- (...) Postanowienie moje jest stanowcze, Marylo. Nie pojadę do Redmond; pozostanę tutaj i będę nauczycielką. Niechże się Maryla o mnie nie martwi!
- A twoje dążenia, twoje plany, Aniu?
- Pozostają. Zmieniłam jedynie cel moich dążeń. Chcę być dobrą nauczycielką i chcę ratować wzrok Maryli. Poza tym zamierzam kształcić się samodzielnie w domu, przejść odpowiedni kurs College. Ach, mam dziesiątki planów, Marylo! Myślałam o nich przez cały ten tydzień. Ofiaruję innym to, co posiadam najcenniejszego i mam nadzieję, że z życia otrzymam również to, co jest w nim najlepsze. Kiedy opuszczałam seminarium, wydawało mi się, że przyszłość roztacza się przede mną jak równa, szeroka droga. Sądziłam, że potrafię sięgnąć wzrokiem daleko, wiele mil w dal. Teraz oto niespodziewanie jakiś zakręt. Nie wiem, co się poza nim znajduje, ale chcę wierzyć, że tylko dobre. Zakręt ma w sobie coś pociągającego, Marylo. Wyobrażam sobie, że poza nim ciągnie się wspaniała zieloność, barwne światła i cienie, wiele nowych krajobrazów, wiele nowego piękna, jakieś wyżyny, wzgórza, jakieś szczyty, doliny...
(...)
Wizja przyszłości Ani zacieśniła się nieco od tego wieczora, kiedy powróciła ona z seminarium do domu. Lecz pomimo że ścieżka ścieląca się obecnie pod jej stopami była wąska, dziewczę czuło, iż zakwitną na niej kwiaty spokojnego szczęścia. Radość, jaką stwarza gorliwa praca, słuszne dążenia i serdeczna przyjaźń, stanie się jej udziałem. Nic nie zdoła ukrócić skrzydeł jej wyobraźni ani przytłumić świata jej marzeń, a zakręt na drodze zawsze może się zdarzyć.
Ania z Zielonego Wzgórza, zakończenie
(nie mam wpływu na strasznie pretensjonalne tłumaczenie, niestety)
Całe to lato było porwane w strzępy i do niczego nie podobne. W czerwcu zasuwałam jak mały samochodzik, żeby pozbierać materiały, pozdawać, pozaliczać, pokończyć wszystko. Udało się... prawie. Pozostałam w połowie napisanej pracy dyplomowej, z jedną poprawką i z niepewnością w sercu: mogłam lepiej... Co poradzić, stało się. Pracę pisałam do końca w lipcu, szło mi to dość dziarsko, napisałam, wysłałam pani promotor i czekałam jedynie na ostateczne zatwierdzenie. Czekałam tak cały sierpień, który był w efekcie mało wypoczynkowy i raczej nie relaksujący. Starałam się zmobilizować do nauki do poprawki - wychodziło różnie. Wiedziałam, że oba te zadania, egzamin poprawkowy i tzw. "obrona pracy dyplomowej" nie będą łatwe, że będą ode mnie wymagać dużej znajomości języka, że nie uniknę błędów językowych ze stresu i z rozpędu, a one zwykle uniemożliwiają mi zaliczenie. Ale tak naprawdę to wierzyłam, że to już końcówka. Że sprawy pozałatwiałam, bieg ukończyłam, wiary ustrzegłam(2 Tm 7b)... Że kończę kolegium i nie będę miała szans odsapnąć, bo muszę zaraz w rekrutacji wrześniowej próbować dostać się gdziekolwiek i iść dalej na studia. Bo nie ma mowy o obijaniu się i życie musi iść do przodu.
Było w tym jednak sporo mojej wrodzonej mądrości, że nie wyszukiwałam kierunku dla siebie z wyprzedzeniem, że nie sprawdzałam, gdzie są miejsca, a gdzie nie, że nie martwiłam się tym na zapas. Bo chociaż oddałam pracę w dwóch egzamplarzach, z płytką i innymi bajerami, złożyłam wszelkie dokumenty i nawet tzw. obiegówkę, to poprawki nie udało mi się zdać. Jest lepiej, ale nie wystarczająco -werdykt brzmiał. Zaproszono mnie na powtarzanie roku. Obrona pracy i kończenie kolegium popłynęło gdzieś w dal, trochę z powodu pecha do pytań, trochę z powodu stresu, trochę z powodu surowego oceniania.
Chyba po raz pierwszy w życiu doświadczyłam, że życie może się obrócić o 180 stopni w ciągu paru minut. Że można myśleć o czymś, co będzie niedługo, co jest zaplanowane i pewne, rysuje się na horyzoncie - i to znika, a ty przed oczami masz nagle karuzelę niespełnionych marzeń i planów, ziemia się chwieje, lód pod stopami trzaska, zamki z tego lodu rozpadają się wokół ciebie i wtedy... nie widzisz nic. Łzy zasłaniają wszelki widok. A w głowie jest chaos. Co ja mam teraz robić? - kołacze się po pustej głowie, z której wywiało wszelkie rozsądne myśli. Ale gorsze nawet jest to drugie pytanie: jak ja im powiem?...
Moja pierwsza trzeźwa myśl po tej wiadomości brzmiała: nie wytrzymam tego przedmiotu kolejny rok. Nie znoszę go i on mi wcale nie pomaga. Muszę wyjechać. Czy uda mi się załatwić Erasmusa?I nagle poczułam się pewniej. Nagle odkryłam, że to nie musi być porażka. Że to może być moja szansa.
Rozmyślam nad tą biedną poprawką i tym powtarzaniem roku już... cztery dni. I coraz bardziej czuję się jak Ania Shirley w cytowanej powyżej sytuacji, podobnej do mojej. Jej decyzja co prawda była wyrzeczeniem. Ona zdała wszystkie egzaminy i nawet miała stypendium, czego o mnie powiedzieć się nie da. Zmusiły ją do rezygnacji ze studiów okoliczności losowe, problemy ze zdrowiem Maryli, problemy z utrzymaniem domu. Ja w porównaniu jestem wybranką losu, wszyscy wokół mnie zdrowi jak rydze (w sumie w tym interesie to ja jestem najbardziej chora, ale nie o tym chciałam), tata obiecał mi wszelkie potrzebne środki i tak naprawdę jak dorwę jakąś pracę to z własnej fanaberii. Tacie zależy na mojej nauce i jest gotów płacić dowolne sumy. W granicach rozsądku, oczywiście. Ale mi fajnie.
I im dłużej o tym myślę, tym bardziej czuję, że mi fajnie. Bo po pierwsze, rok więcej w nauce języka to naprawdę zysk, nie strata. A ja może wreszcie opanuję język na tyle, żeby się nie bać go używać! Wokół mnie jest tyle osób, które mi pomogą, a na trzecim roku jest co najmniej pięć dziewczyn, z którymi zaczynałam, a które wcześniej nie pozdawały. Wbrew pozorom nie będę się czuła obco - i nawzajem sobie będziemy pomagać, notatkami i wzajemnym wsparciem. Chociaż na wspomnienie durnych prezentacji i wrednych kolosów to mi sie niedobrze robi. Po trzecie, powtarzać będę tylko ten przedmiot. To daje mi znienacka mnóstwo czasu wolnego dla siebie. I co najmniej jeden semestr (bo jeśli wyjadę, to dopiero w semestrze letnim) dalszego siedzenia w Warszawie. Mogę wobec tego kontynuować grę na flecie, której nie mam serca przerwać - bardzo to lubię, a myślałam, że w nawale dalszych obowiązków na ewentualnym nowym kierunku już nie pogodzę jednego z drugim. Mogę też zapisać się na mój ulubiony rosyjski lektorat. Co tam, że żetony mi się skończyły, dokupię - czego się nie robi dla rosyjskiego z panią Justyną... :). Po... które to już? :) Będąc w Warszawie i mając więcej czasu, zacznę w końcu chodzić do grupy samopomocowej. Trzeba się wreszcie zacząć ratować i wyciągać z depresji. Dotąd pilnując studiów zaniedbałam siebie, bo tak strasznie nie miałam czasu. I po jedno z ostatnich, ale chyba najbardziej ważne, wrócę do pisania. Hurra! A może nawet czasem porysuję? I usamodzielnię się trochę, pozarabiam jako babysitter. A może ktos z was chciałby bardzo miłe korki z niemieckiego na niezbyt wysokim poziomie? Albo naukę gry akordowej na gitarze/flecie od podstaw? :D Możliwości jest wiele.
Mam mnóstwo marzeń i mnóstwo planów. Całkiem jak Ania. Wreszcie! Tak długo ich nie miałam. Jakie to było męczące, nie wiedzieć gdzie się dąży ani po co. Tak ciągle czekać. A teraz moje życie nie układa się tak, jak się spodziewałam. Ale to nie znaczy, że ułoży się gorzej. Bo teraz mam wreszcie czas dla siebie. Wreszcie pogodzę naukę tego, co dla mnie najtrudniejsze, z byciem sobą.
Moja pierwsza wielka życiowa porażka otwarła mi oczy na to, że można przegraną przekształcić w zwycięstwo. Chociaż to wymaga dużo pracy. Ale po raz perwszy od tak bardzo dawna... Czuję do tej pracy zapał. Jakbym znów była dawną mną. I czuję to, co Ania mi kiedyś, gdy pierwszy raz tę książkę czytałam (ze 12 lat temu), powiedziała: że życiowe zakręty są fascynujące. W czerwcu, lipcu, sierpniu, mówiłam sobie, że moja droga, którą przed sobą widzę, ginie we mgłach. Że wiem mniej więcej jak idzie, chociaż nie widzę jej nazbyt daleko do przodu. Że jest tajemnicą, chociaż stojąc na skrzyżowaniu mniej więcej wiem, czego się spodziewam. A teraz nagle moja droga skręciła i ja zobaczyłam... Całkowicie nowe, zupełnie inne perspektywy. I chociaż wydaje się, że się cofam, to ja wiem, że tak naprawdę będę szła do przodu. Tylko że nieco innym szlakiem.
A wiecie, co jeszcze jest bardzo zabawne? Że pisząc pracę dyplomową, przygotowując się do poprawki, broniąc we wrześniu i zdając w ostatniej chwili na kolejne studia, miałam nie mieć w ogóle wakacji. A tutaj nagle mam trzy tygodnie wakacji jako bonus! Mam co prawda trochę załatwiania różnych spraw, ale to i tak niezła niespodzianka ;).
Co na to powiedziałaby Ania Shirley?
- Życie jest piękne! - Szepnęła Ania z zachwytem.
30-latka z rodziny wielodzietnej, z otwartym umysłem i sercem, magister Nauk o rodzinie z licencjatem z jęz. niemieckiego. Żona, matka córeczki.
Mam stały światopogląd i konserwatywne zasady. Interesuję się pisaniem różnych dziwnych rzeczy, w tym pamiętnika, wierszy, piosenek i opowiadań; uwielbiam rysować i śpiewać. Od nostalgii ratuje mnie wrodzony rozsądek i poczucie humoru.
Kontakt: na FB do wyszukania też pod nickiem
by Katrine
***
My jesteśmy prawdziwe damy, bo przy jedzeniu nie mlaskamy, grzecznie dygamy i się słuchamy mamy
Nic nie wiemy, nic nie znamy
za to ładnie wyglądamy
Kiedy trzeba zrobić dyg
My zrobimy go jak nikt
Na sukienkach żadnej plamy
Przy jedzeniu nie mlaskamy
Dama z damą, ty i ja
Mama z nas pociechę ma
Dama mamie nie nakłamie
Wierszyk powie, zna na pamięć
Dama grzeczna jest jak nikt
No i pięknie robi dyg
***
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
Na klombach mych myśli sadzone za młodu
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.
Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
(Kazimierz Wierzyński)
***
Każdy twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże
Wszak tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj
Co postanowisz niech się ziści
Niechaj się wola twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy Panie
(N. Tenenbaum, J. Kaczmarski "Modlitwa o wschodzie słońca")
***
Śnić sen, najpiękniejszy ze snów,
Iść w bój, w imię cierpień i krzywd
I nieść ciężar swój ponad siły,
Iść tam, gdzie nie dotarłby nikt.
To nic, że mocniejszy jest wróg,
Że twierdz obległ setki i miast,
Lecz bić, bić się aż do mogiły.
Iść wciąż, aby sięgnąć do gwiazd
To jest mój cel - dosięgnąć chcę gwiazd,
Choć tak beznadziejnie daleki ich blask.
By zdobyć swój cel i do piekła bym mógł
Pod sztandarem swym iść,
Gdyby chciał w tym dopomóc mi Bóg!
Właśnie to posłannictwa jest sens,
Więc ślubuję tu dziś
Mężnym być i nie skalać się łzą,
Gdy na śmierć przyjdzie iść.
I nasz świat lepszy stanie się, niż
Dawniej był, nim rycerski swój kask
Wdział i ten, co ślubował niezłomnie
Wciąż iść, aby sięgnąć do gwiazd!
The Impossible Dream, Joe Darion
THE VERY BEST OF
Bajka. Co się wydarzyło pod sklepem z lampami - bajka dziewczynce Kasi i dżinie Flinie
Coś głupiego (o studiach) - o wierze w siebie
O III urodzinach Salonu24
Sierotka Mida na wakacjach - o wakacyjnych wojażach
Bajka wakacyjna - o elfach
Walcząc w słusznej sprawie - o moich poglądach
Przypomina Ciebie mi... Część 5. Pola, las i droga
Niejasne bajdurzenie o dorosłości
Matura. Krótkie studium poznawcze
Pasja odkrywania - wspomnienia z dzieciństwa
Wierszyk. Dla odmiany - o królewnie
Przypomina Ciebie mi... Część 4. Wiatr
O moim pisaniu - właśnie
Naiwna. Głupia - o zaufaniu
Przypomina Ciebie mi... Część 2. Osiemnastka
Przypomina Ciebie mi... Część 1. Dom. Rodzina
Urok staroci - tylko koni żal... - o domu na wsi. Wspomnienia
Dni Powstania - Warszawa 1944 - o wystawie
Kraków inaczej - o wyprawie do Krakowa
"Tam skarb Twój..." - o domu na wsi. Przyjazd
Oto właśnie ta Noc - o Passze
Historia pewnego cudu - o moich narodzinach
Okruchy życia - o mnie
Starsza Siostra - o siostrze :)
Uwielbiam wiatr w każdej postaci - o wietrze. Wiersz
Pamiętnik - po co to właściwie? - o pamiętniku
Zagiąć psora - o nauczycielach
Zwykła ludzka życzliwość - o ludziach
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości