10 lutego br. nad polskim wybrzeżem odbyły się uroczystości związane z 100-tą rocznicą powrotu polskiego państwa nad Morze Bałtyckie. Z tej okazji odbyły się uroczystości kościelno-państwowe z udziałem Prezydenta RP Andrzeja Dudy. Była na nich również w-ce marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska. Podczas przemówień głowy państwa, jakie wygłaszał on do zebranych mieszkańców, były wyraźnie słyszalne gwizdy i okrzyki, które próbowały zakrzyczeć Andrzeja Dudę. Wydarzenie to, jak również reakcja kandydatki na prezydenta z ramienia Koalicji Obywatelskiej budzi ogromne zdumienie i obrzydzenie.
Poza sporem jest historyczność chwili, kiedy Polska na nowo objęła we władanie niewielki fragment linii brzegowej. Banda krzykaczy obraziła nie tyle urzędującego prezydenta, ile pamięć tych wszystkich którzy w tamtym czasie walczyli i oddali życie, by wyrwać z niemieckich granic 140-kilometrowe okno na świat. Obwoźna chuliganeria obraziła pamięć tych, którzy przekształcili rybacką osadę Gdyni w jeden z najnowocześniejszych portów morskich. Krążące po Polsce bojówki postanowiły tym razem wydzierać swoje ociekające pianą pyski w miejscu, któremu tak wiele zawdzięcza nasz kraj i którego mieszkańcy całe wieki tęsknili za wolną Ojczyzną.
Na tym rocznicowym tle pojawia się trzęsąca głową Kidawa-Błońska, niosąca piękne rodzinne tradycje Stanisława Wojciechowskiego i Władysława Grabskiego. Światła i wykształcona kobieta aspirująca do najwyższego urzędu w państwie postanowiła "spontanicznie" odwiedzić dzielnie pikietujących i wydzierających swoje japy przy użyciu wulgaryzmów i gwizdków. Zrobiła z nimi misiaczka, promieniowała uśmiechem, widać było dumę i malujący się na jej ustach perlisty uśmiech. To wprost niesamowite, że można się stoczyć na takie mentalne dno...Dla próby wyrwania paru wyborczych punktów, zamiast stanąć do debaty ze zgłoszonymi kandydatami, Kidawa-Błońska woli trzymać sztamę z płatnymi krzykaczami, którzy zdobywali szlify zakłócając warszawskie spotkania z Patrykiem Jakim. Swoją drogę to ciekawy sposób uprawiania polityki przez największą partię opozycyjną, która na sztandarach głosi pluralizm, wolność słowa i dyskusji, ale w praktyce zamiast tego opłaca objazdowy cyrk z byłymi pacjentami oddziału zamkniętego psychiatrii.
Kampania wyborcza dopiero nabiera rozpędu, tymczasem mamy już obrażonego partnera Roberta Biedronia, który poczuł się dotknięty słowami Beaty Kempy o byciu pierwszą damą (a kim ma do cholery być: "pierwszym damem"), a to nikt inny jak jego kolega-gej uczynił ze swojej orientacji centralny punkt każdego programu wyborczego; mamy dalej Szymona Hołownię który zdążył już schować swój rzekomy katolicyzm popierając zdejmowanie krzyży z urzędów czy in vitro; mamy wreszcie samą Kidawę-Błońską głoszącą konieczność rozmowy i dialogu, a z drugiej strony identyfikującą się z ordynarnym prymitywnym chamstwem za który płaci jej partia. Krótko mówiąc, takie wybory to tylko w Polsce.
Platforma Obywatelska kolejny raz pokazuje, że jest bandą hałaśliwej hołoty, potrafiącą krzyczeć, tupać, skarżyć gdzie tylko można. Majowe wybory pokażą, czy Polacy podzielają jej pomysł na Polskę. Oby drugą kadencję wygrał Andrzej Duda; nie chcę by szczerbate jałopy które tak czule Pani Kidawa przytulała, meblowały mi kraj.
Inne tematy w dziale Polityka