Nie wierzyłam, że kiedykolwiek opublikuję notkę pod takim tytułem. Gdyby mi ktoś to powiedział, nie uwierzyłabym. Tak się zarzekałam, że "ja nigdy nie przestanę pisać bloga!..." Ale rzeczywistość okazała się inna. Nie jest spełnieniem moich marzeń, dlatego muszę to napisać, próbując sobie odpowiedzieć na to pytanie: dlaczego nie piszę bloga? - Chociaż chciałabym?... Chociaż pisałam i to ponoć z powodzeniem?... No o co tu cho?
Nie znam odpowiedzi na te pytania.
Dlatego postanowiłam napisać tę notkę. Przyjrzeć się dobrze początkom. Wtedy, kiedy tak dobrze mi szło, kiedy było tak "fajnie". Jakie były motywacje, przyczyny i skutki? Co działało wtedy, a nie działa teraz?
Na początku pisałam o mojej codzienności. O szkole, o rodzinie, o nauczycielach. Opisywałam sylwetki, spisywałam swoje refleksje na swobodne, osobiste tematy. Czasem drążyłam bardziej ogólne, nastoletnie tematy. Czasem te po prostu ludzkie. Pisałam na swój sposób recenzje z wystaw, przedstawień teatralnych, recenzje filmów, przemyślenia na temat przeczytanych książek. Opisywałam zwykłe codzienne historie, wycieczki, różnego rodzaju wyjazdy. Zamieszczałam moje opowiadania i bajki, całe lub w odcinkach, jeśli były dłuższe. Napisałam też parę dłuższych opisów, próbując malować słowem. Pod koniec zamieszczałam moje felietony o wspólnym rodzinnym życiu, pisane z założenia na inny portal, ale pasujące wszędzie tak samo - i tak samo jak wszystko inne na tym blogu - moje. Czasem zamieszczałam nawet wiersze, choć te w moim wykonaniu uważałam zwykle za słabe i tylko niektóre miałam odwagę "wywalić na wierzch".
Moje pisanie zmieniało się wraz ze mną, ale zawsze było bardzo osobiste i bardzo szczere. Nigdy w swoich tekstach nie próbowałam grać jakiejś roli, udawać kogoś lepszego. Nie wiedząc, kto to czyta, nie starałam się niczego udawać. Pisałam dla siebie i zwykle nie wstydziłam się siebie.
I może dlatego teraz jest mi tak trudno? Do tego stopnia trudno, że po prostu nie jestem w stanie pisać?
Od pewnego czasu naprawdę poważnie się nad tym zastanawiam. Ponieważ mam w sobie pragnienie, żeby coś napisać, a nie daję rady. Chcę wrzucić coś na bloga i siadając do komputera załamuję ręce, bo nie wiem co.
Mam "trochę tego", trochę godności, więc wewnętrznie nie zgadzam się na pisanie czegokolwiek w stylu "boli mnie palec, bo się walnęłam, mam ochotę na coś słodkiego, a jutro przyjeżdża do mnie przyjaciółka i obejrzymy film". Widziałam wiele takich blogów i mój nigdy tak nie będzie wyglądać. Uważam, że nawet długotrwałe milczenie jest lepsze od takiej blogerskiej działalności.
A pisanie o czymś codziennym, prostym, zwykłym, ale w ciekawy sposób? Mam wrażenie, że już w ogóle nie wiem, jak pisać, żeby to było interesujące. Nie wiem, jak się to robi. Zapomniałam.
Postanowiłam przyjrzeć się tematom i zagadnieniom, które poruszałam dotychczas i zastanowić się, czemu przestałam o tym pisać. Co stoi na przeszkodzie?
Moja codzienność... Jest zbyt jednostajna z jednej strony, zbyt mało urozmaicona. Z drugiej strony sprawozdania zawsze można sobie tworzyć, ale niby dla kogo byłoby to interesujące. Z resztą nie umiem wyłuskać z mojej codzienności tematu. Kiedyś umiałam, a teraz odeszło to ode mnie. Wszystko wydaje mi się albo banalne, albo płytkie, albo smutne, albo wielokrotnie umówione przez 150 różnych osób i po cóż ja się tu będę jeszcze wypowiadać, skoro... Moje zdanie nikogo nie interesuje. Nikt mnie o nie nie pyta. Mam wrażenie, że ogólnie nie mam do powiedzenia nic interesującego. Że moje opinie, refleksje i takietam po prostu nie mają znaczenia, bo dla nikogo nie są ważne. Nikomu nie są potrzebne.
I ta sama myśl prześladuje mnie podczas rozważania nowych filmów czy książek. I dlatego pewnie nie chodzę za bardzo na wystawy czy do teatru ostatnio. Bo sama dla siebie nie chcę, zbyt mnie to smuci, że nie mam się z kim tym dzielić, że nawet gdybym się podzieliła, to to nikogo nie obchodzi. Nawet jeśli tak nie jest - to przeczucie mnie blokuje. Nie umiem więcej opisywać swoich refleksji.
A opowiadania i bajki?
Czytając dzieciom niedawno bajkę na dobranoc, znalazłam u Andersena takie ładne zdanie: "Byłoby dobrze, gdyby bajka chciała przyjść wtedy, kiedy się ją wzywa, ale to wielka dama, przychodzi tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę." I tak właśnie jest, potwierdzam. Bajka się czasem zwiduje, czasem opada na mózg, który nagle po prostu układa zdanie po zdaniu, czasem się wyświetla jak film, czasem pokazuje jeden i drugi obrazek i każe wymyślić, co stało się między jednym i drugim... Ale to nigdy nie dzieje się na żądanie. To zawsze przychodzi samo... Albo nie przychodzi. Mi ostatnio nie przychodzi, wcale. Smutne, lecz prawdziwe.
Z opowiadaniami jest podobnie. Trudno je wymyślać na siłę. Nawet napisałam niedawno ze dwie scenki. Były sztuczne, styl mi się łamał, kupy się to nie trzymało. Żeby wymyślać opowiadania, trzeba widzieć jakieś związki przyczynowo skutkowe. Mieć jakiś początek, dalej łańcuch wydarzeń, potem jakąś puentę, jakiś skutek, jakieś szczęśliwe zakończenie. A ja teraz... To nawet nie jest to, że cierpię na brak szczęśliwych zakończeń... Nie, ja po prostu nie widzę żadnych związków między wydarzeniami. Nie jestem pewna, co się dzieje, nie mam żadnego pomysłu, po co to się dzieje i nie mam pojęcia, co może z tego i z czegokolwiek innego wyniknąć.
Cierpię na wszechstronne nieogarnięcie i to bardzo, ale to bardzo przeszkadza w tworzeniu czegokolwiek. Wręcz to uniemożliwia. A tęsknię, bardzo tęsknię za pisaniem, za tworzeniem. Tęsknię za sobą, taką jaką byłam i nie mogę znaleźć żadnego sensu w tym, jaka jestem.
Usłyszałam niedawno, że my, ludzie, nie mamy wiedzieć: po co. Że my nie musimy znać sensu i wiedzieć, do czego to wszystko prowadzi ("Musi być jakiś ważny powód, dla którego tak cierpimy"). Że mamy robić swoje i ufać Temu, który wie lepiej i ma Plan.
Ok, On na pewno wie lepiej.
Ale nie umiem z siebie wykrzesać stuprocentowego, niewinnego, dziecięcego zaufania i wiary w to, że będzie lepiej. Nie widzę sensu, nie widzę nic, jestem zawieszona w próżni.
Póki o tym nie myślę, to jest całkiem nieźle! Potrafię bardzo skutecznie o tym nie myśleć. Do pewnego momentu, ale jednak.
I tylko - albo aż...
...nie mogę pisać.
I w efekcie nie piszę bloga :(.
30-latka z rodziny wielodzietnej, z otwartym umysłem i sercem, magister Nauk o rodzinie z licencjatem z jęz. niemieckiego. Żona, matka córeczki.
Mam stały światopogląd i konserwatywne zasady. Interesuję się pisaniem różnych dziwnych rzeczy, w tym pamiętnika, wierszy, piosenek i opowiadań; uwielbiam rysować i śpiewać. Od nostalgii ratuje mnie wrodzony rozsądek i poczucie humoru.
Kontakt: na FB do wyszukania też pod nickiem
by Katrine
***
My jesteśmy prawdziwe damy, bo przy jedzeniu nie mlaskamy, grzecznie dygamy i się słuchamy mamy
Nic nie wiemy, nic nie znamy
za to ładnie wyglądamy
Kiedy trzeba zrobić dyg
My zrobimy go jak nikt
Na sukienkach żadnej plamy
Przy jedzeniu nie mlaskamy
Dama z damą, ty i ja
Mama z nas pociechę ma
Dama mamie nie nakłamie
Wierszyk powie, zna na pamięć
Dama grzeczna jest jak nikt
No i pięknie robi dyg
***
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
Na klombach mych myśli sadzone za młodu
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.
Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
(Kazimierz Wierzyński)
***
Każdy twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże
Wszak tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj
Co postanowisz niech się ziści
Niechaj się wola twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy Panie
(N. Tenenbaum, J. Kaczmarski "Modlitwa o wschodzie słońca")
***
Śnić sen, najpiękniejszy ze snów,
Iść w bój, w imię cierpień i krzywd
I nieść ciężar swój ponad siły,
Iść tam, gdzie nie dotarłby nikt.
To nic, że mocniejszy jest wróg,
Że twierdz obległ setki i miast,
Lecz bić, bić się aż do mogiły.
Iść wciąż, aby sięgnąć do gwiazd
To jest mój cel - dosięgnąć chcę gwiazd,
Choć tak beznadziejnie daleki ich blask.
By zdobyć swój cel i do piekła bym mógł
Pod sztandarem swym iść,
Gdyby chciał w tym dopomóc mi Bóg!
Właśnie to posłannictwa jest sens,
Więc ślubuję tu dziś
Mężnym być i nie skalać się łzą,
Gdy na śmierć przyjdzie iść.
I nasz świat lepszy stanie się, niż
Dawniej był, nim rycerski swój kask
Wdział i ten, co ślubował niezłomnie
Wciąż iść, aby sięgnąć do gwiazd!
The Impossible Dream, Joe Darion
THE VERY BEST OF
Bajka. Co się wydarzyło pod sklepem z lampami - bajka dziewczynce Kasi i dżinie Flinie
Coś głupiego (o studiach) - o wierze w siebie
O III urodzinach Salonu24
Sierotka Mida na wakacjach - o wakacyjnych wojażach
Bajka wakacyjna - o elfach
Walcząc w słusznej sprawie - o moich poglądach
Przypomina Ciebie mi... Część 5. Pola, las i droga
Niejasne bajdurzenie o dorosłości
Matura. Krótkie studium poznawcze
Pasja odkrywania - wspomnienia z dzieciństwa
Wierszyk. Dla odmiany - o królewnie
Przypomina Ciebie mi... Część 4. Wiatr
O moim pisaniu - właśnie
Naiwna. Głupia - o zaufaniu
Przypomina Ciebie mi... Część 2. Osiemnastka
Przypomina Ciebie mi... Część 1. Dom. Rodzina
Urok staroci - tylko koni żal... - o domu na wsi. Wspomnienia
Dni Powstania - Warszawa 1944 - o wystawie
Kraków inaczej - o wyprawie do Krakowa
"Tam skarb Twój..." - o domu na wsi. Przyjazd
Oto właśnie ta Noc - o Passze
Historia pewnego cudu - o moich narodzinach
Okruchy życia - o mnie
Starsza Siostra - o siostrze :)
Uwielbiam wiatr w każdej postaci - o wietrze. Wiersz
Pamiętnik - po co to właściwie? - o pamiętniku
Zagiąć psora - o nauczycielach
Zwykła ludzka życzliwość - o ludziach
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości