Dziś Komisja Europejska wszczęła procedurę w sprawie uchybienia zobowiązaniom państwa członkowskiego w związku z ustawą o Sądzie Najwyższym. Rząd polski ma miesiąc na sformułowanie odpowiedzi na wezwanie KE do usunięcia tego uchybienia. Kolejny raz urzędnicy w Brukseli dali wyraz politycznemu podnieceniu, wskazując na rzekomą niezgodność nowej ustawy o SN z zasadą praworządności. Główny spór toczy się o przeniesienie w stan spoczynku sędziów, bowiem wchodząca jutro w życie ustawa zmienia kryterium wieku przejścia w ten stan z 70 do 65 lat. Warto, by wszyscy krzykacze przeczytali Konstytucję, która poza wprowadzeniem zasady nieusuwalności sędziów, wskazuje iż w po pierwsze to ustawa definiuje kryterium wieku, a po drugie w przypadku zmian ustroju sądu można sędziów przenosić w stan spoczynku. Zatem uchwalona przez parlament ustawa spełnia konstytucyjne walory poprawności, niezależnie od obowiązującego domniemania konstytucyjności każdego prawa, do chwili jego oceny przez Trybunał Konstytucyjny.
Po raz kolejny Komisja Europejska dopuszcza się ingerencji w wewnętrzne sprawy państwa członkowskiego. Czyni to organ niewybieralny, nie podlegający niczyjej kontroli, nie mający mandatu społecznego. Wydaje on decyzje w oparciu o kryteria nieostre, których definicji nie ma nigdzie zapisanych. Najczęściej można usłyszeć o "zasadach" czy też "wartościach" europejskich czy unijnych. Pojawia się w tym miejscu fundamentalne pytanie jakie zasady i wartości mają na myśli członkowie tego gremium - czy te które zapisali założyciele Wspólnoty Europejskiej jak Schumann, czy może te które były lansowane przez komunistycznego politruka A. Spinellego. Bo kwestią zasadniczą jest fakt, że wartości obu przywołanych polityków są całkowicie rozbieżne. Najaktywniejszy w krytyce polskiego rządu jest F. Timmermans, w którego kraju, zgodnie zapewne z unijnymi zasadami, morduje się emerytów, dzieci i chorych, w ramach hitlerowskiej eutanazji. Człowiek który reprezentuje taki typ porządku prawnego, nie ma moralnego prawa do pouczania jakiegokolwiek kraju. Do tego dość osobliwego chóru przyłącza się oczywiście nasza wybitna opozycja, która podobnie jak kiedyś działacze PZPR, jeździ na brukselski dywanik padając na kolana i błagając o interwencję. Członkowie konfederacji targowickiej mogliby się wiele od nich nauczyć, bo nikt tak ładnie nie suszy ząbków jak Grzegorz Schetyna, czy Katarzyna Lubnauer mówiąca o naszych (ich) sędziach. Zapewne gdyby tylko mogli poprosili by o interwencję zbrojną, ale szczęśliwie doktryna Breżniewa już nie obowiązuję.
Postawa brukselskich salonów coraz bardziej próbuje łamać traktaty unijne, zawłaszczając dla siebie coraz to nowe obszary. Casus Wielkiej Brytanii która miała dosyć wtrącania się UE w sfery wyłączone spod wspólnej polityki, niczego nie nauczył unijnych decydentów. Polityka gremiów kierowniczych Unii przypomina troskę ZSRR o praworządność w bratnich krajach. Oby nasze władze wytrzymały tę niezasadną presję biurokratów, współczesnej Targowicy oraz krzykliwych mediów, które z dziennikarstwem od dawna nie mają nic wspólnego.
Inne tematy w dziale Polityka