życzę młodym jak najlepiej, z całego serca i mocno się za nich zawsze modlę. Odruchowo wyobrażam sobie siebie w tym miejscu, kiedyś, może... Podobne myśli chyba krążyły po głowie mojemu chłopakowi. I chyba całkiem mu się te wizje podobały :).
Wesele, ach wesele, tańcowało i grało i śpiewało ile tchu... Wszystko było piękne, sala, dekoracje, jedzenia w bród, a wszystko znakomite, a za barem barman robił drinki na życzenie. Szkoda tylko, że mój chłopak kiepsko się bardzo czuł i nie mogliśmy za długo pozostać. Ale jedno jest pewne: kilka razy oświadczył mi, że pięknie wyglądam (a na co dzień nie mówi tego często), patrzył tylko na mnie z autentycznym zachwytem i tańczyliśmy z zapałem kilka fajnych kawałków. Zapomniałam wspomnieć, że specjalnie na tę okazję wzięliśmy kilka lekcji tańca i on się mocno stresował, czy to wszystko na pewno opanował i czy nam się taniec w ogóle uda. Udał się.
Tak oto spełniło się moje marzenie. Byłam Kopciuszkiem ten jeden raz. Najpiękniejsza na sali w oczach mojego chłopaka, obdarzona zainteresowaniem i względami... To były piękne chwile. Warto było na nie czekać tyle lat. Wyszliśmy z wesela dość wcześnie, ze względu na kiepskie samopoczucie, choć jednak sporo po północy. Każdy baśniowy bal ma swój koniec. Ale codzienność po nim nie jest już taka szara. Jest to wspomnienie bycia Najpiękniejszą i jest zapowiedź przyszłych wspólnych dni. Jakie by one nie były, trudne, ciężkie czy szczęśliwe i radosne -- mają być wspólne. Wreszcie nucę tę piosenkę nie z rezygnacją, a z nadzieją.
To był naprawdę piękny bal.
Wybrał z innych tylko mnie...
I ja w sukience jak we mgle.
Chcę jak z bajki życie mieć.
I romantycznie wierzę w to, że ja
Że Ty wybierzesz mnie
Zdobędę wreszcie to, co chcę.
(...)
Nim marzenia sprawdzą się właśnie mnie.
Proszę, wybierz mnie
Znajdź mnie
Jeszcze dziś...
30-latka z rodziny wielodzietnej, z otwartym umysłem i sercem, magister Nauk o rodzinie z licencjatem z jęz. niemieckiego. Żona, matka córeczki.
Mam stały światopogląd i konserwatywne zasady. Interesuję się pisaniem różnych dziwnych rzeczy, w tym pamiętnika, wierszy, piosenek i opowiadań; uwielbiam rysować i śpiewać. Od nostalgii ratuje mnie wrodzony rozsądek i poczucie humoru.
Kontakt: na FB do wyszukania też pod nickiem
by Katrine
***
My jesteśmy prawdziwe damy, bo przy jedzeniu nie mlaskamy, grzecznie dygamy i się słuchamy mamy
Nic nie wiemy, nic nie znamy
za to ładnie wyglądamy
Kiedy trzeba zrobić dyg
My zrobimy go jak nikt
Na sukienkach żadnej plamy
Przy jedzeniu nie mlaskamy
Dama z damą, ty i ja
Mama z nas pociechę ma
Dama mamie nie nakłamie
Wierszyk powie, zna na pamięć
Dama grzeczna jest jak nikt
No i pięknie robi dyg
***
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
Na klombach mych myśli sadzone za młodu
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.
Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
(Kazimierz Wierzyński)
***
Każdy twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże
Wszak tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj
Co postanowisz niech się ziści
Niechaj się wola twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy Panie
(N. Tenenbaum, J. Kaczmarski "Modlitwa o wschodzie słońca")
***
Śnić sen, najpiękniejszy ze snów,
Iść w bój, w imię cierpień i krzywd
I nieść ciężar swój ponad siły,
Iść tam, gdzie nie dotarłby nikt.
To nic, że mocniejszy jest wróg,
Że twierdz obległ setki i miast,
Lecz bić, bić się aż do mogiły.
Iść wciąż, aby sięgnąć do gwiazd
To jest mój cel - dosięgnąć chcę gwiazd,
Choć tak beznadziejnie daleki ich blask.
By zdobyć swój cel i do piekła bym mógł
Pod sztandarem swym iść,
Gdyby chciał w tym dopomóc mi Bóg!
Właśnie to posłannictwa jest sens,
Więc ślubuję tu dziś
Mężnym być i nie skalać się łzą,
Gdy na śmierć przyjdzie iść.
I nasz świat lepszy stanie się, niż
Dawniej był, nim rycerski swój kask
Wdział i ten, co ślubował niezłomnie
Wciąż iść, aby sięgnąć do gwiazd!
The Impossible Dream, Joe Darion
THE VERY BEST OF
Bajka. Co się wydarzyło pod sklepem z lampami - bajka dziewczynce Kasi i dżinie Flinie
Coś głupiego (o studiach) - o wierze w siebie
O III urodzinach Salonu24
Sierotka Mida na wakacjach - o wakacyjnych wojażach
Bajka wakacyjna - o elfach
Walcząc w słusznej sprawie - o moich poglądach
Przypomina Ciebie mi... Część 5. Pola, las i droga
Niejasne bajdurzenie o dorosłości
Matura. Krótkie studium poznawcze
Pasja odkrywania - wspomnienia z dzieciństwa
Wierszyk. Dla odmiany - o królewnie
Przypomina Ciebie mi... Część 4. Wiatr
O moim pisaniu - właśnie
Naiwna. Głupia - o zaufaniu
Przypomina Ciebie mi... Część 2. Osiemnastka
Przypomina Ciebie mi... Część 1. Dom. Rodzina
Urok staroci - tylko koni żal... - o domu na wsi. Wspomnienia
Dni Powstania - Warszawa 1944 - o wystawie
Kraków inaczej - o wyprawie do Krakowa
"Tam skarb Twój..." - o domu na wsi. Przyjazd
Oto właśnie ta Noc - o Passze
Historia pewnego cudu - o moich narodzinach
Okruchy życia - o mnie
Starsza Siostra - o siostrze :)
Uwielbiam wiatr w każdej postaci - o wietrze. Wiersz
Pamiętnik - po co to właściwie? - o pamiętniku
Zagiąć psora - o nauczycielach
Zwykła ludzka życzliwość - o ludziach
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości