Nigdy nie myślałam, że będę musiała rozstać się z moim blogiem.
Na tak długo.
Bez uprzedzenia.
Cały czas myślałam, że zaraz coś napiszę. Zaraz coś przeczytam. I zaraz potem skomentuję. A nie mogłam. Nie dało się.
To było naprawdę przykre i chyba ja sama tęskniłam najbardziej.
W końcu pisanie jest częścią mej natury, I to właśnie pisanie po polsku. Inne języki tego nie rekompensują.
Przez ten rok, a szczególnie ostatni semestr, wypełniony wytężoną pracą, czułam się, jakbym zgubiła kawałek siebie.
A może nawet całą siebie.
Nie wiem, gdzie byłam i co robiłam, nie pamiętam. Wszystko się zlało w jeden zamglony obraz obowiązków do wypełnienia, wielkich wysiłków dających małe efekty, ciężkiej, trudnej, niekończącej się, przez nikogo nie docenianej pracy.
Ja byłam w środku tego.
Ale to tak, jakby nie było mnie wcale. Jakby tam była ta zupełnie inna ja.
Teraz rok akademicki się skończył, wakacje zaczęły, a moja praca trwa dalej. I tak aż do września, a potem nikt nie wie, co się wydarzy. Ale teraz jest już spokojnie, już nie muszę działać na tempo, mogę pomyśleć, mogę czerpać jakąś satysfakcję z tego, co robię.
Niestety, mam też więcej czasu na zastanawianie się nad innymi rzeczami. Co nie zawsze jest miłe, bo mam nieuleczalną tendencję do głupich myśli.
Bo wiecie co? Za dwa dni będę miała 22. urodziny. I mnie to przeraża. I martwi. Martwi, bo przeraża, przeraża, bo martwi.
Najbardziej mi przykro, że nie umiem ostatnio w ogóle pisać bajek. Tworzenie pracy dyplomowej o bajkach odebrało mi czas na pisanie własnych dziełek oraz zajęło całą uwagę. W ten sposób przestałam zauważać te codziennie cudeńka, które budziły moje fantazje i tworzyły opowieści.
W sumie czuję się taka pusta, taka wyczerpana, jak studnia bez wody. Jak muszla bez ślimaka.
Jakiś rozdział w życiu kończę, ale nie wiem czemu. Bo tak wyszło. Ale to nie było ani przemyślanie, ani zaplanowane. Nie wiadomo, czemu miałoby to służyć. Nie wiem też, co dalej.
Nie mam planów, a moje marzenia są niespełnialne, więc wolę myśleć też, że nie mam marzeń.
Co za przygnębiający nowy początek, co?
Ale pomyślałam sobie, że w ramach "powrotu", w ramach notki po tak długim czasie zrobię pewien bilans i powiem, co u mnie.
U mnie kijowo.
Może to wszystko po to, żeby mogło być już tylko lepiej.
Mam nadzieję w jak najszybszym czasie napisać coś ciekawego i nie dotyczącego mnie. Trzeba tworzyć pożyteczne rzeczy, a nie zapchaj-dziury.
Chciałabym wobec tego wreszcie napisać coś porządnego, ciekawego i dobrego dla innych.
Nie wiem, skąd wziąć pomysł :D.
Ale w końcu są wakacje. Wreszcie jest czas, żeby się zastanowić. A potem robić to, co się chce, a nie to, co się musi. A jak już to, co się musi... to dlatego, że się chce.
Lubię wakacje ;).
Mam wrażenie, że znowu się zmieniłam. Tak mi się wydaje. Ale chyba nikt wokół tego nie dostrzega.
Chyba utknęłam pod znakiem na rozstaju dróg. Tylko że ten znak... nie jest opisany. Wskazuje różne kierunki, ale nie mówi, dokąd która droga prowadzi. A ja stoję na skrzyżowaniu i nie wiem, gdzie iść.
A chyba nie mogę tak wiecznie stać.
Tą myślą, jak zwykle bezsensowną, kończę wstępniaka po mega-przerwie i wyrażam nadzieję, że następnym razem napiszę coś normalnego. I porządnego.
No dobra, że w ogóle następnym razem coś napiszę.
Mimo wszelkich moich niedyspozycji pozdrawiam wszystkich, którzy w ogóle tu wpadliście i przeczytaliście, którzy jeszcze o mnie pamiętacie... Dzięki za to.