Notkę tę dedykuję Tacie
Mam wrażenie, że już za późno na ten tekst. Wszyscy żyją już atmosferą Świąt, przygotowaniami, sprzątaniem, choinką, pierniczkami i "Last Christmas". A ja tu chcę poruszyć bardzo poważny i trudny temat, tak trudny, że złapałam się na tym, że właściwie przez te ostatnie dwa tygodnie, od kiedy go zaplanowałam, to od niego uciekałam. Oczywiście miałam bardzo dużo mocnych wymówek: studia, prezentacje, projekty - zrobić jak najwięcej, żeby nie zostawiać na ostatnią chwilę, korepetycje, absolutny brak wolnego czasu na rozmyślanie na temat jakby z moim życiem aktualnie nie związany...
Temat, do którego nie chce się wracać, który boli i wszystko utrudnia. Najlepiej, gdyby nigdy się w życiu nie pojawił, a jeśli się już pojawił, to dobrze, że mamy to za sobą, a jeśli nie mamy za sobą... Oj, to pech.
Ten tekst będzie o depresji.
Nie napiszę nic naukowego ani mądrego zapewne. Nie znam się na depresji jako schorzeniu, nie wiem, skąd się bierze i jak z nią należy postępować. Wiem tylko tyle, ile przeżyłam.
Mojej depresji nikt nigdy nie zdiagnozował. Nie brałam też żadnych leków antydepresyjnych. Miałam prawdopodobnie bardzo lekki przebieg tej choroby. Było, minęło, wyszłam z tego. Żadna w tym moja zasługa. Cud bardziej. Dlatego właśnie nie chcę się wymądrzać na temat, na którym się nie znam. Chcę tylko powiedzieć, jak było.
Gdzie siedzi depresja? W głowie? W sercu? W uczuciach? Czy to znak naszych czasów, czy ona istnieje od tak dawna, jak i sami ludzie? Czy da się z niej wyleczyć, czy to choroba na całe życie? A może to wcale nie choroba, tylko stan emocjonalny i na pewno w końcu przejdzie?
Pytań jest mnóstwo.
Sposobów jest niewiele.
Mój tata mawia, że poczucie szczęścia nie jest celem życia człowieka. Jest ono nagrodą za dobrze wypełnione zadanie. Czyli celem jest wypełnienie zadania. A nagroda przyjdzie później. A może nie przyjdzie. Ważne, żeby znać swoje zadanie i się go trzymać, nawet gdy nie "czujemy" sensu, znaczenia, nie mamy pojęcia, co to niby da.
Drugą kwestią jest to, że szczęście nie jest czymś, o co się człowiek potyka na ulicy. Czasem trzeba sobie uświadomić, że się dobrze wypełniło zadanie i samemu odnaleźć wypływającą z niego nagrodę. Innymi słowy, to czy człowiek jest szczęśliwy, czy nie, zależy od niego: czy umie swoje szczęście odnaleźć w tym, co go otacza. Czy umie swoje szczęście tworzyć. Czy chociaż próbuje.
To taka domowa filozofia, której zostałam nauczona. I chyba głównie ona pomogała mi podnosić się z dołków: najpierw sobie uświadom, rozumowo, że nie musisz się martwić, że przesadzasz, że masz powody do radości. A później, powoli, czasem wcześniej,czasem później, po świadomości przyjdzie też uczucie szczęścia. Tata nazywa to "robieniem obejścia". Nie myśl o tym, co cię dołuje, co pogłębia bezsilność, nie skupiaj się na nieszczęściu i bezsensie istnienia. Szukaj na siłę tego, co w tobie i twojej okolicy dobre, satysfakcjonujące, piękne. Bo nic się nie zmieni, póki ty sam nie będziesz walczył, nie będziesz pragnął z całej siły zmiany na lepsze.
Trudne? Owszem. Walka z depresją to wielki wysiłek. I nie wiadomo, czy się uda. Ale przecież nie można się poddawać. Pierwszy krok, żeby wyzdrowieć, to uświadomienie sobie swojego problemu, a potem mocne postanowienie zmiany tego stanu rzeczy - przez własne działania. Często sama zmiana myślenia powoduje do coraz lepszy bieg wydarzeń.
Nie znam żadnych badań na potwierdzenie tego, co piszę. Opieram to w sumie na wielu głębokich refleksjach oraz doświadczeniach - moim oraz paru bliskich mi ludzi. Oraz na tej piosence. Dziś chcę pisać o "Serotoninie" Luxtorpedy, utworze, w którym odnalazłam opis moich własnych przeżyć i który pomógł mi zobaczyć to oraz uporządkować. Ale to było już wtedy, gdy największy kryzys miałam za sobą. I chcę zilustrować tekst tej piosenki wydarzeniami z mojego życia.
Nie wiem, czy dam radę, ale spróbuję.
Chemiczna piękność Ciebie nie zastąpi,
odchodząc obcasem wdeptałaś mnie w chodnik.
Jestem chory, smutny i samotny,
boli mnie i chyba się pogorszy.
Biorę leki nadzienne i leki nasenne,
już zawsze tak będzie? No to beznadziejnie.
Na śniadanie zapijam klina,
gdzie jest moja serotonina?
Byli wokół mnie ludzie. Rodzina, znajomi. Ale wszyscy byli obcy. Wszyscy byli obojętni. Nikt nie umiał pomóc, a zdawało się, że nikt nie chciał. Porozmawiać, zrozumieć, przytulić. wołałam o to całym swoim jestestwem, na zewnątrz uzbrajając się w kolce i obojętność. Odpychałam wszystkich, trzymałam na dystans. Szliśmy razem spędzić wakacyjny wieczór na bilardzie. Wspólny spacer, spodziewana rozrywka, znakomite nastroje, rozmowa, żarty. A ja przed nimi lub za nimi. Nigdy razem, tylko na dystans. Bo tak bardzo czułam się "niepasująca". Tak bardzo źle mi było wśród najbliższych. Tak bardzo byłam opuszczona w tłumie, czułam się porzucona, sama się izolując, sama odpychając.
Wiem, że chcieli mi pomóc. I wiem, tak jak wiedziałam wtedy, że nie umieją. Ale nie umiałam wskazać, jak mi pomóc. Nie umiałam powiedzieć, czego potrzebuję.
Lustro - lodówka,
lodówka - lustro.
W jednym i w drugim, zaglądam - pusto.
Labirynt w ogrodzie jak mój mózg żywopłot - wrak,
plan drogi do wyjścia już dobrze znam...
Gdy patrzyłam w lustro, nie widziałam nic. Tylko tę wszechogarniającą pustkę. Ten bezsens. To nawet nie była myśl o koszmarnym wyglądzie, o mnie jako nieudanym przypadku nawet pod względem urody. To był taki bezsens i beznadzieja, że nawet kompleksy uciekły z wrzaskiem.
Ja nie wrzeszczałam. Nie miałam sił. Ryczałam w poduszkę albo w głębi duszy.Były chwile, gdy próbowałam poprawiać sobie nastrój jedzeniem. Jest mi źle, muszę zjeść coś dobrego, to mnie pocieszy, poza tym w mojej kondycji jest to absolutnie usprawiedliwione. Jakoś trzeba się pocieszać. Ale patrzyłam do lodówki - i nie widziałam nic. Nic nie było dość dobre, by ukoić moje smutki. I nie jadłam.
Jednak ten efekt samego zaglądania do lodówki uświadomił mi, że mam problem. I że nie mogę tego tak zostawić. Że muszę zawalczyć o siebie - JA muszę. Że żaden człowiek za mnie tego nie zrobi, bo nie wie jak. Ale że nie wszystko stracone, bo ja mogę stanąć do walki.
Powiedziałam, że byłam lekkim przypadkiem, ponieważ taki dzień miałam chyba tylko jeden. Dzień, gdy wszyscy po kolei wstawali, a ja leżałam przebudzona w łóżku i nie miałam ani chęci ani zamiaru się ruszyć. Nie chciałam wstawać. Nie chciałm schodzić na dół na śniadanie. Złapałam się na takich myślach: "Mam wstawać? Po co? Żeby się spotkać z tymi wszystkimi ludźmi tam na dole? (to była moja rodzina, najbliżsi, najlepiej znani...) - Nie chcę! Żeby cokolwiek robić? Nie mam na nic ochoty. Nie mam nic do robienia (a miałam wtedy sporo na głowie, obowiązki codzienne plus nauka do sprawdzianu poprawkowego). Robienie czegokolwiek nie ma sensu. Nie chcę, nie mam siły, nie mam ochoty, to wszystko nie ma sensu."
Po jakimś czasie, gdy wszyscy zjedli śniadanie i kuchnia się wyludniła, zwlokłam się na dół i podjęłam próbę normalnego życia i funkcjonowania. Z trudem.
I tylko tata patrzył na mnie z niepokojem. To jego spostrzegawczość, interwencje (u innych członków rodziny), rozmowy ze mną, pokazały mi, że to nie cały świat jest zły, tylko że ja mam problem. I MUSZĘ coś z tym zrobić.
Pomagała mi wtedy też siostra starsza. Wspierała mnie na odleglość, bo akurat nie było jej na miejscu i dawała naprawdę dobre rady.
Po powrocie z wakacji poszłam na spotkania grupy samopomocowej. Zaczęłam bardzo dużo sie modlić, coraz więcej. Też formacja we Wspólnocie niezwykle mi pomogła. I powoli, powoli życie poszło do przodu i zaczęły dziać się dziwne, niespodziewane rzeczy. Zmiany. Wtedy tego nie widziałam, teraz wiem, że na lepsze.
Nie jesteś sam! (x7)
Gdy pierwszy raz usłyszałam "Serotoninę", to słuchałam jej, widząc w niej historię mojego życia. Opowieść o mnie. To było podsumowanie, streszczenie tych dni pełnych poczucia bezsensu, ale też prób zmagania się z tym. I wielu przepłakanych godzin. Ale te słowa Hansa "Nie jesteś sam" - były jak egzorcyzm. Jak wybawienie.
Nie jestem sama. W największym bólu, cierpieniu, beznadziei, pustce, nie jestem sama. Jest Bóg. Nie widzę Go, nie czuję, ale WIEM, że jest. I tego muszę się trzymać. Tego będę się trzymać.
Czuję się kaleki i ręce mam ciężkie,
z apteki na recepty nie dadzą mi więcej.
Jak ponownie posklejać się w całość,
wysypało się ze mnie, nic nie zostało.
I mam depresje, a mieć jej nie chcę,
zgubiłem szczęście, wszystko to bezsens.
Kto mi ją zabrał, czyja to wina?
Gdzie jest moja serotonina?
Ta zwrotka przypomina mi mój wiersz, który napisałam w chwili prawdziwego doła i który mówi dużo o mnie i o sytuacji, w której byłam. Mówi wręcz dużo więcej, niż chciałam powiedzieć. Polecam zarówno wiersz, jak i rozmowę w komentarzach pod nim...
mida.salon24.pl/283626,w-proszku-wiersz
I miałam depresję, a naprawdę mieć jej nie chciałam. Jako mało dziecko byłam w rodzinie nazywana uśmiechniętym słoneczkiem, czy jakoś tak. Ja się zawsze i do każdego śmiałam. Zachwycałam się życiem i wszystko mnie cieszyło. Oczywiście całe życie byłam wrażliwa i miałam sporo smutków, ale one zawsze szybko mijały, nigdy nie przeważały, zwyciężał uśmiech. Uważałam zawsze, że smucenie się, narzekanie i ogólne smęcenie całkowicie do mnie nie pasuje. A tu minęło kilka lat i niespodziewanie wszystko się załamało, zdrowie, emocje, sytuacja rodzinna i nie umiałam nic na to poradzić, choć wcale tego nie chciałam. I szukałam tego mojego uśmiechu, tej pogody ducha, znajdując ją coraz rzadziej. Kto mi ją zabrał?...
I wielokrotnie zadawałam sobie to pytanie: Kto tu jest winny? Ja? Sama sobie to robię? świadomie czy nieświadomię przeklinam życie, które dotąd było dla mnie największym skarbem? Czy ktoś mi to życie zatruwa? A może mój umysł? Czyja to wina?...
Lustro - lodówka,
lodówka - lustro.
W jednym i w drugim, zaglądam - pusto.
Labirynt w ogrodzie jak mój mózg żywopłot - wrak,
plan drogi do wyjścia już dobrze znam...
Nie jesteś sam! (x7)
C10H12N2O,
5-hydroksytryptamina! (x4)
C10H12N2O!
Ta piosenka bardzo do mnie przemówiła, dużo mi dała i pomogła oswoić się z tematem, spojrzeć mu w oczy. Stała się jedną z moich ulubionych. Dlatego też gdy tylko ukazały się koszulki z napisem "C10H12N2O" to na pierwszym koncercie, na którym mogłam, sobie taką zakupiłam. Noszę ją z wielką satysfakcją. Przypomina mi ona, jak było i jak nie jest, bo znalazłam pomoc.
Nie lękaj się, bo Ja jestem z tobą;
nie trwóż się, bom Ja twoim Bogiem.
Umacniam cię, jeszcze i wspomagam,
podtrzymuję cię moją prawicą sprawiedliwą.
Iz 41, 10
A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem. Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka!
J, 14, 26n
Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie.
Flp 4, 4-7
30-latka z rodziny wielodzietnej, z otwartym umysłem i sercem, magister Nauk o rodzinie z licencjatem z jęz. niemieckiego. Żona, matka córeczki.
Mam stały światopogląd i konserwatywne zasady. Interesuję się pisaniem różnych dziwnych rzeczy, w tym pamiętnika, wierszy, piosenek i opowiadań; uwielbiam rysować i śpiewać. Od nostalgii ratuje mnie wrodzony rozsądek i poczucie humoru.
Kontakt: na FB do wyszukania też pod nickiem
by Katrine
***
My jesteśmy prawdziwe damy, bo przy jedzeniu nie mlaskamy, grzecznie dygamy i się słuchamy mamy
Nic nie wiemy, nic nie znamy
za to ładnie wyglądamy
Kiedy trzeba zrobić dyg
My zrobimy go jak nikt
Na sukienkach żadnej plamy
Przy jedzeniu nie mlaskamy
Dama z damą, ty i ja
Mama z nas pociechę ma
Dama mamie nie nakłamie
Wierszyk powie, zna na pamięć
Dama grzeczna jest jak nikt
No i pięknie robi dyg
***
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
Na klombach mych myśli sadzone za młodu
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.
Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
(Kazimierz Wierzyński)
***
Każdy twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże
Wszak tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj
Co postanowisz niech się ziści
Niechaj się wola twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy Panie
(N. Tenenbaum, J. Kaczmarski "Modlitwa o wschodzie słońca")
***
Śnić sen, najpiękniejszy ze snów,
Iść w bój, w imię cierpień i krzywd
I nieść ciężar swój ponad siły,
Iść tam, gdzie nie dotarłby nikt.
To nic, że mocniejszy jest wróg,
Że twierdz obległ setki i miast,
Lecz bić, bić się aż do mogiły.
Iść wciąż, aby sięgnąć do gwiazd
To jest mój cel - dosięgnąć chcę gwiazd,
Choć tak beznadziejnie daleki ich blask.
By zdobyć swój cel i do piekła bym mógł
Pod sztandarem swym iść,
Gdyby chciał w tym dopomóc mi Bóg!
Właśnie to posłannictwa jest sens,
Więc ślubuję tu dziś
Mężnym być i nie skalać się łzą,
Gdy na śmierć przyjdzie iść.
I nasz świat lepszy stanie się, niż
Dawniej był, nim rycerski swój kask
Wdział i ten, co ślubował niezłomnie
Wciąż iść, aby sięgnąć do gwiazd!
The Impossible Dream, Joe Darion
THE VERY BEST OF
Bajka. Co się wydarzyło pod sklepem z lampami - bajka dziewczynce Kasi i dżinie Flinie
Coś głupiego (o studiach) - o wierze w siebie
O III urodzinach Salonu24
Sierotka Mida na wakacjach - o wakacyjnych wojażach
Bajka wakacyjna - o elfach
Walcząc w słusznej sprawie - o moich poglądach
Przypomina Ciebie mi... Część 5. Pola, las i droga
Niejasne bajdurzenie o dorosłości
Matura. Krótkie studium poznawcze
Pasja odkrywania - wspomnienia z dzieciństwa
Wierszyk. Dla odmiany - o królewnie
Przypomina Ciebie mi... Część 4. Wiatr
O moim pisaniu - właśnie
Naiwna. Głupia - o zaufaniu
Przypomina Ciebie mi... Część 2. Osiemnastka
Przypomina Ciebie mi... Część 1. Dom. Rodzina
Urok staroci - tylko koni żal... - o domu na wsi. Wspomnienia
Dni Powstania - Warszawa 1944 - o wystawie
Kraków inaczej - o wyprawie do Krakowa
"Tam skarb Twój..." - o domu na wsi. Przyjazd
Oto właśnie ta Noc - o Passze
Historia pewnego cudu - o moich narodzinach
Okruchy życia - o mnie
Starsza Siostra - o siostrze :)
Uwielbiam wiatr w każdej postaci - o wietrze. Wiersz
Pamiętnik - po co to właściwie? - o pamiętniku
Zagiąć psora - o nauczycielach
Zwykła ludzka życzliwość - o ludziach
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości