Wszystko ma swoje priorytety,
Niestety
Wszystko ma swoje
Wady,
Zalety,
Hierarchia wartości,
Obowiązki,
Przyjemności
Hip hopowa podróż do przyszłości
(Priorytety)
Film Leszka Dawida "Jesteś Bogiem" obejrzałam już dwa razy. Jest to historia powstania i działania zespołu hiphopowego Paktofonika, pokazana od strony tej najbardziej ludzkiej: trzech chłopaków ze Śląska, którzy rapując swoje własne teksty próbowali stawić czoło światu, w którym się nie umieli odnaleźć, dopasować i życiu, które nie było łatwe, za to pełne problemów. I zawsze brakowało kasy.
Chociaż najpierw przedstawieni są nam Fokus - Wojciech Alszer (Tomasz Schuchardt) i Rahim - Sebastian Salbert (Dawid Ogrodnik), to film ten jest hołdem złożonym Magikowi - Piotrowi Łuszczowi (Marcin Kowalczyk). I chyba nikogo, kto słuchał Paktofoniki i cokolwiek o zespole, o Magiku oraz jego historii wie, to nie dziwi.
Poszłam na film zdecydowanie i dobrowolnie zaraz po premierze, bo coś niecoś wiedziałam. Paktofonikę znałam od samego początku. Przy czym to "znanie" jest tu nieco metaforyczne. Miałam jakieś dziesięć lat, gdy podśpiewywałam pod nosem "Od A do Z od Za do A, ja to ja, to jasne jak dwa razy dwa", czy "Gdybam, gdyby to nie było na niby..." Oczywiście nie rozumiałam tych tekstów za bardzo, nie słuchałam ich nawet uważnie, było to takie słuchanie muzyki ze starszym rodzeństwem. Na przykład jako mała i grzeczna dziewczynka nie miałam nawet odwagi nucić refrenu "Jestem Bogiem". Nasuwał on mi się tylko w chwilach takiego zdeterminowanego buntu. I tak może nie całe teksty i nie wszystkie piosenki z "Kinematografii", ale te najbardziej znane refreny z wielokrotnie przegrywanych kaset mego rodzeństwa weszły mi w krew. I potem, gdy przez wiele lat powtarzałam, że nie znoszę hiphopu, Paktofonika została w mojej pamięci jako coś wyjątkowego, specjalnego i ulubionego.
Wiedziałam, że przyjdzie taki czas, gdy do tej muzyki wrócę, może sentymentalnie, może nie, ale wtedy przesłucham wszystko od nowa, na poważnie. I owszem, przyszła ta chwila.
Mniej więcej dwa lata temu. Były to pierwsze moje samodzielne wakacje, gdy prawie cały miesiąc spędziłam bez rodziny (w moim przypadku to niełatwe), a tydzień mieszkałam sama. Wszyscy uważali to za przejaw prawdziwej odwagi. Ja wiem? Ja się po prostu nie boję tego, co znam, a nasz dom, mimo że na samym skraju wsi, w zarośniętym ogrodzie, pod wysokimi, szumiącymi złowieszczo nocą drzewami, z niestawiającą oporu ewentualnym obcym bramą, nieco opuszczony i oddalony od innych siedzib ludzkich... dobrze znałam. I nie bałam się. Było mi bardzo dobrze samej ze sobą, a wieczory spędzałam w miłym towarzystwie, bo w końcu miałam tam paru znajomych. Jednakże było to "moje pięć minut" samodzielności, odpowiedzialności, dorosłości i szukaniu swojego ja, swojego zdania, swojego wyrazu. I wtedy znakomicie podpasował mi hiphop. Zaczęłam przypadkiem od Eminema, ale nie stanęłam na nim długo. Wyciągnęłam od koleżanki obeznanej w temacie listę hiphopowego "must have" i zaopatrzyłam się na dobry początek w WWO, O.S.T.R. i Molestę Ewenement. I wtedy właśnie koleżanka owa przypomniała mi Paktofonikę. Zatonęłam w tych kawałkach po raz drugi w życiu. Słuchałam w kółko, od nowa, obie płyty na zmianę. Przypomniałam bratu i siostrze. Zasłuchiwaliśmy się w tym wszyscy troje, siedząc wieczorami nad zeszytami i książkami. Wspominaliśmy dziecięce lata, wakacje minione dawno i niedawno oraz dopasowywaliśmy teksty do naszych aktualnych przeżyć i rozmyślań. Jakoś wyszło na to, że te teksty zamiast się starzeć, robią się coraz bardziej aktualne...
Gdyby cudowne sny się sprawdzały
Gdyby Rahim zbierał pochwały
Gdyby problemy zmieniały się w banały
Gdyby z wszystkich treści morały wypływały
Gdyby partnerki partnerów swych kochały
Gdyby oczy nie płakały
A usta się wciąż śmiały
Gdyby powracały piękne chwile i trwały
Gdyby lepsze czasy nastały
(Gdyby)
A teraz słucham "Kinematografii" i "Archiwum" znowu. A jakby pierwszy raz. Wiele rzeczy dopiero teraz zauważam. Wiele dopiero teraz rozumiem. Wiele rzeczy usłyszałam po raz pierwszy w kinie. Inne usłyszałam w całkiem nowy sposób oglądając film. I jak dawno temu najbardziej lubiłam "Ja to ja", "ToNieMy" czy "Gdyby", dwa lata temu "Priorytety", "Jestem Bogiem", "Robi się to tak", tak teraz preferuję wcześniej omijane "Powierzchnie tnące", "Nie ma mnie dla nikogo" i "Chwile ulotne".
Zmieniając się, zwyczajnie dorastając, za każdym razem znajdowałam coś dla siebie.
Czemu ta muzyka tak mocno trafia do młodych ludzi, czemu trafia do mnie? Jestem dość grzeczną, dobrze wychowaną młodą dziewczyną, w tamtych latach byłam dzieciakiem. Wcale mnie nie zachwycałyteksty z przekleństwami w co drugiej linijce. Ale jestem w stanie to zrozumieć i w konkretnych chwilach bardzo mi to odpowiada. Ta muzyka i te teksty to wyraz buntu. Tu trzeba mocnych słów. I ten bunt tli się w każdym młodym człowieku. Tutaj jest on wyrażany dokładnie jego słowami, które nastolatek, nawet taki wyrośniety rozumie. I może się z nimi utożsamiać, czuć, że one wyrażają też jego problemy, jego sprzeciw, że to też jego głos. Dlatego za Rahimem, Fokusem i Magikiem szły tłumy. Bo oni mówili o sobie, ale w sposób uniwersalny. I młodzież czuła, że to ich głos.
Rahim:
Jeśli kopiuję to tylko w punktach ksero
Gdy ktoś powiela kogoś
Uważam go za zero
Mówię prawdę szczerą
Bo nie lubię gdy ktoś kłamie
Służę pomocą, nie na każde zawołanie
Mam własne zdanie i szereg racji
Niezmienny niezależnie od miejsca, czasu i akcji
Fokus:
Robię to co kocham, to nikomu nie szkodzi
Robię to no bo to lubię i wiem że wiesz o co mi chodzi
Robię to no bo chcę to robić a wiem że to mi wychodzi
Chcę i robię, cała reszta mnie nie obchodzi
(Ja to ja)
To może teraz coś o filmie.
Jest wstrząsający. Niezwykle poruszający. Do bólu prawdziwy. Niezwykły. Trudny i bolesny. Stawia pytania, na które nigdy nie znajdziemy zadowalających odpowiedzi. Wywołuje pełną szacunku ciszę, po czym nie daje spokoju, wciąż wracając przed oczy i męcząc pytaniem, czy to musiało się tak skończyć?... Albo: a czy to naprawdę koniec?...
W jednym z wywiadów Fokus powiedział, a Rahim mu przytakiwał, że wielokrotnie próbowali zamknąć rozdział życia i twórczości zawierający w sobie Paktofonikę. Ale nie dało się. Niby bez Magika nie mogli robić tego dalej. Ale to, co zrobili, wciąż wracało, wciąż wyciągali to ludzie, przypominali, prosili o koncerty... A teraz film. I Paktofonika trwa, mimo że Magik zginął. Jaką charyzmę miał ten człowiek, że w wieku niespełna 23 lat stworzył niestarzejące się, wciąż aktualne dzieło, które przez lata porusza wciąż młodych ludzi? Jaką charyzmę mieli - i mają do dziś - jego kumple?
Do formy wkładam treści
I jeśli się już nie mieści
Ustami łomotam, wyrazami miotam w locie
Tnę je na części
Stary, ty mi tutaj nie tutaj
Rymem rzucaj
Piorunująca akcja
Melodeklamacja
Składaj albo spadaj
Rób coś, a nie gadaj
Nie pierdol trzy po trzy
Kto tu jest najlepszy
Hip hop nie dzieli nas, a łączy
(Powierzchnie tnące)
Nie chcę wam opowiadać historii chłopaków i zespołu, bo nie umiem. To robią różne notki biograficzne walające się po internecie oraz ten właśnie film. Nie chcę streszczać filmu, bo to trzeba zobaczyć. Temat został ujęty niebanalnie, kończy się, przynajmniej dla mnie, całkiem nieprzewidywalnie. Jest w nim wszystko: klimat blokowisk końca lat 90tych, niezwykła wręcz atmosfera, przemyślane dialogi, znakomita gra aktorska i genialna muzyka.
Jestem pod absolutnym wrażeniem tego, jak chłopaki grające główne role nauczyli się rapować. I naśladować maniery swoich pierwowzorów. "Plus i minus" wykonany w filmie budzi respekt. I zachwyt. Pozostałe kawałki wcale nie są gorsze, najlepiej pamiętam "Nowiny", "Powierzchnie tnące", "Ja to ja"... Ogólnie aktorzy są niesamowici, a efekt ich starań bardzo dobry.
Bohaterowie tego filmu to młodzi ludzie nie mieszczący się w ramkach, które nakłada na nich społeczeństwo, którzy nie chcą się dostosowywać, tylko szukają swojego kanału, możliwości, żeby jakoś wyrazić swoje zdanie, swój bunt na to nietakie życie. I znajdują ten kanał w hiphopie. I to jest ich żywioł, miejsce, gdzie inni słyszą ich głos i odnajdują w ich prostych tekstach swoje życie, swoje codziennie problemy, ale też głębokie refleksje i rozmyślania o życiu ujęte przez trzech bystrych i utalentowanych obserwatorów z dziewiątego piętra w bloku...
ToNieMy poziom trzymamy
ToNieMy ideę posiadamy
Nie my o nią dbamy
Ani się nie ubiegamy
Nie ToNieMy się staramy
My nie odpadamy
My nie popełniamy błędów
Nie mamy skłonności ani zapędów
Do czynienia własnej powinności
Do wykonywania odpowiednich czynności
(ToNieMy)
Edward Kabiesz
w swej recenzji w "Gościu Niedzielnym" napisał, że ten film jest o człowieku opętanym muzyką. I z tym stwierdzeniem się zgadzam, gdybym umiała, to sama bym to tak ujęła. Te słowa, które Magik wypowiada do zaskoczonych jego zachowaniem kumpli, trzymając dysku twardy zapełniony muzyką: "to jest, stary, wszystko co ja mam na świecie"; te ujęcia szarych ulic przemierzanych ze słuchawkami na uszach - i te bity w tle; ta ekspresja i zaangażowanie podczas rapowania na koncertach, na próbach, na nagraniach. I ja się w tym mocno odnajduję. Czuję się podobnie opętana. Ja tylko nie jestem twórcza, nie umiem komponować, nie umiem pisać tekstów do wykonywania, nie wykonuję też sama porządnie, ja tylko odtwarzam wcześniej usłyszane. Ale sama siebie zaskakuję, że coraz częściej słucham muzyki, wsiąkając w nią. Wsłuchując się. Wyłączając wzrok, dotyk, dźwięki dookoła.
Jak Fokus:
Widzę, widzę, widzę
Więcej wiem więcej
Tak to jest mniej więcej
Uczę się sztuki życia
Hip hop to mój sensei
I rzucam tym
A to jak kauczuk
Czysta technika
Żadnego ego fałszu
Niuanse
Sensacyjne seanse
W bezsensie sens jest jedynym awansem
Balansem w naturze
Równowagi korekta
Unoszę się ponad to
Na specjalnych efektach
(Jestem Bogiem)
Tyle mam myśli w głowie, wspominając ten film, tyle słów się pcha, ale nie chcę tego zagadać, nie chcę zapchać tego tekstu zbędnymi literkami. Napiszę o tych scenach, które mnie najbardziej poruszyły - i jakie refleksje budziły. Będzie trudno. A zatem, dalsza część tekstu zawiera elementy fabuły i zakończenia filmu... :D
Gdy film się skończył, zapadła cisza i nikt się nie poruszył na widowni. Potem parę osób zaczęło klaskać. I ja też. Bo to był hołd. To było podziękowanie. To było uznanie i takie unaocznienie myśli: nie zapomnimy.
Ale pierwsza rzecz, którą powiedziałam, gdy odzyskałam głos i zanim wytarłam łzy, brzmiała: "I dlatego ja mówię wszystkim: trzeba się ratować! Jemu nikt nie pomógł gdy dawał sygnały, że sobie nie radzi. I tak to się skończyło. Ale nie można do takich sytuacji dopuszczać, trzeba się ratować, trzeba reagować, gdy się widzi człowieka, który potrzebuje pomocy, nawet, gdy nie mówi o tym wprost, nawet gdy wcześniej pomoc odrzucał".
Zanim schowasz dzień pod powiekami
Powiedz co z twoimi nie pozałatwianymi sprawami
(Chwile ulotne)
Druga scena, której długo nie mogłam zapomnieć... Gdy Magik i Justyna siedzą obok siebie po Wigilii, pod choinką, patrzą w telewizor bez słowa, a między nimi aż huczy od niewypowiedzianych słów, od niezałatwionych spraw i... żadne z nich się nie odzywa. A potem pada jakieś "muszę już iść". Ale ważnych i tak naglących spraw, tego co ich nawzajem tak boli, żadne z nich nie porusza. Nie mówią nic, milczą. Może nie chcą się bardziej ranić, bardziej wszystkiego gmatwać. Ale tak naprawdę myślę, że nie umieją się odezwać, że kryją się za murem, a każde z nich jest tak samo zranione i tak samo winne. I naprawdę muszą to sobie powiedzieć i wyjaśnić. To się aż czuje, że oni muszą... Ale nie mówią nic oprócz "do widzenia".
Ja kiedyś myślałam, że to dziwne. To znaczy, że jak się ma do kogoś żal, nawet pretensje, albo jak się czegoś nie rozumie, to się rozmawia: żeby przedstawić swoje racje, swój punkt widzenia, swój odbiór spraw i wyjaśnić. Żeby się nawzajem zrozumieć i sobie nawzajem przebaczyć. Myślałam: jest taka sytuacja - idziesz i rozmawiasz i już, albo jesteś głupi. Ale jakiś czas temu doświadczyłam, że się nie da. Że są takie sytuacje, że się bardzo chce, ale się nie może. Gdy milczenie za bardzo narosło. Gdy mur jest zbudowany przez obie strony. Gdy słowa zamierają w gardle, gdy po prostu nie możesz nic powiedzieć. Bo każde słowo jest nieodpowiednie, niewystarczjące, nie pasuje. I ta druga strona nie może nic powiedzieć tak samo. I nic nie jest wyjaśnione ani wybaczone, a cierpienie rośnie. Doświadczyłam tego i zrozumiałam. I ta scena... Ta scena mówi wszystko o tych ludziach i ich sytuacji. Ona wyjaśnia tragedię. Bo niewypowiedzianych słów w pewnym momencie robi się za dużo. I gdy dzwonisz do każdego po kolei, a nikt nie odbiera, gdy nie możesz nikomu powiedzieć, że ryczysz wewnętrznie... Wtedy otwarte okno wygląda, jakby zapraszało.
I chociaż nasuwa się pytanie: do kogo dzwonił pół nocy, to dużo bardziej zastanawia to drugie, które budzi się zaraz po nim: co Magik powiedziałby temu, kto by odebrał telefon?...
A w filmie pokazane jest bardzo dobrze, że chłopaki nie umieli ze sobą rozmawiać. Od samego początku. Kumplowali się, ale nie wiedzieli o sobie zbyt wiele. Na ile to prawda? - Ja nie wiem, ale obrazek jest wyraźny. Kiedy było coś ważnego do powiedzenia... to podawali sobie kartkę z informacją. Nie dyskutowali zażarcie. Nie wyjaśniali, co ich gryzie i dlaczego. Magik nawet z Justyną zbyt wiele nie gadał. Nie umiał wyjaśnić Gustawowi, co się dzieje, czemu nie daje rady. A jak coś któregokolwiek z nich gryzło... To szedł zajarać.
Oni nie umieli opowiadać o sobie. Robili to dopiero w swoich tekstach. Dopiero tam mówili, co mieli do powiedzenia, co w nich siedziało.
Nie pytaj, tego nie wie nikt
Bo nikt nie wie tego
Że mam coś czego nie masz ty
A to coś wspaniałego
I szukaj tego czegoś
W moich tekstach zawartego
To kwestia szczerości nie żaden wybór
(Nowiny)
Jeszcze jedna rzecz mnie uderzyła, gdy oglądałam film. To, że na zwyczajnych chłopaków z bloków znienacka spadła sława. Nie umieli sobie z nią poradzić, jakby nie wiedzieli, co z nią właściwie zrobić. Bo w końcu im nie chodziło o sławę, tylko o hiphop. I żeby mieć coś w kieszeni. A jak na złość, ich popularność wcale nie przekładała się na korzyści materialne. Za każdym razem, gdy pada pytanie, czy ktoś nie ma kasy, Rahim stwierdza: "tyle, co na bilet..." A z drugiej strony po koncercie w cetrum handlowym o mało ich nie zadeptali... Całkiem nie byli na to przygotowani. Kto by zawracał sobie głowę noszeniem długopisu, żeby rozdawać autografy...
Widzę szczyt, a za szczytem
Zaszczyt za zaszczytem
Lśnienie mistrzostwa kieruje moim bytem
Ambicja spotyka się z uznaniem i zachwytem
Wyrzeczenia są tutaj jedynym zgrzytem
(Priorytety)
Te wyrzeczenia... Stawiają mi przed oczy scenę pierwszego koncertu Paktofoniki, wśród nawoływań: "Kaliber!" i gwizdów. Gdy Fokus i Rahim próbują rapować i się zacinają. A potem na scenę wychodzi Magik i zaczyna "Nowiny". I wszystkie przekleństwa w tym tekście nagle wydają się absolutnie uzasadnione. A ten chłopak stawia czoła tłumowi i zdobywa jego uznanie, ale to już nie ma znaczenia. Bo nagle widać, jak bardzo artysta stojący na scenie jest samotny. Sam jeden naprzeciw tych, którzy czekają, żeby wydać werdykt brawami lub gwizdami. Jakie to jest wyzwanie i poczucie odpowiedzialności... To jedna z tych chwil, w których naturalne olewanie wszystkiego zawodzi, bo musisz być prawdziwy i musisz się przejąć.
On też się przejął.
I zszedł bez ukłonu ze sceny.
I jeszcze w filmie...
Były momenty zabawne: "Niestety..." Fokusa ;), "co ty cały rok robiłeś? - klucze", dzwoniące telefony podczas rozmowy o nagrywaniu "jestem Bogiem", beatboxujący Sot, "jak ty się jednej dziewczyny tak boisz, to co ty zrobisz na widok setki dziewczyn na widowni...", telefon wyrywający Fokusa ze snu: "jestem Bogiem!... - no, pomyłka..."
Były wzruszające i piękne: ślub Magika i Justyny, Fokus szukający własnych słuchawek, żeby je oddać kumplowi, któremu przed chwilą jego własne rozwalił, nagrywanie małego Filipa na domową kamerę, Fryderyk dla Paktofoniki...
Były momenty psychodeliczne, jakby nie z tego świata... "Sen" Magika czy jazdy po jaraniu albo ten moment, gdy Magik pojawia się znienacka przed maską Gustawa, mania prześladowcza Magika...
Były momenty strasznie smutne: narastająca frustracja Magika pracą i życiem w drobnomieszczańskiej rodzinie; zdrada Magika; Justyna mówiąca o rozwodzie; pozostawienie zakupów na parkingu; śmierć babci Fokusa...
Głupio mi mówić tylko o Magiku, ale od pewnego momentu film jest jakby bardziej o nim. Przedstawia jego zmagania z losem, wewnętrzną, przegraną w końcu walkę, rozdarcie, nieuporządkowanie, nieumiejętność odnalezienia się mimo całej jego wrażliwości.
Chcę mieć spokój
W stresowych sytuacji
Natłoku
Jestem jak statek zadokowany
W doku
Od półtora roku
Nikogo na widoku
Tylko dźwięki hip hopu
Na dziewiątym piętrze w bloku
Tak między nami
Sam na sam z płytami
Nikt mi nie da tego
Co to właśnie da mi
(Nie ma mnie dla nikogo)
Fokus i Rahim walczą dalej. W sumie mam za to szacun dla nich.
I tak naprawdę najważniejsze jest to słowo, przesłanie pojawiające się w ostatniej chwili: nie poddawajcie się, walczcie! Jakby chciał powiedzieć: ja nie umiałem, ale wy nie powtarzajcie moich błędów.
I tak sobie myślę, że tak jak chcieli Fokus i Rah - my Go nie zapomnimy.