Nigdy sbie nie wyobrażałam, jak to będzie.
Różni ludzie powtarzają mi, że to wina mojego braku wiary w siebie, ale naprawdę wolałam myśleć, iż nie zdam. Nawet trochę się do tej myśli przyzwyczaiłam i zatęskniłam do wyimaginowanego mycia podłóg w Empiku (zawsze to praca blisko książek...)
Ale Ktoś chciał inaczej.
Może Los, może Natura, może Siła Wyższa czy inny Absolut.
Najprawdopodobniej jednak to Bóg zrobił mi ten numer, jak to mu się często zdarza. Gdy robisz plany, powiedz o nich Bogu, to się uśmieje...
Plan brzmiał: nie przejmować się, bo i tak nie zdam, jako że tego roku nic z zamierzonych rzeczy mi nie wyszło, szczególnie w wakacje.
Wykonanie wyszło następująco: dostałam zaliczenie z fonetyki bez prawie żadnych uwag (to się nie zdarza!) i zaliczenie z Praktycznej Nauki Języka Niemieckiego połączone z uśmiechem przerażającej pani lektor oraz komentarzem: "pani pracowała w wakacje, to widać... Powodzenia na pisemnym."
Na pisemny czekaliśmy godzinę. Wtedy jeszcze świeciło słońce. Wygrzewałyśmy się na ławkach przed uczelnią, a ja starałam się nie świrować na myśl o gramatyce praktycznej, której za chińskiego smoka nie opanowałam.
I oto za pięć dwunasta wchodzimy do sali, odczytana zostaje lista dopuszczonych do egzaminu i o 12.00 zaczynamy, a za oknem biją dzwony z kościoła tuż obok... A my jedziemy ze słuchanką.
No to była jakaś masakra. Naprawdę potem nikt z nas dokładnie nie wiedział, o co chodziło w tym tekście - to było słuchowisko pt. Ryba, science-fiction o życiu na ziemi (a może na księżycu, w końcu nie wiem) w roku 2972 chyba. Trzeba było strzelać, bo usłyszeć odpowiedzi na te szalone pytania było naprawdę trudno.
Tekst do czytania. Też trudny, ale odetchnęłam z ulgą, bo przynajmniej go rozumiałam. Tekst o tym, że Niemcy z pogranicza przyjeżdżają do Polski pracować, bo u siebie nie mają miejsc pracy. Ale niespodzianka, nie? Miłe było zakończenie, w którym zacytowano Niemca, który powiedział, że przywiązał się do Polski i wcale nie chce wracać.
Przeskoczyłam do gramatyki, żeby mieć to już za sobą. Nie była łatwa. Ale przerabianie zdań z Passiv na Aktiv i w drugą stronę to była czysta przyjemność :)
Wypracowanie zostawiłam sobie na koniec. Tytuł: Pewien piękny sen. Próbowałam opisać alternatywną historię siostry Kopciuszka, ale pisałam po niemiecku używając możliwie najprostszych wyrażeń i zdań, więc zamysł mój pewnie nie był widoczny w efekcie końcowym.
Wyszłam z sali i wysłałam rodzinie SMSy: "niemożliwe, żebym to zdała!" Było nas mniej osób niż w czerwcu, więc sprawdzali prace dwie godziny, postanowiłyśmy poczekać. Wściekle głodne pojechałyśmy na pizzę. Tamże gadałyśmy o wszystkim i o niczym, to była naprawdę miła chwila relaksu.
A potem okazało się, że zdałyśmy, przy czym koleżanka miała najwyższy wynik - 80/100. Ja miałam 60,5 pkt co mnie nieustannie śmieszy (od 60 zaliczenie :)). No i okazało się, że muszę szykować się do ustnego... Wróciłam do domu z nieustającą głupawką, dwie godziny później wzięłam się za robienie prezentacji na ustny. Myślałam, że zrobię ją w miarę szybko, ale nie: siedziałam nad nią do pierwszej w nocy i jeszcze zawracałam głowę koleżance najlepszej na roku, żeby mi ją sprawdziła. Jak mi koleżanka poprawiła tekst, to stwierdziłam, że nigdy się go nie nauczę, żeby go tak ładnie i składnie powiedzieć. Taki był elegancki i skomplikowany...
Wtedy zrozumiałam, czemu moją mamę na maturę z matematyki ojciec osobiście odwiózł do szkoły. Ja też z tego egzaminu najchętniej bym zwiała.
Z poczucia obowiązku wstałąm rano - drugi egzamin bez kawy, której ni było w domu! - powtarzałam prezentację i przeglądałam słownictwo, myśląc mętnie, że nigdy nie wierzyłam, iż do tego dojdę. Do robienia czegokolwiek w obcym języku. To spełnienie najbardziej zestrachanych i niedowierzających marzeń. I dużo pracy mnie to kosztowało. Pojechałam na egzamin, byłam przepisowo pół godziny przed czasem. A tu niespodzianka, dziewczyny przed nami (wchodziło się parami, co 40 minut) trzymali z 10 minut dłużej niż w planie i jeszcze do tego kobitki strasznie długo naradzały się nad ocenami. Okazało się, że obie nie zdały, przy czym jedna się od tej decyzji odwoływała potem. Wyszły dziewczyny strasznie przybite, bo trudno powiedzieć, co właściwie w takiej sytuacji robić, no i zawołali nas...
Miałam jakąś złotą rękę do pytań. Wylosowałam naprawdę proste. I mówiłam, może nie w 100% poprawnie, ale płynnie. Taaak, to było przeżycie. A potem prezentacja: mówiłam o mojej pasji - pisaniu bajek. Nie - o czym, albo dlaczego, tylko: jak. Co mnie inspirowało. Opowiedziałam o dziewczynie wśród drzew, o zdjęciu lamp z orientalnego bazaru i nie zdążyłam powiedzieć o spisywaniu bajki na ulotkach od Telepizzy, bo panie mi przerwały: najwyraźniej było to wystarczające. Ale ilustracje i bajki przeglądały z zaciekawieniem.
No i potem okazało się, że zdałam i ja, i moja towarzyszka, a co najlepsze, straszna pani lektor powiedziała mi, że zrobiłam duże postępy! Ona to najlepiej wie, bo na jej zajęciach siedziałam zestresowana z gębą na kłódkę. Rzuciłam się koleżance na szyję z radości.
Pozostałe moje koleżanki też zdały, ufff!
I tak oto dokonałam niemożliwego, cud się wydarzył, zdałam egzaminy. Jakiś Duch Święty musiał nade mną latać, inaczej by się nie udało.
No i poszłyśmy napić się piwa, bo w końcu egzamin trzeba choćby symbolicznie oblać. Posiedziałyśmy godzinę w pubie In Decks, no bo w którym by innym, a dziś pojechałyśmy do BUWu po ostatnią pieczątkę i zdałyśmy indeksy.
Wychodzi na to, że jestem studentką II roku, co jest trudne do ogarnięcia i niesie ze sobą kolejne stresujące obowiązki oraz mnóstwo nauki. Ale te egzaminy pokazały mi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Że jeśli coś jest ważne, to się uda, nawet jeśli - a może właśnie dlatego, że - nie moją to mocą.
A najbardziej zaskoczyło mnie, ile osób mi powiedziało: "wiedziałem/am, że Ci się uda!". Ja nie wiedziałam. I nie miałam pojęcia, jak mnie wszyscy wokół wspierają.
Dziękuję raz jeszcze wam wszystkim, którzy wierzycie we mnie, gdy ja wymiękam.
I niniejszym zaczynam wakacje!
30-latka z rodziny wielodzietnej, z otwartym umysłem i sercem, magister Nauk o rodzinie z licencjatem z jęz. niemieckiego. Żona, matka córeczki.
Mam stały światopogląd i konserwatywne zasady. Interesuję się pisaniem różnych dziwnych rzeczy, w tym pamiętnika, wierszy, piosenek i opowiadań; uwielbiam rysować i śpiewać. Od nostalgii ratuje mnie wrodzony rozsądek i poczucie humoru.
Kontakt: na FB do wyszukania też pod nickiem
by Katrine
***
My jesteśmy prawdziwe damy, bo przy jedzeniu nie mlaskamy, grzecznie dygamy i się słuchamy mamy
Nic nie wiemy, nic nie znamy
za to ładnie wyglądamy
Kiedy trzeba zrobić dyg
My zrobimy go jak nikt
Na sukienkach żadnej plamy
Przy jedzeniu nie mlaskamy
Dama z damą, ty i ja
Mama z nas pociechę ma
Dama mamie nie nakłamie
Wierszyk powie, zna na pamięć
Dama grzeczna jest jak nikt
No i pięknie robi dyg
***
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
Na klombach mych myśli sadzone za młodu
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.
Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
(Kazimierz Wierzyński)
***
Każdy twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże
Wszak tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj
Co postanowisz niech się ziści
Niechaj się wola twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy Panie
(N. Tenenbaum, J. Kaczmarski "Modlitwa o wschodzie słońca")
***
Śnić sen, najpiękniejszy ze snów,
Iść w bój, w imię cierpień i krzywd
I nieść ciężar swój ponad siły,
Iść tam, gdzie nie dotarłby nikt.
To nic, że mocniejszy jest wróg,
Że twierdz obległ setki i miast,
Lecz bić, bić się aż do mogiły.
Iść wciąż, aby sięgnąć do gwiazd
To jest mój cel - dosięgnąć chcę gwiazd,
Choć tak beznadziejnie daleki ich blask.
By zdobyć swój cel i do piekła bym mógł
Pod sztandarem swym iść,
Gdyby chciał w tym dopomóc mi Bóg!
Właśnie to posłannictwa jest sens,
Więc ślubuję tu dziś
Mężnym być i nie skalać się łzą,
Gdy na śmierć przyjdzie iść.
I nasz świat lepszy stanie się, niż
Dawniej był, nim rycerski swój kask
Wdział i ten, co ślubował niezłomnie
Wciąż iść, aby sięgnąć do gwiazd!
The Impossible Dream, Joe Darion
THE VERY BEST OF
Bajka. Co się wydarzyło pod sklepem z lampami - bajka dziewczynce Kasi i dżinie Flinie
Coś głupiego (o studiach) - o wierze w siebie
O III urodzinach Salonu24
Sierotka Mida na wakacjach - o wakacyjnych wojażach
Bajka wakacyjna - o elfach
Walcząc w słusznej sprawie - o moich poglądach
Przypomina Ciebie mi... Część 5. Pola, las i droga
Niejasne bajdurzenie o dorosłości
Matura. Krótkie studium poznawcze
Pasja odkrywania - wspomnienia z dzieciństwa
Wierszyk. Dla odmiany - o królewnie
Przypomina Ciebie mi... Część 4. Wiatr
O moim pisaniu - właśnie
Naiwna. Głupia - o zaufaniu
Przypomina Ciebie mi... Część 2. Osiemnastka
Przypomina Ciebie mi... Część 1. Dom. Rodzina
Urok staroci - tylko koni żal... - o domu na wsi. Wspomnienia
Dni Powstania - Warszawa 1944 - o wystawie
Kraków inaczej - o wyprawie do Krakowa
"Tam skarb Twój..." - o domu na wsi. Przyjazd
Oto właśnie ta Noc - o Passze
Historia pewnego cudu - o moich narodzinach
Okruchy życia - o mnie
Starsza Siostra - o siostrze :)
Uwielbiam wiatr w każdej postaci - o wietrze. Wiersz
Pamiętnik - po co to właściwie? - o pamiętniku
Zagiąć psora - o nauczycielach
Zwykła ludzka życzliwość - o ludziach
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości