Tyle jeszcze do zrobienia. Umycie do końca łazienki, poukładanie rzeczy na półkach, wyjęcie zimowych (w tym roku zupełnie nie używanych…) ubrań z szafy, pieczenie ciast, które mogą dłużej postać, zrobienie sałatki, upieczenie chleba. O malowaniu paznokci nie wspominając. Dużo zostało już zrobione, ale jeszcze tyle trzeba dokończyć. A mi Mąż kazał usiąść, wymoczyć zmęczone nogi i pisać tekst. Cóż, ja pewnie bym zdecydowała się robić te wszystkie ważne rzeczy lub chociaż część z nich i tekst nigdy by nie powstał. Mąż jednak wie dobrze, czego potrzebuję. Tyle myśli po głowie mi chodzi i trzeba je jakoś uporządkować. Dać im ujście, zanim zwariuję.
Jest takie powiedzenie, że chrześcijanin żyje od Paschy do Paschy. Od Wielkanocy do Wielkanocy.
Odkąd sięgnę pamięcią ja tak żyłam.
A nawet lepiej: zaczęło się od pierwszych lat mojego życia, których nie mogę pamiętać, zaczynając od Wielkiejnocy roku 1991. Mojego chrztu nie pamiętam osobiście, ale został uwieczniony na filmie. Tej właśnie Nocy zostałam wykąpana w wanience z poświęconą wodą na oczach wspólnoty, do której należą moi rodzice. A potem zostałam szybko wyciągnięta i wytarta, bo było straszliwie zimno. W kolejnych latach uczestniczyłam w Czuwaniu Paschalnym z rodzicami. Jako dziecko więcej tej nocy przesypiałam niż czuwałam, ale wedle mojej mamy – byłam z nimi na uroczystej liturgii co roku. Po przyjęciu I Komunii Świętej siedziałam tam, ubrana uroczyście w komunijną albę i pękałam z dumy i szczęścia. Jako nastolatka sama wstąpiłam do wspólnoty i przeżywałam czuwanie już nie z rodzicami, a z braćmi i siostrami z mojej wspólnoty. Byłam świadkiem kolejnych chrztów: dzieci mojego starszego rodzeństwa, dzieci moich przyjaciół. Trzykrotnie sama zostałam chrzestną maluszka-neofity.
Pewne rzeczy w życiu wydawały mi się pewne, niezmienne i oczywiste. Wymieniając je, zaczęłabym od świąt Wielkiejnocy i od uroczystego Czuwania, pełnego Słowa Bożego, pieśni wznoszących ducha do samego Boga, dzielenia się doświadczeniem działania Boga w życiu z braćmi i właśnie z uroczystymi chrztami przez zanurzenie w sadzawce chrzcielnej. Co roku na to czekałam z drżeniem i niecierpliwością, choć w kolejnych latach życia różne elementy poruszały mnie słabiej bądź mocniej.
W pewnym momencie życia zaczęłam marzyć o rodzinie i o tym, że kiedyś będę trzymała do chrztu własne dziecko. Moja historia sprawiła, że potem w to zwątpiłam. W to, że kiedykolwiek będę miała męża. Dzieci – tym bardziej. Ale Bóg okazał się mocniejszy. Podarował mi wielką miłość i wspaniałego mężczyznę, gdy byłam na dnie zwątpienia i załamania. Nasz ślub był z gatunku happy endu dwóch historii niemożliwych. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, wróciła do mnie i ta myśl – że następnego roku Czuwanie będzie najbardziej wyjątkowe ze wszystkich. Że to będzie chrzest naszej córki.
Decyzję podjęliśmy wspólnie. Stopniowo wszystko szykowaliśmy. Na Boże Narodzenie pojechaliśmy do rodziny męża, bo już było ustalone, że na Wielkanoc oni muszą przyjechać do nas. Wybraliśmy chrzestnych. Zaczęliśmy załatwiać formalności. Chrzestna zamówiła szatkę, na której zostały wyhaftowane imiona córeczki i ta oczywista, jedyna data.
A potem wybuchła pandemia.
Dalszy ciąg każdy umie sobie wyobrazić. Wszyscy to przeżywamy. Wszyscy stanęliśmy przed zamkniętymi drzwiami kościołów i koniecznością pozostania w domu.
Na początku byłam pewna, że to zaraz się skończy. Przecież nie może nie być Czuwania. To jest coś, co jest zawsze. To jest coś, na co zawsze tak czekam. To jest coś, na co w tym roku czekam wyjątkowo!…
Ale kolejne dni przynosiły kolejne obostrzenia, zakazy, przedłużenie kwarantanny.
Wiem oczywiście, że Jezus jest od tego mocniejszy.
Wiem, że przychodzi mimo drzwi zamkniętych.
W połogu, nie mogąc wyjść z domu (3. piętro bez windy i tak dalej) uczestniczyłam w Mszach zdalnych i nie była to dla mnie nowość. W pewien sposób zostałam do tego przygotowana.
Wiem, że brak Czuwania nie przeszkodzi Jezusowi zmartwychwstać.
Wiem też, że chrzest jest najważniejszy w życiu chrześcijanina i ma ogromne znaczenie niezależnie od daty, od ilości gości i oprawy.
Wiem, że nie wszystko w życiu musi być jak ja sobie wymarzyłam, a Bóg nie jest maszynką od spełniania życzeń.
Wiem.
Rozum wie, ale serce cierpi.
To miało być Triduum pełne zamieszania: czy sprawy organizacyjne ogarnięte, czy goście mają noclegi (rodzina i chrzestni przyjeżdżaliby z daleka), czy posprzątane i upieczone, czy wszystkiego starczy, czy nikt się nie pokłócił.
Od niedzieli towarzyszy mi uparta myśl, że to byłby ostatni tydzień przed chrztem mojej pierwszej, wymarzonej, ukochanej Córeczki.
Tydzień pełen nerwowego, ale entuzjastycznego oczekiwania, niczym przed porodem.
Oczekiwanie dla mnie okazało się przygnębione i beznadziejne.
Nawet nie mam siły zadawać tego pytania: dlaczego? To głupie, myśleć, że każdy inny moment na epidemię byłby lepszy. Na takie straszne wydarzenia żaden moment nie jest dobry. Ale ten jest dla mnie szczególnie trudny.
Nie przeszkadza mi zamknięcie w domu, bo niczego mi nie brak. Mam obok najwspanialszego Męża na świecie i ukochaną Córeczkę, która uśmiecha się od ucha do ucha. Mamy wszelkie potrzebne zapasy i nawet więcej, tak że możemy się dzielić. Mamy przytulne i wygodne mieszkanko w pięknej okolicy, bo Bóg zapobiegliwie urządził nam przeprowadzkę przed tymi wydarzeniami. Jako matka z małym dzieckiem i tak ciągle siedziałam w domu, więc nawet mój dzień się bardzo nie zmienił.
Boli mnie tylko to, jak bardzo te święta będą inne. Boli mnie brak świętowania takiego, jakie znałam i na jakie czekałam cały rok.
To będą święta inne dla każdego z nas. Inne niż kiedykolwiek dotąd. Zamiast liturgii w kościele mamy transmisję przez ekran. Zamiast wielkiego zgromadzenia braci i rodziny ze wszystkich stron, będziemy w gronie najbliższej rodziny: Mąż, Córeczka i moi rodzice. Zamiast czuwać całą noc – posiedzimy krócej (chyba, że Mała nie da nam zasnąć ;)). Zamiast grać na wszystkich instrumentach i śpiewać na cały głos – będziemy nucić pod nosem.
I to wszystko będzie bardzo dobre.
Jezus jest ponad to. Nie ograniczają go okoliczności, o jego Mocy, Miłości i Miłosierdziu nie decydują ryty i uwarunkowania modlitwy. Wierzę, że przyjdzie do nas i zmartwychwstanie także w moim zrezygnowanym i zawiedzionym sercu.
Tylko tak zwyczajnie, po ludzku, jest mi trudno.
Jak każdemu z nas, oczywiście.
A Malutką ochrzcimy jak tylko będzie można – po prostu.
30-latka z rodziny wielodzietnej, z otwartym umysłem i sercem, magister Nauk o rodzinie z licencjatem z jęz. niemieckiego. Żona, matka córeczki.
Mam stały światopogląd i konserwatywne zasady. Interesuję się pisaniem różnych dziwnych rzeczy, w tym pamiętnika, wierszy, piosenek i opowiadań; uwielbiam rysować i śpiewać. Od nostalgii ratuje mnie wrodzony rozsądek i poczucie humoru.
Kontakt: na FB do wyszukania też pod nickiem
by Katrine
***
My jesteśmy prawdziwe damy, bo przy jedzeniu nie mlaskamy, grzecznie dygamy i się słuchamy mamy
Nic nie wiemy, nic nie znamy
za to ładnie wyglądamy
Kiedy trzeba zrobić dyg
My zrobimy go jak nikt
Na sukienkach żadnej plamy
Przy jedzeniu nie mlaskamy
Dama z damą, ty i ja
Mama z nas pociechę ma
Dama mamie nie nakłamie
Wierszyk powie, zna na pamięć
Dama grzeczna jest jak nikt
No i pięknie robi dyg
***
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
Na klombach mych myśli sadzone za młodu
Pod słońcem, co dało mi duszę błękitną
I które mi świeci bez trosk i zachodu.
Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną.
(Kazimierz Wierzyński)
***
Każdy twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże
Wszak tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj
Co postanowisz niech się ziści
Niechaj się wola twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
Ocal mnie od pogardy Panie
(N. Tenenbaum, J. Kaczmarski "Modlitwa o wschodzie słońca")
***
Śnić sen, najpiękniejszy ze snów,
Iść w bój, w imię cierpień i krzywd
I nieść ciężar swój ponad siły,
Iść tam, gdzie nie dotarłby nikt.
To nic, że mocniejszy jest wróg,
Że twierdz obległ setki i miast,
Lecz bić, bić się aż do mogiły.
Iść wciąż, aby sięgnąć do gwiazd
To jest mój cel - dosięgnąć chcę gwiazd,
Choć tak beznadziejnie daleki ich blask.
By zdobyć swój cel i do piekła bym mógł
Pod sztandarem swym iść,
Gdyby chciał w tym dopomóc mi Bóg!
Właśnie to posłannictwa jest sens,
Więc ślubuję tu dziś
Mężnym być i nie skalać się łzą,
Gdy na śmierć przyjdzie iść.
I nasz świat lepszy stanie się, niż
Dawniej był, nim rycerski swój kask
Wdział i ten, co ślubował niezłomnie
Wciąż iść, aby sięgnąć do gwiazd!
The Impossible Dream, Joe Darion
THE VERY BEST OF
Bajka. Co się wydarzyło pod sklepem z lampami - bajka dziewczynce Kasi i dżinie Flinie
Coś głupiego (o studiach) - o wierze w siebie
O III urodzinach Salonu24
Sierotka Mida na wakacjach - o wakacyjnych wojażach
Bajka wakacyjna - o elfach
Walcząc w słusznej sprawie - o moich poglądach
Przypomina Ciebie mi... Część 5. Pola, las i droga
Niejasne bajdurzenie o dorosłości
Matura. Krótkie studium poznawcze
Pasja odkrywania - wspomnienia z dzieciństwa
Wierszyk. Dla odmiany - o królewnie
Przypomina Ciebie mi... Część 4. Wiatr
O moim pisaniu - właśnie
Naiwna. Głupia - o zaufaniu
Przypomina Ciebie mi... Część 2. Osiemnastka
Przypomina Ciebie mi... Część 1. Dom. Rodzina
Urok staroci - tylko koni żal... - o domu na wsi. Wspomnienia
Dni Powstania - Warszawa 1944 - o wystawie
Kraków inaczej - o wyprawie do Krakowa
"Tam skarb Twój..." - o domu na wsi. Przyjazd
Oto właśnie ta Noc - o Passze
Historia pewnego cudu - o moich narodzinach
Okruchy życia - o mnie
Starsza Siostra - o siostrze :)
Uwielbiam wiatr w każdej postaci - o wietrze. Wiersz
Pamiętnik - po co to właściwie? - o pamiętniku
Zagiąć psora - o nauczycielach
Zwykła ludzka życzliwość - o ludziach
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura